poniedziałek, 29 października 2012

Nie ma głupich: nie jem słodyczy do Wigilii!

Ann z bloga annowa.blogspot.com rzuciła świetne hasło: koniec ze słodyczami... do Wigilii. 

Dokładnie wczoraj siedziałam i dumałam o tym, że czas potraktować poważnie te wszystkie slogany, żeby jeść warzywa i owoce, pić więcej wody i NIE JEŚĆ SŁODYCZY! 

Ze słodyczami mam problem od dawna. I w moim przypadku to naprawdę JEST problem. Gdyby chodziło o jednego cukierka lub kawałek ciasta raz na jakiś czas, nie robiłabym problemu. Ale niestety: gdy się nie pilnuję, dzień zaczynam od batonika, drugie śniadanie to ciasteczko... a obiadu mogę nie jeść, bo zjadłam pakę żelków. A ostatnio się nie pilnuję - i to widać.

W związku z powyższym, no więc, ehem ehem...

DO WIGILII NIE JEM SŁODYCZY!!!



Uściślijmy. Jako słodycze rozumiem:

- wszelkie batoniki, czekolady, wafelki, żelki, ciasteczka, cukierki;
- pączki, bułki słodkie, ciasta z kremami itd.;
- słodkie płatki do mleka;
- jogurty owocowe;
- soki z kartonów, gazowane napoje, colę itd.

Ponadto nie słodzę kawy i herbaty - ale to akurat żadne wyrzeczenie, bo i tak nie słodzę :)

Słodyczami nie są:

- wafle ryżowe pełnoziarniste posmarowane cienko marmoladą (ale też max. jeden dziennie), podobnie chrupie pieczywo z dżemem;

- upieczone muffinki na bazie otrębów, mąki pełnoziarnistej, z dodatkiem brązowego cukru (max. 3  w tygodniu);

- ciasto marchewkowe z brązowym cukrem - max. raz w tygodniu;

- kasza jaglana z rodzynkami, morelami, żurawiną, cynamonem - ale bez dosładzania;

- kisiel (max. raz w tygodniu);

- suszone morele, żurawina, słonecznik, dynia itd.;

- łyżeczka miodu do jogurtu naturalnego.


A w Wigilię zjem ogromny kawał makowca - o tak! :)

Ann, dziękuję za motywację i mentalnego kopa! 

Ktoś się przyłącza? Razem zawsze raźniej! :)

niedziela, 28 października 2012

Uwielbiam wygrywać! :)

A kto nie lubi? - można by zapytać retorycznie, bo chyba nie ma takiej osoby.

Wygrana na facebookowym profilu Joko ucieszyła mnie tym bardziej, że prawie od miesiąca w ramach akcji "no shoping" nie kupiłam ani jednego kosmetyku (w ogóle nic nie kupowałam, ale o tym wkrótce).

Firmy Joko nie znam za dobrze, kilka lat temu używałam jedynie ich odżywki do paznokci - na tym moje doświadczenia z tą marką się kończą. Nie wiem, czy produkty z limitowanej serii Night in Venice wpadłyby mi w ręce - a tak, cieszę się, że je mam :) 

Co prawda nazwa sugeruje, że kosmetyki przeznaczone są do wykonania odjechanych makijaży karnawałowych, moim zdaniem jednak bardziej sprawdzą się na co dzień. Cienie ładnie się mienią na powiece, jednak ich pigmentacja jest raczej słaba - szczególnie jaśniejszego, którego zamierzam używać jako cienia bazowego wtedy, gdy za bardzo nie chcę mi się malować. ciemniejszy zaś to ciemna śliwka - fajnie, bo takiego jeszcze nie miałam :)

Co do pudru... podobna historia. W opakowaniu wygląda na dość ciemny, mimo że to wersja dla blondynek. Na zdjęciu, mimo iż nałożyłam go całkiem obficie, jest prawie niewidoczny. Dla mnie jednak jest to ogromny plus tego kosmetyku: wszelkie róże i bronzery stosuję od niedawna, więc wprawy w nakładaniu brak. Dlatego im upiększacz mniej widoczny i mniej rzucający się w oczy - tym lepiej: mniej widać błędy w aplikacji :P



Puder rozświetlająco - brązujący "Magnifico for Blonde" oraz cień do powiek "Burratino"



Trochę szkoda używać, żeby nie zniszczyć wytłoczonego motywu :)


Zdjęcie lekko niewyraźne, ale ładnie widać drobinki.


