niedziela, 30 września 2012

Październik miesiącem bez zakupów

Od dłuższego czasu fascynuje mnie wszystko, co związane jest z minimalizmem.
Zaczęło się od znakomitej książki Dominique Loreau Sztuka prostoty, o której pisałam TUTAJ, prawie dokładnie rok temu. Do książki powróciłam, zaczytuję się w "minimalistycznych" blogach i mam ogromną ochotę chociaż część z założeń filozofii minimalistycznej wprowadzić do własnego życia. 

A że jutro początek tygodnia i początek nowego miesiąca, postanowiłam, że właśnie od jutra zacznę.

Absolutnie nie czuję się gotowa, aby opróżnić szafy, zadowolić się jednym kremem czy jedną parą butów. Chcę natomiast ograniczyć konsumpcję, dlatego ogłaszam

PAŹDZIERNIK MIESIĄCEM BEZ ZAKUPÓW




W październiku nie kupię ani jednej książki - może dzięki temu uda mi się przeczytać chociaż część z tych, które stoją na półce.

W październiku nie kupię ani jednego kosmetyku (wyjątkiem jest szampon i odżywka, po które pójdę jutro, ale zaplanowałam to i naprawdę potrzebuję tych rzeczy).

W październiku rezygnuję z zakupów ubraniowych. Bo wszystko mam. Choćby nawet nastały arktyczne mrozy, mam czapki, szaliki, swetry, kurtki, płaszcze. Rzekłabym nawet, że mam w nadmiarze. Poza tym: żadnych korali, broszek, kolczyków.

W październiku rezygnuję z zakupów przez Internet. Żadnego polowania na okazje!

W październiku kupię tylko Zwierciadło, Twój Styl, archiwalny numer Sensu i Mojego Gotowania w tanim czytaniu. Bo gazet też kupuję za dużo.

W październiku nie jem na mieście - no, chyba że ktoś mnie zaprosi i za mnie zapłaci :P

Jako iż jestem zwolenniczką metody małych kroków, na razie tyle, ale już mam pomysł na to, jakie "minimalistyczne" wyzwanie podejmę w listopadzie.

Trzymajcie kciuki! :)

sobota, 29 września 2012

Ćwiczę, bo lubię :)

Napisałam to!
Ćwiczę, bo lubię.
Nie dlatego, że chcę schudnąć. Nie dlatego, że chcę sobie coś udowodnić i nie dlatego, że "wypadałoby". Bo lubię. 

Minął miesiąc, odkąd zaczęłam zapisywać tutaj, jakie ćwiczenia i jak długo wykonywałam.
Minął miesiąc, a ja uwielbiam ten moment, kiedy przebieram się w getry i odpalam kolejne filmiki. 
Minął miesiąc i ćwiczenia sprawiają mi coraz większą frajdę, bo widzę, że coraz mniej się męczę, coraz więcej jestem w stanie zrobić, moje ruchy stają się bardziej skoordynowane, ćwiczenia wykonuję w sposób bardziej płynny i nie sapię po pięciu minutach jak mała lokomotywa.

Co jeszcze dały mi regularne ćwiczenia? To niesamowite, ale:

- jestem lepiej zorganizowana. Tak układam sobie dzień, żebym wieczorem miała te minimum 40 minut wolnego;

- zgubiłam karteczkę, na której na początku sierpnia wypisałam swoje wymiary, ale widzę, że jest mnie mniej. Na pewno mam węższą talię, mniej tłuszczyku na brzuchu i pięknie podniosły mi się pośladki. No i schudłam dwa kilo :D;

- cellulit? Niedługo będę mogła odpowiedzieć pytaniem na pytanie: jaki cellulit? Z cholerstwem zwanym pomarańczową skórką zmagam się od zawsze. I co? Poćwiczyłam dwa miesiące i prawie go nie mam. Serio! Żałuję, że adres tego bloga znają moi znajomi, w przeciwnym razie z chęcią zaświeciłabym tu tyłkiem i udami, co by zaprezentować efekty :P,

- nie bolą mnie plecy! Plecy wysiadły mi jakieś trzy lata temu - były masaże, maści, spanie na podłodze - wszystko na nic. Teraz pracuję osiem godzin za biurkiem... i daję radę! Nie powiem, czasem łupie mnie pod łopatką... ale tylko czasem i nie jest to tak dokuczliwe, jak było wcześniej;

- jem zdrowiej. Nie, absolutnie się nie odchudzam, ale świadomie omijam szerokim łukiem czekoladę i chipsy, jem więcej warzyw, zmuszam się do jedzenia owoców. Byłoby głupotą ładować w siebie śmieciowe jedzenie, skoro i tak przeszłam na jasną stronę mocy :),

- endorfiny istnieją! Zawsze myślałam, że po treningu jest się zmęczonym i spoconym, a nie szczęśliwym. A jednak! Jest się i zmęczonym, i zadowolonym. I to zadowolenie, mam wrażenie, utrzymuje się znacznie dłużej niż to wynikające np. z zakupów;

- rośnie moja wiedza na temat zdrowego stylu życia. Zaczęłam więcej na ten temat czytać, także na blogach, część pomysłów wprowadzam w życie - świetnie się z tym czuję;

- mam więcej energii - ale to oczywiste;

- nabrałam większej pewności siebie - i to jest rzecz, która zadziwia mnie najbardziej i o której pewnie jeszcze napiszę. Zaczęłam się ubierać bardziej kolorowo (chociaż kocham czarne ubrania), eksperymentuję z makijażem, łatwiej przychodzi mi wypowiedzenie na głos tego, co myślę. 

