poniedziałek, 27 maja 2013

I love Mondays! (X)

Wczoraj byłam na ostatnim zjeździe studiów podyplomowych. Wszystko pozaliczane, czekam na dyplom - szafa gra! :)

I oczywiście już wymyśliłam, na co przeznaczę odzyskane weekendy: na rower! Nie ma to tamto. Co prawda wymarzony model, który prezentowałam w TYM poście nadal jest w strefie marzeń, ale piętnastoletni góral też daje radę :)

Książki tygodnia:


Książek w tym tygodniu troszkę mi przybyło, te ze zdjęcia to tylko trzy... z siedmiu?
Ale cóż... z tym nałogiem nie walczę :)

Walczę natomiast z nałogiem kosmetykowym:


Oto ja, kolejna ofiara rossmanowskiej promocji. A to tylko kolorówka... :P

Smakołyki:


Ciasto czekoladowo - bananowe.
Autorstwa mojej ulubionej kucharki Marty :)

I cała paka produktów do testowania:


W poprzednim tygodniu piekłam m.in. ciasteczka ze zmielonymi orzechami zamiast mąki i muffinki z makiem - przepisy za kilka dni :)

A przy okazji:

Przepis na ciasto drożdżowe z rabarbarem tudzież rabarbarowe muffinki

Składniki (na dużą blachę albo ok. 20 muffinek)

4 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
1,5 szklanki mleka
50 g świeżych drożdży
150 g masła
4 łyżki oleju
kilka kropli esencji pomarańczowej
1/2 łyżeczki skórki pomarańczy
4 żółtka
szczypta soli

rabarbar

Składniki na kruszonkę:
100 g mąki, 100 g masła, 80 g cukru

Drożdże kruszymy. Dodajemy dwie łyżeczki mąki i pół szklanki letniego mleka, mieszamy. Powstałą "papkę" odkładamy w ciepłe miejsce na 15 minut.

Resztę mleka, masło, cukier i olej rozgrzewamy w rondelku tak, aby masło się stopiło. Gdy masa zawrze, wylewamy ją do przesianej z solą mąki i mieszamy. 

Do ciepłego ciasta dodajemy esencję zapachową, skórkę pomarańczy i zaczyn drożdżowy. Wbijamy żółtka i wyrabiamy ręką ok. 15 minut. 

Uwaga! W przypadku ciasta drożdżowego dokładnie wyrobienie jest naprawdę istotne!

Mieszamy wszystkie składniki na kruszonkę i odstawiamy ją do lodówki na czas wyrabiania ciasta.

W zależności od tego, czy chcemy zrobić ciasto czy muffinki, wyrobioną masę przekładamy na dużą, natłuszczoną blachę lub przekładamy do muffinkowych foremek. Napełniamy je tylko do połowy - ciasto i tak wyrośnie - układamy rabarbar pokrojony w paseczki, posypujemy kruszonką.


Podobnie w przypadku ciasta: rozkładamy rabarbar, posypujemy kruszonką.


Podany wyżej przepis jest moim absolutnie ulubionym na ciasto drożdżowe.
Za jakiś czas będę piekła drożdżowiec z truskawkami, potem ze śliwkami, a zimą z jabłkiem.

Polecam! :)

Inspiracje z blogów:

Hedonizm i eskapizm - jeden z moich ulubionych blogów!
I ćwiczenia na brzuszek - kilku zestawów nie znałam.
23 kroki do szczęścia u Happyholic. Punkt pierwszy: zgadzam się z każdym słowem!

W tym tygodniu dałam sobie słowo, że zrobię SAMA jedną z tych rzeczy, o których pisałam w TYM poście. 

Wracam też do Twistera i regularnych ćwiczeń z Cassey - ostatnio nieco sobie odpuściłam i źle mi z tym.

Miłego tygodnia! :)

Książka Ewy Chodakowskiej wędruje do...

...osoby, która wpisała się jako trzydziesta trzecia - tak zadecydowała moja Mama :) 
Zaraz skrobię maila, a wszystkim dziękuję za udział :)

środa, 22 maja 2013

Zrób to sam - dosłownie! :)

Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie tekst Justyny z Happyholic - KLIK.

Jest w nim mowa o tym, jak bardzo może uszczęśliwić jeden spacer. Tyle, że spacer w pojedynkę, Samemu. Bez koleżanki, nie z chłopakiem za rękę.

Wpis ten zwrócił moją uwagę dlatego, iż wiąże się z czymś, nad czym ostatnio sporo myślę - z pewnością siebie. I o ile na ten temat  powstaną jeszcze osobne posty, tak uświadomiłam sobie, że z wieloma rzeczami, które chcę zrobić zwlekam... bo czekam, aż ktoś się do mnie przyłączy. Nie robię tego, bo nie chcę sama. Pewne sytuacje wydają mi się ciężkie tylko dlatego, że musiałabym stawić im czoła w pojedynkę. Z kimś przy boku - nie ma problemu. Ale sama? Nie, sama nie.