A tu już ja w prościutkim makijażu wykonanym wygranymi kosmetykami. Jak widać, z Wenecja i karnawałem za wiele wspólnego nie mam, ale lubię takie delikatny efekt na co dzień.


I coś, bez czego nie może się obejść żadne robienie zdjęć: Ania i jej jedna z popisowych min :D


sobota, 27 października 2012

Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo! :)

Są takie chwile, dla których się żyje - śpiewał w swoich najlepszych czasach Robert Gawliński.

I ja w to wierzę. I uważam się za szczęściarę, bo w moim życiu było wiele takich momentów, kiedy wstrzymywałam oddech, zamykałam oczy i bałam się pomyśleć "Chwilo, trwaj!" - żeby nie zapeszyć.  

Pierwszy raz nad sensem słów z piosenki Gawlińskiego zastanawiałam się, gdy miałam lat szesnaście i uparcie polowałam na takie "momenty" - w sposób mniej lub bardziej mądry (a raczej zupełnie głupi). Wtedy też naszła mnie refleksja: "Jak żyć? Skoro piękne są tylko chwile, to jak żyć między jedną chwilą a drugą?".

Jedenaście lat później kolejny raz odkryłam Amerykę. W ogóle często zdarza mi się, że "oczywista oczywistość" dociera do mnie nagle, ale z taką mocą, że znów muszę wstrzymać oddech.

Tym razem zadziałał prościutki obrazek, który krąży gdzieś po necie:


I moja chandra, która nie opuszcza mnie od kilku tygodni minęła jak ręką odjął. 

Dopóki mam dwie ręce i dwie nogi...
Dopóki mam otwarty umysł, z którego zawsze mogę zrobić użytek...
Dopóki jestem zdrowa...
Dopóki istnieje mnóstwo ciekawych, inspirujących książek, po które mogę sięgnąć...
Dopóki mam przyjaciół...
Dopóki słuchanie muzyki sprawia, że mam motyle w brzuchu...
Dopóki potrafię śmiać się na cały głos...

... tak długo nie mam prawa czuć się nieszczęśliwą! 

A nawet jeśli którąś z tych rzeczy stracę... to wymyślę inną :)

Dawno, dawno temu stwierdziłam, że nie jest sztuką mieć wiecznego doła i pretensje do wszystkich o wszystko.

Dawno temu zauważyłam, że pielęgnowanie optymizmu jest najlepszym, co możemy zrobić dla siebie i innych. 

Cieszmy się tym, co mamy. 

Polujmy na "chwile", ale doceńmy czas pomiędzy nimi: kiedy możemy napić się ulubionej herbaty z ulubionego kubka, pogłaskać mruczącego kota, upiec 30 muffinek i pęknąć z dumy :)

Zacytuję kolejny raz:

Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest.*

***

A dzisiaj doszła kolejna rzecz. Znowu: obrazek znaleziony w sieci, który sprawił, że umówiłam się z moją najwspanialszą przyjaciółką na wspólne czytanie książek pod stołem... za lat "dziesiąt".

I znowu życie odzyskało właściwie barwy i proporcje :)



* Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę cytować Sylwię Grzeszczak :)

poniedziałek, 15 października 2012

Najlepsze ćwiczenia rozciągające (znalezione w sieci)

Od 4 września wytrwale się rozciągam. Co prawda do szpagatu brakuje mi jeszcze, oględnie mówiąc, trochę, ale uparłam się, że zrobię... i zrobię. A rozciąganie opornych mięśni sprawia mi coraz większą frajdę :)

Poniżej prezentuję zbiór filmików z którymi do tej pory ćwiczyłam - chcę je mieć w jednym miejscu, żeby za każdym razem nerwowo nie przeszukiwać YouTube.