Ale nie tylko o to chodzi, ta przemiana jest także wewnątrz mnie. Czuję, że mogę więcej, że mniej rzeczy mnie przeraża, na więcej wyzwań mam ochotę. Mam nadzieję, że ten stan się utrzyma, ale coś w tym jest: gdy zmienia się twoje ciało, zmienia się też Twój umysł. 

Na ćwiczenia poświęcam około 40 minut do godziny pięć razy w tygodniu. Patrząc na to, jak wiele mi to daje, wysiłek, jaki w to wkładam, jest naprawdę niewielki :)

A co robię, gdy nie ćwiczę? 

CZYTAM, na zdrowie! :)


niedziela, 23 września 2012

Słoik wyzwań!

Z planu, który napisałam sobie tydzień temu, został mi do zrealizowania punkt piąty:

SŁOIK WYZWAŃ!

Pomysł nie jest mój, możecie sobie o nim poczytać tutaj - KLIK, ja uważam, że jest świetny.

Przede wszystkim: to kolejny sposób, żeby motywować się do zrobienia rzeczy, które może nie są pierwsze na liście priorytetów, ale które zawsze chciało się zrobić. 

Po drugie: nad moimi karteczkami spędziłam trochę czasu, ich zawartość nie jest przypadkowa, wiem, że to co wpisałam, to rzeczy dla mnie dobre, które robię tylko dla siebie, dla lepszego samopoczucia. 

Po trzecie: na karteczki wpisałam nie tylko rzeczy które MUSZĘ zrobić. Ma być bez spinania się i ciężkiej walki samej ze sobą, żeby się przemóc. Większość rzeczy wydaje mi się super przyjemna :)

Za tydzień napiszę, jak słoik się sprawdza. A wypisałam rzeczy m.in. takie:

- ćwicz minimum 10 minut z nowym filmikiem na YT;
- zrób maseczkę;
- naucz się 10 nowych słówek, z niemieckiego lub angielskiego;
- zrób peeling kawowy;
- obejrzyj film, który zawsze chciałaś obejrzeć;
- ugotuj coś nowego!;
- ćwicz z pierwszą płytą Ewy Chodakowskiej;
- dzień bez kawy!;
- dzień bez słodyczy!;
- idź spać o 22.

I tak dalej :) Słoik będę uzupełniać na bieżąco, aż znajdzie się w nim 50 karteczek... a może więcej. Codziennie rano losuję jedną.

A może macie jakieś fajne pomysły, co jeszcze można na nie wpisać?

Życzcie mi powodzenia! :)






poniedziałek, 17 września 2012

Ulubione kosmetyki - szminki (I)

Nigdy nie sądziłam, że popełnię post o podobnej treści... z drugiej jednak strony właśnie dzieje się to, co wcześniej czy później zadziać się musiało. Od dłuższego czasu bowiem przeżywam ciężką fascynację makijażem i wytrwale maluję, zmywam, testuję, rozcieram, mieszam i łączę, polem eksperymentów czyniąc własną twarz. 

Nie mogę powiedzieć, że nie malowałam się wcześniej, byłam jednak w tej kwestii dość hmmm... zachowawcza i minimalistyczna. Na mój makijaż dotychczas składał się fluid matujący, tusz do rzęs, czarna krecha i jakiś błyszczyk. Fakt, używałam cieni do powiek, ale na ogół w zupełnie neutralnych kolorach. Natomiast róż, szminka, baza pod cienie czy nawet pędzle do makijażu - no cóż, mogły dla mnie nie istnieć.

Wszystko zmieniło się o 180 stopni pod wpływem Dominiki Budzyńskiej, o której już pisałam i dziewczyn z kilku innych blogów, których właścicielki tworzą na swoich twarzach małe dzieła sztuki. 

Największą miłością zapałałam do szminek - po 27 lat wyszła ze mnie prawdziwa baba :) Wcześniej tolerowałam jedynie szminki ochronne i błyszczyki... i ależ głupia byłam!

Dla początkujących adeptek makijażu, które w dodatku mają rano mało czasu (i niewielką wprawę) na umalowanie się, szminka jest cudownym rozwiązaniem, może ona bowiem robić za cały makijaż, umalowanie ust zaś, w porównaniu z umalowaniem oczu, zajmuję moment.