O czym mówię?

Wyjście do kina. Banał, ale nie pamiętam, kiedy sama ostatni raz byłam w kinie. Wydaje mi się oczywiste, że do kina zawsze chodzi się z kimś. Tyle, że wiele filmów, które chciałam obejrzeć, przeszło mi koło nosa, bo akurat chętnych na seans nie było.

Wspomniany przez Justynę spacer. Kiedy to ostatni raz wybrałam się gdzieś sama, po to tylko, żeby przewietrzyć głowę? Nie pamiętam.

Fitness Club/Basen. No jak to tak samej? Wszyscy będą się na mnie patrzeć, nie będzie z kim pogadać... akurat! Kolejne wymówki!

Rower. Tu już siebie zupełnie nie rozumiem, bo do tej pory nie miałam z tym problemu, a tu teraz nagle czuję opór przed samotną jazdą.

Zakupy. Przede wszystkim te ubraniowe. Z wyborem oprawek okularów zwlekałam prawie 6 tygodni... bo nie miał mi kto doradzić. A i tak ostatecznie zdecydowałam się na te, które podobały się mi, a nie osobie towarzyszącej, czyli w tym przypadku mamie.

Poza tym jest mnóstwo rzeczy, które można robić solo i które sprawiają frajdę: można ugotować coś dobrego tylko dla siebie i nie przejmować się, że ktoś uzna to za zbyt słodkie czy pikantne. Można sobie samemu spokojnie poćwiczyć - ja akurat domową gimnastykę tylko w swoim towarzystwie uwielbiam i nie wiem, czemu mam taki problem z przeniesieniem aktywności fizycznej na zewnątrz. Uwielbiam czytać, gdy jestem sama i nikt mnie nie rozprasza, lubię sama oglądać filmy - ale oczywiście też w domu.



Justyna napisała:

W jednym momencie wpadłam na to, co najbardziej ogranicza mnie w życiu - na moją największą strefę komfortu. Jest to zbyt duże uzależnienie od obecności innych osób i niechęć względem samotności. A przecież bycie sam na sam z własnymi myślami może być takie piękne.

Ja dochodzę do wniosku, że chyba nie tyle boję samotności (bo za samotną się absolutnie nie uważam), tylko tego, że... ktoś weźmie mnie za samotną?

Głupie, co? Tym bardziej, że do osób nieśmiałych raczej się nie zaliczam, nie mam problemów z nawiązaniem rozmowy czy zabraniem głosu w dyskusji. Skąd więc ta niechęć przed działaniem w pojedynkę? Nie wiem... ale już w tym tygodniu spróbuję "złamać" jeden z tych punktów, o których napisałam powyżej.

Chodzicie na samotne spacery czy seanse filmowe w pojedynkę? Czyli to tylko ja mam takie problemy :)?


poniedziałek, 20 maja 2013

I love Mondays! (IX)

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że tydzień temu coponiedziałkowego wpisu nie było... zorientowałam się w okolicach środy, że coś ominęłam. No nic... dziś nadrabiam! :)

Kulinaria:



Rabarbar!!!
Kompot, ciasto, rabarbar w owsiance, rabarbar na babeczce! Mniam! :)

Książka:


Książka, która mocno namieszała mi w głowie - wkrótce napiszę więcej.

Do poczytania:


Yoga&Ayurveda - nowy tytuł, znacie?

Motywuje:


Bardzo! Powtarzam je sobie, ilekroć przychodzi mi do głowy, by przestać coś robić, zanim doprowadzę czynność do końca.

Inspiracje z blogów:

Blog Ams - gdyby kręcono kolejny film o rodzinie Addamsów, autorka miałaby sporą rolę na angaż. I piszę to zupełnie bez ironii;
TheRoadIsHome - zdjęcie z tego bloga: cudo!
Odette Swan - generalnie nie kręcą mnie blogi pazurkowe, aleeee... :)
Blog, który śledzę od jakiegoś czasu i który po prostu uwielbiam. Autorka podaje w nim przepisy na dania z seriali i filmów - jest nawet receptura na niebieską zupę Bridget Jones! Pomysł świetny! No i wszystko wygląda naprawdę pysznie :)
Dziewczyno! Błagam! Przestań pisać o rolkach! Ja już raz gips w tym roku miałam i boję się, że w końcu ulegnę Twoim zachętom i spróbuję! Czyli polecam rolkowe wpisy Pauliny :)
Fitblogerka i fit-spiracjach. Zgadzam się z każdym zdaniem!
Proste triki do zastosowania w kuchni.