Mój ulubiony - ćwiczenia rozciągające na wszystkie partie mięśnie. Wygląda to niewinnie, ale skutki tego treningu zdarza mi się odczuwać przez kilka dni. Ktoś dobrze napisał w komentarzu: These videos are torture :)

Czas trwania: 14 minut


Filmik bardzo podobny do tego, który zamieściłam powyżej, tylko dłuższy. Również bardzo lubię.

Czas trwania: 23 minuty.



7 minutowy trening dla biegaczy. Jego minusem i plusem jednocześnie jest to, że występująca na nim pani nic nie mówi. Ja dzięki temu bardziej skupiam się na tym, co robię. Zresztą i tak mniej więcej pamiętam kolejność ćwiczeń.


Ten filmik również bardzo lubię, jednak za każdym razem, gdy go oglądam, mam ochotę porzucić matę i iść pobiegać :)

Czas trwania: 9 minut




A tu już kilka propozycji dla tych, którzy tak jak ja chcą zrobić szpagat:

Ćwiczenia prezentowane w zawrotnym tempie, ja na ogół zapamiętuję trzy, pauzuję, ćwiczę, znowu zapamiętuję trzy, ćwiczę... No i nie ukrywajmy: niektórych nie jestem w stanie wykonać :)



Kolejny trudny, jak dla mnie, zestaw.



No i Cassey, którą już kiedyś tutaj dodawałam:




Oczywiście w sieci filmików jest mnóstwo, nie chcę jednak wklejać tych, których nie znam. 
Jeśli jednak macie jakieś swoje sprawdzone zestawy, chętnie poznam :)

sobota, 13 października 2012

Jak jeść jesienią?

W ciągu ostatnich dwóch tygodni wydarzyło się... wszystko, a mówiąc bardziej precyzyjnie, były one kiepskawe pod każdym względem: trochę stresu, głowa pełna czarnych myśli, nie taka pogoda za oknem. 

I wystarczyło, aby moja motywacja i energia osiągnęła stan bliski zeru. Mało tego: nie tylko prawie odpuściłam sobie ćwiczenia, ale też zadbałam o to, by pogorszyć sobie samopoczucie dietą: wafelki i cola - na okrągło. Brawo Aniu! Na efekty nie trzeba było długo czekać: widać je na skórze, a i samopoczucie miałam wstrętne. 

Właśnie to odstępstwo od zdrowego odżywiania denerwuje mnie najbardziej, bo kolejny raz mam dowód, że jestem mistrzem teorii. Na półce stoi dwa miliony książek o tym, co i jak powinno się jeść, mam ochotę wypróbować mnóstwo nowych przepisów na energetyczne, rozgrzewające potrawy... ale nie: wafelki i cola. Ych, naprawdę, czasem nie lubię samej siebie. 

***

Ten wpis będzie o zdrowym odżywianiu jesienią właśnie. Pamiętam, że kilka lat temu ktoś zwrócił mi uwagę, gdy cała zadowolona z siebie w październiku jadłam jogurt. Pamiętam jak dziś: Jedząc jogurt na śniadanie, nie fundujesz sobie zdrowia, tylko katar. Teraz wiem, że były to święte słowa. Wtedy to zainteresowałam się żywieniem sezonowym, opartym na naturalnych produktach, a także odżywieniem według Pięciu Przemian. Swoją dietę staram się modyfikować kilka razy w roku, wraz ze zmianami, jakie obserwuję za oknem.

Uściślijmy: pisząc dieta, nie mam na myśli szczegółowej rozpiski co mogę jeść, a czego powinnam unikać, nie mam na myśli liczenia kalorii czy wyrzeczeń. Dla mnie dieta to sposób odżywiania, dzięki któremu będę zdrowa i będę miała dużo energii. Dieta ma na celu poprawę mojego samopoczucia, nie zaś zrzucenie zbędnych kilogramów. Zresztą: lepsza sylwetka jest efektem ubocznym :)

Zasady, o których piszę poniżej, polecam każdemu. Nie są one skomplikowane, testowałam je na sobie wiele razy i zapewniam: są skuteczne. 