Moje ulubienice, których używam na przemian, prezentuję poniżej:


Moja pierwsza, o wdzięcznej nazwie Mrs. Brightside, Catrice z limitowanej edycji Cruise.
Nie sądziłam, że będę się dobrze czuć w tym kolorze (intensywny różowy, z mieniącymi się drobinkami), jednak zakup tej szminki zbiegł się ze zmianą koloru włosów na prawie czarny i miałam wrażenie, że mając tę szminkę na ustach, moja twarz jest mniej ponura.


Szminka Paese, z serii Sexapil, nr 15.
Kolor szminki jest bardzo zbliżony do koloru moich ust, dlatego z upodobaniem używam jej na co dzień.


Szminka Kobo, English Rose
Kolejna różowa piękność w mojej kolekcji. Jest to jasny, lekko połyskliwy róż, który świetnie współgra z ciemnym makijażem oczu. Uwielbiam!


Szminka Catrice z serii limitowanej Cucuba, nazywa się "Be all smiles"

A to już szminka w zupełnie nie moim kolorze, na którą namówił mnie mój mężczyzna. "Bierz, będzie oryginalnie" - powiedział, a ja wzięłam i przez przypadek wstrzeliłam się w trendy. Okazuje się bowiem, że w sezonie jesień/zima 2012 usta powinny być albo brązowe, albo w kolorze jeżyn - piszę zupełnie tak, jakby miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie :D Sama szminka jest świetna: mięciutka, mocno napigmentowana, całkiem fajnie nawilża - polecam :)



A tak moje skromne zbiory prezentują się razem :)

 A skoro już o trendach w makijażu wspomniała, to dziś dokupiłam sobie ni mniej, ni więcej, a szminkę w kolorze fioletowo - jagodowym. Kosztowała mnie całe 8 zł, ale już czuję, że się polubimy:



Jakość zdjęcia kiepska, ale pokażę szminkę jeszcze na ustach... o ile się odważę. Oglądając bowiem blogi makijażowe, sama widzę, ilu rzeczy jeszcze nie umiem, ile nauki przede mną... ale też mam ogromną ochotę się uczyć i z czasem dojdę do większej wprawy - mam nadzieję :)

Na koniec kilka zdjęć makijaży, w których główną rolę grają usta. Nigdy nie sądziłam, że tego typu foty są w stanie wywołać u mnie szybsze bicie serca :)






Lana! <3



Zdjęcia pochodzą z TEJ i TEJ strony. 

niedziela, 16 września 2012

Zaplanuj to! (V)

Szczerze jak na spowiedzi przyznaję, że w poprzednim tygodniu posypało się... wszystko. (moje plany na miniony tydzień - KLIK)

Przyczyna? Do bólu banalna: zatrucie pokarmowe, które odebrało mi chęci i siły na cokolwiek. 
Dziennik diety prowadziłam aż do środy - bo w środę nie jadłam nic, w czwartek prawie nic, apetyt na cokolwiek odzyskałam w okolicach piątku, tyle, że mój żołądek za wiele nie był w stanie przyjąć. 

Dzielnie ćwiczyłam również do środy: w środę nie ćwiczyłam, nie byłam w stanie, w czwartek zrobiłam sobie trening z pierwszą płytą Ewy Chodakowskiej, który tak mnie wymęczył, że w piątek ćwiczyłam wszystko... i nic. 

Plusy? Niższa waga, ale podejrzewam, że plus krótkotrwały i lada moment wszystko wróci do normy.

W tym tygodniu powtarzam więc kilka zadań z poprzedniego tygodnia i dopisuję sobie kilka nowych. Czyli:

1) ĆWICZENIA WEDŁUG TEGO PLANU - KLIK

Jeszcze raz, od początku, porządnie - mam nadzieję, że żadne rewolucje mi w tym nie przeszkodzą :)

2) NIEMIECKI

Przemyślałam sprawę i do innych wniosków dojść nie mogłam. Uczę się dalej! A konkretnie:

- wracam do nauki z programem "Profesor Klaus. Gramatyka" - uczę gramatyki z podręcznika, rozwiązuję ćwiczenia w programu. Ile? Najmniej trzy lekcje!

- w tym tygodniu chcę opanować 100 nowych słówek - i nie widzę innego wyjścia, jak wypisać je sobie na karteczkach na każdy dzień, włożyć do kieszeni i powtarzać sobie np. w wtedy, gdy czekam aż zagotuje się woda. Tak zrobię! :)

3) AKCJA: GODZINA Z TWISTEREM

Czyli twistuję sobie... tak, żeby w ciągu tygodnia wyszła mi godzina :) 
Nie chcę narzucać sobie, czy będę kręcić rano czy wieczorem, ale wypada ok. 10 minut dziennie. Super! :)

4) AKCJA: PAZNOKCIE

Doszłam do wniosku, że muszę coś w tym temacie podziałać. Moje paznokcie nie wyglądają najgorzej, ale... mogłoby być lepiej. Dlatego też w tym tygodniu chcę zacząć łykać jakieś witaminki, które poprawią ich stan oraz regularnie stosować odżywkę.

