niedziela, 22 listopada 2015

"Dziewczyna w ciemności" - książka, której się łatwo nie zapomina.

Na takie książki nie trafia się często. Dziewczynę w ciemności dosłownie połknęłam w weekend dwa tygodnie temu i od tego czasu nie chce mi wyjść z głowy. Wcześniej, przed lekturą, nie miałam pojęcia, że istnieje coś, co w skrócie można nazwać alergią na światło. Na jakiekolwiek światło: słoneczne, lampy, to z wyświetlacza w telefonie i komputerze. Nawet krótkotrwały kontakt z nim kończy się potwornym bólem całego ciała, porównywalnym do przypalania żywym ogniem. Co pozostaje? Zamknąć się w ciemnym pokoju i po prostu go nie opuszczać.





Anna Lyndsey, czy raczej osoba, która pisze pod tym pseudonimem, któregoś dnia zaczyna odczuwać pieczenie twarzy. Dzieje się tak wtedy, gdy spędza czas przed komputerem - a na tym polega jej praca. Po kilku miesiącach piecze ją już nie tylko twarz, ale całe ciało. I to nie tylko po kontakcie z promieniowaniem komputera: dzieje się tak po zetknięciu z jakimkolwiek źródłem światła.

Lekarze są bezradni, Anna również. Co może robić trzydziestoletnia, dotąd prowadząca aktywne życie kobieta? Zamknąć się w ciemnym pokoju i słuchać audiobooków, muzyki, wymyślać gry słowne, robić szaliki na drutach. Problematyczne staje się otwarcie lodówki, by zrobić sobie kanapkę. Problematyczne stają się zakupy, nawet te internetowe wymagają pomocy innej osoby. Problemem są kontakty z innymi ludźmi: mało którym znajomym Anny starcza cierpliwości na składanie jej wizyt w całkowitych ciemnościach. W rzadkich okresach remisji Anna po zmroku może wyjść na dwór, ale tylko ze światłomierzem w dłoni, ubrana w kilka warstw workowatych ubrań nieprzepuszczających promieni UV. 



Dlaczego ta książka wydała mi się niezwykła?

Przede wszystkim: niecodzienna jest sama tematyka. Tym bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że to nie żadne science-fiction, tylko prawdziwa historia zwyczajnej kobiety. Ogromnie imponuje mi sposób, w jaki Dziewczyna w ciemności została napisana. Nie jest to dziennik choroby. Nie jest to również hurraoptymistyczna opowieść z morałem, że warto żyć mimo wszystko. 

Szczerze mówiąc mam problem z zaszufladkowaniem Dziewczyny w ciemności w jakikolwiek gatunek. Jest to po trosze i biografia, i dziennik, i love story. Przede wszystkim jest to jednak napisana z ogromnym talentem, humorem (sic!) i dystansem opowieść o życiu, które trzeba przeżyć - mimo wszystko, innego bowiem nie będzie. Wybaczcie mi banał, jaki trąci ostatnie zdanie, ale tak właśnie to widzę.

Z tekstu poświęconego książce, który ukazał się w Wysokich Obcasach 7 listopada dowiedziałam się, że zachęcona sukcesem autorka postanowiła napisać powieść - już zaczynam jej wypatrywać. Przeczytałam również, że ostatnio zmieniły się proporcje i Anna Lyndsey coraz mniej czasu musi spędzać w kompletnych ciemnościach - na taki happy end podświadomie liczyłam przez całą lekturę.

Książkę szczerze polecam: to najlepsza pozycja, jaką czytałam w ostatnim czasie, a czytam naprawdę sporo.

Anna Lyndsey, Dziewczyna w ciemności, wyd. Agora, 2015. 

5 komentarzy:

  1. Rzeczywiście, książka warta zainteresowania, muszę przeczytać. Czytałas "Umysł w ogniu"? Jeśli nie, to polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł obił mi się o uszy, ale nie, książki nie czytałam. Poszukam następnym razem w bibliotece, dziękuję! :)

      Usuń
  2. Cześć! Dziewczynę w ciemności mam w planach. "Umysł w ogniu" czytałam i szczerze polecam. Od siebie mogę dołożyć "Schizofrenia - moja droga przez szaleństwo". Naprawdę warto przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Troszkę dziennik, troszkę biografia i trochę love story? To coś dla mnie! Uwielbiam życiorysy i może akurat mi to podpasuje. Bardzo chętnie sięgnę po tę lekturę!!!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...