Co i jak jeść jesienią, żeby czuć się świetnie?

1) MNIEJ SUROWIZNY

Jesień jest tą porą roku, kiedy należy zadbać o zachowanie ciepła i energii, a warzywa i owoce spożywane na surowo wychładzają organizm. Dlatego na surowo spożywajmy ok. 1/3 warzyw i owoców, pozostałe zaś gotujmy, duśmy, zapiekajmy.

2) KASZA JAGLANA DOBRA NA WSZYSTKO

To zabawne, ale dzięki zwykłej kaszy jaglanej, którą można kupić w każdym sklepie, wyleczyłam się z chronicznego kataru. Przez wiele, wiele lat należałam do osób "pociągających" niezależnie od pory roku i niezależnie od tego, czy akurat byłam przeziębiona czy nie. Paczka chusteczek musiała być!

Tymczasem kasza jaglana jedzona na śniadanie i dodawana do zup rozwiązała problem. Odkąd dowiedziałam się, że ma ona działanie wysuszające i jem ją regularnie, wieczny katar stał się przeszłością. 

3) PRZYPRAWIAJ

Nie wyobrażam sobie jesieni bez cynamonu, imbiru, chili, kurkumy, curry. Nie tylko świetnie rozgrzewają, ale też pomagają wydalić z organizmu toksyny. Wzmacniają odporność i pobudzają przemianę materii (imbir!).

4) JEDZ ZUPY

Ciepłe, sycące, bez mięsa, za to gotowane na wywarze z warzyw, odpowiednio doprawione. Z dyni, warzyw strączkowych, cebuli, pora, soczewicy, kapusty, kalarepki. Z kaszą jaglaną lub jęczmienną, płatkami owsianymi, posypane sezamem, czarnuszką, pestkami słonecznika. Uwielbiam!

5) PIJ KAWĘ

Ale nie taką rozpuszczalną, z mlekiem, jaką, niestety, lubię najbardziej :)
Jesienią bardzo chętnie piję kawę zbożową, którą przygotowuję tak:

Do ok. pół litra wrzącej wody wsypuję czubatą łyżkę kawy zbożowej i dodaję po szczypcie cynamonu, imbiru i kardamonu, kilka goździków i pół łyżeczki "prawdziwego" kakao. Całość gotuję ok. 5 minut i słodzę miodem. Proste i genialne! :)

Co jeszcze?

Jesienią piję mniej wody i soków, zastępując ją herbatę, najczęściej zieloną, czerwoną i białą. Ostatnio wróciłam też do picia pokrzywy - ale o tym innym razem.

Według teorii Pięciu Przemian jesień to Przemiana Metalu, do której przepisane są płuca i jelito grube - staram się wiec wzmacniać te narządy - ale o tym też napiszę przy okazji.

Unikam przetworów mlecznych i mięsa - chociaż mięsa akurat prawie i tak nie jem. 

I według tych zasad zamierzam się odżywiać aż do pierwszych mrozów - nie colą i wafelkami, nie ma głupich! :)

A jesień na moim stole wygląda tak:

Sałatka ze szpinaku, ziemniaków, pestek słonecznika i dyni


Cynamonowe "ślimaki"


Żytnia bułeczka z pieczarkami


Potrawka z fasoli, selera naciowego i szpinaku


Pierogi orkiszowe z soczewicą


Okej, czasem jesień wygląda też tak :) Ale ciasto czekoladowe kocham niezależnie od pory roku :)



A powyższą listę jesiennych zasad sporządziłam na podstawie książki Bożeny Żak - Cyran Jedz i żyj zgodnie z porami roku, która jest moją Biblią, jeśli chodzi o zdrowe, sezonowe jedzenie. polecam!


czwartek, 4 października 2012

Jak się motywuję? (II)

Ostatni tydzień, a właściwie dwa tygodnie, były kiepskie.