Polecacie coś szczególnie?

5) ZROBIĘ SOBIE "SŁOIK WYZWAŃ"

O co chodzi? Jak na złość nie mogę przypomnieć sobie bloga, na którym widziałam ten pomysł, ale z grubsza mój plan polega na tym, żeby przygotować sobie na początek 50 karteczek, na których wypiszę różne wyzwania, np. "zrobić 100 brzuszków", "skakać na skakance 5 minut", "porozciągać się z Cassey", ale też przyjemności, np. "obejrzyj komedię", "pomaluj paznokcie", "zrób maseczkę". Dopóki nie wykonam zadania z karteczki, nie losuję następnej.

Z założenia mają to być rzeczy dobre dla mnie, które chcę zrobić "dodatkowo". Ot, taka dodatkowa zachęta :)

6) DZIENNIK DIETY

Od nowa: poprzedni tydzień to jeden wielki falstart :)

A jakie są Wasze plany na ten tydzień :)?

Na koniec kilka "jogowych" inspiracji, które uwielbiam!






Zdjęcia pochodzą z TEJ strony.



piątek, 14 września 2012

Jak się motywuję?

Nie chce mi się.
Zrobię to jutro. 
Nie dam rady.
Nie mam siły. 
Chciałabym, ale...
Innym razem.

Znacie to? Znacie na pewno. 

Od kilku miesięcy staram się wyrzucić te słowa ze swojego słownika. Powtarzam sobie, że skoro powiedziałam A, do powiem B (a potem C,D, E... itd.). 

Skoro zaczęłam ćwiczyć i całkiem nieźle mi to wychodzi, to głupio się teraz wycofać, kiedy dużo już osiągnęłam, ale jeszcze mnóstwo frajdy przede mną. 

Skoro zaczęłam się uczyć niemieckiego, to nie wycofam się tylko dlatego, że w czasie, który powinnam poświęcać na naukę, wolę sobie poczytać. 

Skoro staram się wprowadzać zmiany w swoim sposobie odżywiania, skoro czuję się zdecydowanie lepiej, gdy jem częściej, a mniej, to nie zamierzam zmieniać tego tylko dlatego, że w pizzerii MEGA pizza kosztuje tyle, co mała. 

Przyznaję, proces, żeby ruszyć cztery litery zabrał mi kilka miesięcy. Serio! Tyle czasu musiałam toczyć zażartą walkę ze sobą, by zacząć robić to, co teraz sprawia mi ogromną frajdę i z czego jestem dumna. Dzisiaj nie mam pojęcia, na co tyle czekałam, ale widocznie mój proces decyzji zachodzi w tempie ślimaczym. 

Teraz zaś staram się nie myśleć :) Teraz staram się robić. Jest impuls, jest iskra - nie analizuję: działam! I dobrze mi z tym :)



Jak się motywuję? Na własny użytek opracowałam kilka strategii, w większości pewnie znanych, ale dla mnie są one mega skuteczna. A więc:

USTALAM,  CO CHCĘ OSIĄGNĄĆ

To było najtrudniejsze. Miałam np. ogromny problem z tym, żeby zacząć biegać. Zresztą: nie biegam do tej pory :) Owszem: wyszłam kilka razy na bieżnię, ale wyglądało to tak, że co chwila zerkałam na zegarek i patrzyłam, ile do końca. Bez sensu. Po przeprowadzeniu poważnej rozmowy ze sobą ("O co Ci kurnia kobieto chodzi???!!!) stwierdziłam, że bieganie mnie męczy, nie mam z tego frajdy, nie widzę postępów, moja kondycja nie pozwala mi nawet na 10 minut biegu, co było dla mnie deprymujące. 

Wiedziałam i wiem natomiast, że chcę ćwiczyć minimum trzy godziny w tygodniu, że nawet nie tyle zależy mi na tym, żeby schudnąć, co chcę poprawić swoją kondycję, pozbyć się cellulitu, mieć sprawne i elastyczne ciało.
Z racji braku kasy, nie chciałam też wydawać pieniędzy na buty, sprzęt, karnet na siłownię.

Ćwiczenia w domu, z różnymi filmikami, okazało się strzałem w dziesiątkę: ćwiczę Z PRZYJEMNOŚCIĄ ponad trzy godziny tygodniowo, cellulit maleje, talia pięknieje, ja czuję się świetnie, CHCE MI SIĘ ĆWICZYĆ - i o to od początku chodziło! :)

ZAPISUJĘ!!!

Słowo pisane ma ogromną moc! Zapisuję wszystko: począwszy od postanowień tygodniowych, które umieszczam na blogu, przez "przypominajki" w komórce o tym, że mam nałożyć maseczkę, doczytać książkę, poćwiczyć na twisterze. TO POMAGA! 

Nasz umysł na "cudowną" właściwość, że natychmiast zapomina to, co sobie postanowiliśmy, jeśli tylko wie, że będzie nas to kosztowało trochę wysiłku. Jeśli zapiszesz, to pozamiatane. Nie ma wymówek, nie ma, że zapomniałam! Obiecałaś? To dotrzymaj słowa!