Moja duma:


Rosną! :)

Przy okazji: przypominam o książce Ewy Chodakowskiej, która jeszcze przez tydzień poszukuje domu (KLIK) oraz serdecznie zapraszam na profil bloga na Facebooku. - KLIK.

Miłego tygodnia! :)

wtorek, 14 maja 2013

Majowe przyjemności :)

Ten post mógłby nosić też inny tytuł: nie samym remontem człowiek żyje :)
Żeby umilić sobie czas miedzy stresem związanym z wybieraniem koloru fug a przenoszeniem mebli, zaopatrzyłam się w kilka miłych drobiazgów, które cieszą i ciało, i duszę.

Przede wszystkim:


Tak, to moje! :)
Stwierdziłam, że po prawie roku ćwiczeń mogę w końcu zainwestować w sportowe buty.

Przede wszystkim po raz drugi:


Obiecałam, że w tym roku posieję, więc posiałam
Bazylię, lawendę i melisę - tak na dobry początek :)

I teraz już kosmetycznie:

Peeling do ciała z Biedrony o zapachu winogronowym, cena: ok. 7 zł


Cóż, winogrona na pewno nie mają tak chemicznego i ostrego zapachu, ale właśnie za tę intensywność i konsystencję galaretki polubiłam go od razu. 

Na opakowaniu zaleca się, aby peeling stosować dwa razy w tygodniu, ja jednak używam go średnio co drugi dzień, drobinki są na tyle delikatne, że częstsze stosowanie krzywdy na pewno nie zrobi.

Czekoladowy peeling cukrowy do ciała złuszczająco - odżywczy z Palomy, cena: ok. 10 zł


Tłumaczę sobie, że dwa peelingi (no dobra: trzy), to jeszcze nie zbrodnia, chociaż zakup tej czekoladki nieco kłóci się z moją filozofią, żeby nie dublować kosmetyków.

Peeling pachnie obłędnie ni to gorzką czekoladą, ni to budyniem czekoladowym. Zdecydowanie ostrzejszy niż biedronkowy Shrek, jeszcze czeka na półce na swoją kolej.

A ja co jakiś czas idę go sobie powąchać :)

Masło do ciała ujędrniająco - nawilżające, cena: ok. 12 zł


Kolejny zapas, czekający na cieplejsze dni.
Pachnie obłędnie tropikalnymi owocami.

Masło antycellulitowe do ciała o zapachu pomarańczy i wanilii z Perfecty, cena ok. 12 zł


Kosmetyki antycellulitowe to jedne z tych, po które sięgam najczęściej, jednocześnie średnio wierząc w ich skuteczność, nauczona latami doświadczenia.

Tego masełka używam już prawie miesiąc, regularnie, codziennie.
I nie wiem, co się stało.
Albo zaprocentowała regularność, albo to, że masło dość wolno się wchłania, przez co codziennie masuję problematyczne strefy, albo może fakt, że wcześniej masuję się rękawicą... Fakt faktem, cellulit faktycznie jest mniejszy, prawie niewidoczny, ha! :)

Szampon i odżywka wygładzające, moja ulubiona Ziaja, cena ok. 5,50 za sztukę


Tanie i dobre!
Bez parabenów i silikonów, więc po samym szamponie miałabym na głowie siano, jednak po zastosowaniu odżywki włosy są mięciutkie, nawilżone i pachnące.
Świetny duet do częstego stosowania, dla mnie plusem jestem też to, że faktycznie włosy po umyciu są w miarę gładkie, nie puszą się - zwracam na to uwagę, bo nie używam prostownicy i suszarki.
Świetnym uzupełnieniem tego duetu jest...

Odżywka w sprey'u ułatwiająca rozczesywanie Jedwab, z Joanny, cena 9 zł


Pianki, lakiery, woski, żele - nie używam. Dość długo szukałam odżywki w sprey'u, która ułatwiłaby rozczesywanie, nie obciążała i nie oblepiała włosów.

Znalazłam :)

Z czystym sumienie mogę polecić też serum wygładzająco - regenerujące do końcówek włosów. W styczniu dość radykalnie rozjaśniłam włosy i zależało mi na tym, żeby się nie porozdwajały na końcach. Od tamtej pory ich nie obcinałam i nie ma tragedii :)

I na koniec...


W życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek kupię lakiery w takich kolorach :)

poniedziałek, 13 maja 2013

Książka Ewy Chodakowskiej szuka domu :)

Ja już bardziej z niej nie skorzystam, tym bardziej, że od początku nie polubiłyśmy się za bardzo.
Dlatego chętnie oddam ją w dobre ręce :)

Co należy zrobić?

1. Obserwuj mojego bloga.
2. Polub moją stronę na Facebooku - KLIK i udostępnij na swojej tablicy wpis konkursowy.
3. Pod tym postem zostaw adres mailowy, abym mogła się z Tobą skontaktować.