Nawet nie o to chodzi, że dopadł mnie leń, nie. Dopadło mnie zwykłe zmęczenie. Codziennie pobudka po piątej, potem szybko, szybko, szykuję się do pracy, ponad godzina w aucie lub autobusie, osiem godzin w pracy, półtorej godziny na powrót, szybka obiadokolacja, ćwiczenia, niemiecki, czytanie, gotowanie, korepetycje, że o skrzeczącej codzienności w postaci kurzu na meblach nie wspomnę. A następnego dnia... dzień świstaka. Mało tego. Wstaję: ciemno. Wracam z pracy, mija godzina i ciemno. Ych.

Przez ostatni tydzień zupełnie odpuściłam sobie ćwiczenia. I to jest dowód na to, że w moim przypadku zupełnie nie sprawdzają się ćwiczenia co drugi dzień, bo z jednego dnia robi się tydzień przerwy.

Dlatego dzisiaj wracam i zaczynam treningiem z Ewą Chodakowską, jutro coś lżejszego, w sobotę znowu Ewa - i niech tak już będzie :) I będzie, bo moja motywacja znów jest na stabilnym, wysokim poziomie! :)

A jeśli przy motywacji jesteśmy... :)

Od czasów liceum towarzyszą mi dwa proste hasła, które działają niezawodnie. Myślę, że ich siła tkwi właśnie w tym, że są banalne.


No właśnie... Uparcie przekonuję samą siebie, że moje życie już trwa
Nie zacznie się za rok, gdy schudnę, będę miała lepszą kondycję, lepszą pracę, więcej pieniędzy, mniej stresów, będę mieszkać w innym miejscu. 

Ono już trwa, to TERAZ jest czas, który muszę maksymalnie wykorzystać. Zresztą, patrząc z perspektywy czasu na październik 2012 r. mogę kiedyś dojść do wniosku, że nigdy później nie było mi lepiej :)


Kto, jak nie TY, kto, jak nie JA?

To banały, ale:

Nikt inny, tylko ja sama mogę spełnić swoje marzenia.
Nikt za mnie nie przeżyje życia. 
Nikt inny nie będzie kiedyś robił rachunku sumienia z MOJEGO życia i żałował szans, których JA nie wykorzystałam.

Zapewniam Was, że powtarzanie tych haseł odpowiednio często może zadziałać cuda! :)

***

Od kiedy zainteresowałam się minimalizmem, postanowiłam nie tylko uporządkować swoją przestrzeń, ale też zmienić nawyki.

Często narzekamy, że nie mamy na coś czasu...

Otóż czasu każdy ma tyle samo, dlatego tak ważne jest, w jaki sposób go wykorzystujemy.

Znacie to? Siadacie przy komputerze, żeby "tylko" sprawdzić pocztę. Sprawdzacie pocztę i zamiast wyłączyć komputer, wchodzicie na Pudelka, Facebooka, zaglądacie na blogi, czytacie kilka bzdurnych artykułów... i mija godzina, w ciągu której można np. pobiegać, pouczyć się słówek, posprzątać mieszkanie. 

O tym, z czego jeszcze konkretnie rezygnuję będzie osobny post - gdy już przynajmniej częściowo uda mi się wprowadzić te zmiany :)

Często narzekamy, że coś jest za trudne...

A kto nam każe od razu być w czymś mistrzem?
Po jednej godzinie ćwiczeń na pewno nie będę wykonywała ich precyzyjnie jak Ewa Chodakowska czy Tiffany Rothe.
Po kilku miesiącach bawienia się szminkami na pewno nie będę malować jak Katosu.
Po jednej godzinie nauki języka, nikt jeszcze nie zaczął płynnie mówić.

Przecież to oczywiste :)

Często narzekamy, że brakuje nam energii...

Wiem po sobie: więcej snu, więcej ruchu, zdrowa dieta - i będziemy energią wręcz promieniować :)))

Miłego dnia, drogie Panie! (i panowie też!) 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...