"NIE CHCE MI SIĘ" nie jest argumentem

Poza tym: jakie nie chce mi się?
Chcę być szczupła? Chcę!
Chcę być zdrowa? Chcę!
Chcę sobie wpisać z CV :niemiecki średniozaawansowany"? Chcę!
Chcę być mądrzejsza? Chcę!

Jeśli nie robię czegoś tylko dlatego, że "niechcemisie", mimo, iż w danej chwili nie mam nic innego do roboty, to natychmiast sprowadzam się do mentalnego pionu i ROBIĘ! 

PATRZĘ, JAK ROBIĄ TO INNI

Moje cele są proste: ćwiczyć, uczyć się języków, zdrowo się odżywiać, nie marnować czasu, uczyć się nowych rzeczy. Nie ja pierwsza na to wpadłam, nie ja pierwsza idę tą drogą... dlaczego więc nie korzystać z doświadczeń innych? Mary, Kreatywa, Dominika - mogłabym tak wymieniać długo, długo (będzie o tym post!). Te dziewczyny mnie inspirują, dają nowe pomysły, popychają do przodu. 

MYŚLĘ O KONSEKWENCJACH

Tak, układam w głowie czarne scenariusze. Co się stanie, jeśli dziś nie będę ćwiczyć? Prawdopodobnie nie zmotywuję się też jutro...a może i pojutrze. A może moja przerwa potrwa kilka miesięcy? I za kilka miesięcy zacznę znowu, tyle, że będę w punkcie wyjścia... NO WAY! Wierzcie mi, w tym przypadku pisanie czarnych scenariuszy pomaga!

Ciąg dalszy nastąpi! :)

A jakie są Wasze sposoby na motywację :)?

wtorek, 11 września 2012

Bo w niej jest taka siła... (Kto mnie inspiruje - cz. I)

Wiele miejsca na tym blogu poświęcam ćwiczeniom, celom i motywacji, jednak chyba jeszcze nie pisałam o tym, kto mnie motywuje. 

Od dziś, co jakiś czas, będę umieszczać posty o ludziach, którzy realizują swoje pasje, są twórczy, inspirują do działania, motywują mnie i sprawiają, że mi też się chce. O kim napiszę w pierwszej kolejności, wiedziałam od początku: 

o DOMINICE BUDZYŃSKIEJ!



Kim jest Dominika Budzyńska? Chyba nie muszę Wam jej przedstawiać :) To ZAWSZE uśmiechnięta, przepiękna dziewczyna na wózku, na którą nie mogę się napatrzeć i w której jestem bezwarunkowo zakochana.

Dominika ma osiemnaście lat, i mnie, starą babę, uczy, jak korzystać z każdego dnia, jak wydobywać z niego to, co najlepsze, wreszcie: jak nie szukać ograniczeń w możliwościach, lecz możliwości w ograniczeniach. Pierwszy raz to motto przeczytałam właśnie na stronie Dominiki i od tej pory powtarzam je sobie każdego dnia, gdy stwierdzam, że się nie da, że nie można, że nie chcę... Otóż: 

DA SIĘ, MOGĘ CHCĘ!

To dzięki Dominice przestałam ubierać się tylko na czarno i zainteresowałam się makijażem - odnoszę wrażenie, że będzie to pasja na dłużej. Zresztą: spójrzcie, jak ona maluje i fotografuje! Dla mnie jest artystką w każdym calu! 

Jej bloga znam na pamięć, a i tak zaglądam na niego codziennie, nie sposób bowiem nie uśmiechnąć się, patrząc na kolorowe, radosne zdjęcia tej dziewczyny.

Panie Boże, daj nam więcej takich osób: dzięki nim świat będzie piękniejszym i lepszym miejscem!



A blog Dominiki do poczytania i pooglądania znajduje się tu: www.dominikabudzynska.blogspot.com
Zdjęcia również pochodzą z niego.

sobota, 8 września 2012

Co będę sobie ćwiczyć w następnym tygodniu? (I)

Jak postanowiłam, tak robię!
Ułożyłam sobie plan treningowy na najbliższy tydzień. Nie jestem instruktorem, nie mam pojęcia, czy ma on ręce i nogi... niemniej jednak planuję go wykonywać, żeby mieć silne ręce i zgrabne nogi! :)

Swoją drogą, kilka dni temu odkryłam filmiki Jillian Michaels i po jodze jestem tak pozytywnie do nich nastawiona, że postanowiłam codziennie testować jeden.

A więc:

PONIEDZIAŁEK - niech się dzieje!

W poniedziałki jestem najmniej zmęczona, więc w tym dniu nie planuję się oszczędzać.

Rano: Twister - 5 minut

1. Rozgrzewka: KLIK - ok. 18 minut
2. Cardio Circuit 1 z Jillian Michaels: KLIK - ok. 6 minut
3. Moje ukochane ćwiczenia na boczki z Tiffany: KLIK - ok. 10 minut
4. Mój ulubiony trening na pośladki z Mel B: KLIK - ok. 10 minut


Razem: ok. 50 minut

WTOREK - dzień tygodnia, który lubię najmniej, więc RELAKS!

Rano: Twister 5 minut

1. Rozgrzewka KLIK - ok. 6 minut
2. Cardio Circuit 2 z Jillian Michaels KLIK - ok. 6 minut
3. Pilates z Denise Austin KLIK - ok. 10 minut
4. Pilates c.d. KLIK - ok. 10 minut

Razem: ok. 32 minuty - jak na wtorek, wystarczy :)

ŚRODA - niech będzie energetycznie! A jeśli energia, to tylko z Tiffany!

Rano: Twister 5 minut

1. Rozgrzewka KLIK - ok. 10 minut
2. Cardio Circuit 3 KLIK - ok. 6 minut
3. Ćwiczenia na płaski brzuch z Tiff KLIK - ok. 6 minut
4. Ćwiczenia na pośladki z Tiff KLIK - ok. 11 minut
5. Moje ulubione ćwiczenia na plecy (polecam wszystkim pracującym przy biurku!) KLIK - ok. 12 minut

Razem: ok. 45 minut

CZWARTEK - zakładam, że po środzie będę konkretnie zmęczona, więc łagodnie:

Rano Twister 5 minut

1. Rozgrzewka KLIK - ok. 6 minut
2. Cardio Circuit 4 KLIK - ok. 7 minut
3. Joga z Jillian Michaels KLIK - 35 minut

Razem: ok. 48 minut

PIĄTEK - tego dnia czuję, że mogę wszystko!

Rano Twister 5 minut

1. Rozgrzewka KLIK - ok. 10 minut
2. Cardio Circuit 5 KLIK - ok. 6 minut
2. Ćwiczenia, które mam ogromną ochotę wypróbować, angażują wszystkie partie ciała KLIK - ok. 20 minut
4. Ćwiczenia na plecy z Tiffany: KLIK - 12 minut

Razem: ok. 48 minut

Ufff... przejrzałam ten plan jeszcze raz i naprawdę mam nadzieję, że dam radę.
Dużo miejsca poświęcam na rozgrzewkę i rozciąganie - nie przestałam bowiem marzyć o szpagacie. Najdłuższe filmiki z każdego treningu starałam się dobierać tak, żeby angażowały one wszystkie partie ciała. 
Największym wyzwaniem jest dla mnie jednak Jillian Michaels - ćwiczenia z nią są krótkie, ale intensywne.

Z drugiej jednak strony roznosi mnie energia, MAM OGROMNĄ OCHOTĘ ZREALIZOWAĆ TEN PLAN I POWIEDZIEĆ SOBIE W PIĄTEK: KOCHANA! JESTEŚ FAN - TA- STY- CZNA! :)

A dla większej motywacji:






Wszytkie zdjęcia pobrałam ze strony Stylowi.pl.

piątek, 7 września 2012

Zaplanuj to! (IV)

Odkąd założyłam tego bloga, planowanie weszło mi w krew.
Można to uznać za brak spontaniczności i wtłaczanie się w sztywne ramy, ale odkąd zapisuję sobie, co i jak chcę zrobić... to po prostu to robię. Bez kombinowania, odkładania na później, wymówek w stylu "nie chce mi się". Mam zrobić... to robię. Proste? Takie właśnie miało być! 

Odnośnie postanowień z ubiegłego tygodnia (które znajdują się TUTAJ), już widzę, że bez wspomagania się nie obejdzie. O co chodzi? O punkt pierwszy, który mówi, że chcę jeść regularnie. Generalnie nie jest źle, ale:

- fakt, jem niewielki posiłki co dwie, trzy godziny, ale zupełnie przestałam kontrolować ile jem, ile te posiłki mają kalorii. Często zdarza mi się zapominać, czy to mój trzeci czy czwarty posiłek;

- dalej: cały dzień się trzymam, za to wieczorem nie mogę powstrzymać się od jedzenia. Nie, pisząc, że się "trzymam", nie mam na myśli tego, że się głodzę. Po prostu wieczorem uruchamia się jakiś dziwny mechanizm: zaczynam jeść... i nie mogę przestać, dopóki nie poczuję, że zapchałam się na dobre. A potem czekam dwie godziny, żeby zacząć ćwiczyć, po dwóch minutach łapie mnie kolka, kończę o 23, potem nie mogę zasnąć, przez co o 6 jestem nieprzytomna... i tak być nie może!

Środek zaradczy? Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to założyć sobie dziennik diety. Dzięki temu, mam nadzieję, będę miała większą kontrolę nad tym kiedy, ile i co jem - i to jest moje pierwsze postanowienie na ten tydzień!

A dziennik już mam, o taki:



Przy okazji: czy któraś z Was korzystała ze strony tabele-kalorii.pl? Wygląda fajnie, ale nijak nie mogę się w niej połapać...Czy któraś z Was prowadzi taki dziennik diety? Pomaga?

Z innymi postanowieniami poszło już znacznie lepiej, oswoiłam się z twistem i ćwiczenia na nim zaczynają mi sprawiać prawdziwą frajdę :) Sposób na zastąpienie czarnego kolory innym? Jasne buty! Moje poczucie estetyki podpowiada mi, że ubierając się od stóp do głów na czarno z jaśniejszym akcentem jedynie na stopach wyglądam śmiesznie. Więc kombinuję.

A moje postanowienia na ten tydzień wyglądają tak:

1) Zacząć prowadzić dziennik diety - patrz wyżej.

2) Niemiecki... kurde.

Gdy w lipcu rozpoczynałam naukę, byłam pełna entuzjazmu, werwy i zapału. Teraz jednak entuzjazm, werwa i zapał mi się skończyły i od jakiś dwóch tygodnie... nie robię NIC. Mało tego: nie chce mi się tego zmieniać, nie chce mi się uczyć gramatyki, nie chce mi się wkuwać słówek. Niemiecki wydaje mi się trudny, odpychający, niezrozumiały. Z drugiej jednak strony... włożyłam już pracę w naukę podstaw, coś już umiem. szkoda zmarnować. Co robić? Daje sobie tydzień na podjęcie decyzji: odpuszczam i uczę się czegoś innego, czy jednak trwam przy niemieckim.

3) Regularne ćwiczenia - koniecznie muszę ułożyć sobie plan, bo do moich treningów wkrada się chaos!

4) Nie zbankrutować na katowickich Targach Książki, na które jutro się wybieram :)

5) Twister - twistuję 10 minut dziennie - codziennie! :)

środa, 5 września 2012

Let's twist again!

Papugą jestem... - mogłabym zanucić i nucę, jednocześnie mając świadomość, że jeśli istnieje jakieś specjalne piekło dla zgapiaczy, to ja na pewno tam trafię. Z drugiej strony rozgrzeszam samą siebie: skoro innym coś się udało, mówią, jak to zrobili... to czemu miałabym nie spróbować?

O co chodzi?
O talię Klaudyny
Twistuję od wczoraj... i czekam na tak spektakularne efekty, jakie osiągnęła Klaudyna :) Stwierdziłam bowiem, że samo zielenienie z zazdrości nic mi nie da - trzeba działać, drogie Panie, a pierwszym krokiem był zakup twistera. 

Swoją drogą: w moim przypadku twister to świetna alternatywa dla hula hop, którym nie umiem kręcić i powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek się nauczę. Jako mała dziewczynka byłam mistrzynią w kręceniu hula hop - teraz nie umiem i koniec!

Mój twister wygląda tak:


Mam go od wczoraj, więc za wiele na temat treningów na nim nie mogę się wypowiedzieć, ogromnie jednak podoba mi się to, że jest lekki, można na nim ćwiczyć i nawet nie myśleć za bardzo, że się ćwiczy, bo skręty wykonują się jakby same... No, może nie do końca, jakiś udział w tym musiałam mieć, o czym niech świadczy kolka, którą dostałam po 10 sekundach :)

Plan jest taki: pięć minut rano, pięć minut wieczorem przez pierwszy tydzień, a potem stopniowo będę dokładać sobie minutę.

Od razu też postanowiłam zrobić zdjęcie kontrolne, coby później móc obejrzeć zdjęcia "przed erą twistera" i "po erze twistera".

I wiecie co? Jestem z siebie bardzo zadowolona, patrząc na talię właśnie, ostatnie treningi nie poszły na marne! Serio! Nie sądziłam, że mam wcięcie... a tu proszę! :)



Nieco podbudowana tym widokiem... wskakuję na mojego niebieskiego smerfa! :)

wtorek, 4 września 2012

Zrobię szpagat? Nie zrobię szpagatu?

[ Do tego wpisu zainspirowała mnie Paulina z blogu "Być Idealną" - zerknijcie! ]

Jeszcze kilka miesięcy temu... ba!, miesiąc temu, popukałabym się w czoło na samą myśl, że JA miałabym zrobić SZPAGAT???!!!

Teraz natomiast nie myślę, że się nie uda, tylko kombinuję, ile czasu mi to zajmie.

Rzućcie okiem na ten filmik:



Wczoraj obejrzałam połowę filmików z Cassey - niesamowita dziewczyna! Troszkę irytuje mnie jej "słodycz", ale spójrzcie na nią: na to, jak wygląda, jak cudownie jest rozciągnięta, z jaką łatwością przychodzi jej to, co robi - mnie te filmiki baaaaardzo zainspirowały i zmotywowały!

Poza tym filmik ten zachwiał lekko moje dobre samopoczucie: wydawało mi się, że jestem rozciągnięta... Otóż nie jestem. Jest dobrze, ale do szpagatu brakuje mi... łohohohohohoh i jeszcze trochę :)

Dlaczego chcę się nauczyć robić szpagat?

- Bo uwielbiam się rozciągać, same przygotowania do szpagatu będą dla mnie przyjemne;

- Bo lubię mieć cel, lubię wiedzieć, po co coś robię: w tym przypadku będę wiedziała, czemu służy to całe rozciąganie;

- Bo lubię przełamywać własne ograniczenia: dotychczas sądziłam, że szpagat jest poza moimi możliwościami. Teraz chcę się przekonać kolejny raz, że robiąc coś regularnie i konsekwentnie MOGĘ WSZYSTKO!;

- Bo za jakiś czas chcę napisać na tym blogu: ZROBIŁAM SZPAGAT, AAAAA! :)

Powyższy zestaw ćwiczeń mam zamiar dołączyć do swoich codziennych treningów, oprócz tego więcej czasu poświęcę ćwiczeniom na nogi... i może za kilka tygodni/miesięcy, będę mogła pochwalić się fotką, na której wykonuję szpagat. 

Trzymajcie kciuki!

Póki co, zanim wkleję swoje foty :P,  kolejne inspiracje:








A swoją drogą: czy któraś z Was potrafi go zrobić? Ile czasu, mniej więcej, trzeba ćwiczyć?

Zdjęcia pochodzą z tej strony: KLIK!

niedziela, 2 września 2012

Zaplanuj to! (III)

To, co napiszę, nie będzie odkrywcze, ale... mamy jesień, cholera!

Niestety, należę do osób, które żyją od kwietnia do sierpnia, pozostałe miesiące najchętniej bym przespała, zawinięta w ciepły koc. 

I chociaż taką jesień, jak na obrazkach poniżej jestem jeszcze w stanie trochę lubić, to jednak szybko przestaje być ona aż tak kolorowa. 



Co roku powtarzam sobie, że tym razem moja jesień będzie kolorowa, że będę się ubierać w jesienne barwy (wszelkie odcienie czerwonego koloru, butelkowa zieleń, przygaszony żółty), korzystać z tego, że we wrześniu do kina wchodzą najlepsze filmy i nie będę zamykać się w domu, gdy tylko zrobi się nieco chłodniej. I co roku mój entuzjazm kończy się w okolicach października...

Dlatego mam nadzieję... inaczej: JA WIEM!, że w tym roku to się zmieni! Bo przecież nie może być tak, że coś takiego jak pogoda, na którą ja nie mam wpływu, ma tak ogromny wpływ na mnie!

W tym tygodniu planuję wprowadzić pewne modyfikacje do mojego sposobu odżywiania. 
Przez ostatni czas skupiałam się głównie na ćwiczeniach, teraz, kiedy powoli stają się one nawykiem, chcę zadbać o jadłospis. Przez ostatnie tygodnie nie było źle: nie napychałam się słodyczami, sporadycznie zdarzyło mi się zjeść coś po 19, w pracy udawało mi się poprzestać na tym, co przynosiłam z domu, a przynosiłam zdrowe rzeczy. Niemniej jednak kilka rzeczy mogłabym poprawić.

W tym tygodniu:

1) Będę jadła regularnie.

Próby jedzenia co dwie, trzy godziny podjęłam już w poprzednim tygodniu, jednak różnie mi to wychodziło. Moim głównym problemem jest to, że kiedy wstaję przed szóstą, nie chce mi się jeść, mam ochotę tylko na kawę - i jednak najczęściej ulegam tej pokusie. Muszę to zmienić: zielona herbata pobudza przecież tak samo, a niewielka kromka razowego pieczywa sprawi, że po dotarciu do pracy nie rzucę się od razu na jedzenie.

2) Będę jadła zdrowo.

Ja w zasadzie jem zdrowo. Chodzi mi głównie o to, że chciałabym wprowadzić do swojej diety więcej warzyw w postaci zup czy sałatek. Fajnie by było zamiast kanapki, dla odmiany, zjeść coś, co wcześniej przygotowałam sobie w domu.

3) Będę rano przez pięć minut ćwiczyć na twisterze.

Twister zamówiłam w ubiegłym tygodniu, zainspirowana TYM wpisem Klaudyny. Podejrzewam, że jutro do mnie dotrze, więc od wtorku.... heeeeja: pięć minut rano, pięć minut w trakcie wieczornego treningu. Spójrzcie na talię Klaudyny: chyba warto wstać pięć minut wcześniej :)?

Oprócz tego, oczywiście, dalsze ćwiczenia z filmiki z YouTube. 

I jeszcze coś: 

4) Dość czarnego koloru! 

Fakt, uwielbiam moje czarne spódnice, uwielbiam moje czarne bluzki, ale czy naprawdę koniecznie muszę nosić je razem? Niby jakim cudem chcę mieć kolorowe, optymistyczne myśli, skoro postać, jaką codziennie widzę w lustrze przypomina mi tą panią :)?


Miłego tygodnia wszystkim życzę! :)

PS Nie pamiętam już, na którym blogu znalazłam ten utwór, ale nie mogę się uwolnić od tego coveru. Mało tego: piosenkę wykonuje polski zespół!


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...