I tyle! :)

Konkurs potrwa do 26 maja, 27 maja zaś ogłoszę wyniki.

Powodzenia! :)


piątek, 10 maja 2013

Piosenki, które dają siłę/motywują/mobilizują! :)

Oj, mam kilka takich.
Pamiętam, że w Wysokich Obcasach czytałam kiedyś tekst, w którym bohaterowie opowiadali o piosenkach, które pomogły im przetrwać czas po rozstaniu z bliską osobą.

Najbardziej spodobała mi się wypowiedź przewrotna: Kiedy ludzie się rozstają, to się rozstają, a nie słuchają muzyki. 

Można by to sparafrazować i stwierdzić, że kiedy ludzie są smutni, to są smutni, kiedy im źle, to im źle, kiedy potrzebują dawki energii... to piją kawę, albo idą pobiegać :)

Ja w każdym razie mam kilka takich utworów, które w gorszych chwilach wałkuję w nieskończoność.

O.N.A - Moja odpowiedź


Uwielbiam! Co prawda nie planuję się z nikim rozstawać, ale słowa "walcz o swój dzień" wyśpiewane przez Agnieszkę Chylińską bardzo do mnie przemawiają.

Grammatik - Nie ma skróconych dróg


Zrób coś i zacznij świat swój zmieniać.
Nie otworzysz drzwi, dopóki nie otworzysz zasuw - moje motto życiowe, od bardzo, bardzo dawna. 

A tak poza tym, to co jakiś czas mam wrażenie, ze ten utwór jest o mnie.

Marilyn Manson - The Fight Song


Piosenka prawdziwych wojowników :)

Fight, Fight, Fight - mogę tego darcia słuchać godzinami :)

Madonna - Jump


Nie bój się dużego kroku, kilkoma małymi nie pokonasz przepaści.

Czy jakoś tak :)

Houk - Żyję w tym mieście



Serio, ta piosenka też :)
To oni chcą cię sprzedać, to oni chcą cię kupić/
A ty nie daj się, nie daj się, nie daj się ogłupić :)

Wilki - Urke


Nie lubię "nowych" Wilków.
Dla tej piosenki jednak robię wyjątek.

Tyle w życiu się zmienia, zaufaj przeznaczeniu.

:)

Robert Gawliński - Na wyspie


Teraz brzmi mi to wszystko naiwnie... ale zwrot "niech będzie tak", którego dość często używam, pochodzi właśnie z tego utworu.

Katrina & The Waves - Walking on Sunshine


Nie chce Ci się?
Posłuchaj... to Ci się zachce! :)

I na koniec...


Nic nie wybija mnie lepiej z marazmu, niż przypomnienie, że któregoś dnia będę STARA!

Oczywiście nie są to wszystkie moje ulubione utworu z powerem, ale te nasunęły mi się jako pierwsze.

Jakieś propozycje z Waszej strony :)?

środa, 8 maja 2013

5 rzeczy, które zrobię latem.

Tak, dobrze napisałam "zrobię" latem, a nie "spróbuję zrobić". Bo to postanowione. To lista do zrealizowania, a nie "może zrobienia".

Nie ma na niej nic nadzwyczajnego, jednak ja z jakiś powodów, mniej lub bardziej racjonalnych, nie robię tych rzeczy. A chciałabym. Więc czemu nie? :)

1. Założę szorty!

Rok temu przełamałam swój strach przed krótkimi spódniczkami (mówiąc "krótkie", mam na myśli takie do połowy uda:P), teraz czas na szorty!


Właściwie nie wiem, czemu ich nie noszę. Obejrzałam swoje nogi baaaardzo krytycznie i stwierdzam, że nie ma tragedii.
Czas więc wersję jesienną, widoczną na zdjęciu, zastąpić letnią, bez rajstop! :)


2. Będę malować paznokcie na bardzo kolorowo.

Mam całą kolekcję kolorowych lakierów, a i tak na moich paznokciach najczęściej gości albo bezbarwna odżywka, albo lakiery w cielistych kolorach.
A tymczasem marzy mi się róż, żółć, zieleń, niebieski... ogranicza mnie tu tylko własna fantazja :)


3. Najem się na zapas!

Truskawek, malin, rabarbaru, zupy z botwinki, szparagów...

W sumie obiecuję to sobie co roku. A potem co? Banan jako przekąska, owsianka z rodzynkami na śniadanie.
Tak to se mogłam jeść zimą!

4. Posadzę "coś" w doniczkach

Pisząc "coś", mam na myśli różnego rodzaju kiełki oraz zioła: bazylię, oregano, koperek, pietruszkę... 
Od dawna chcę to zrobić, a nie robię... Rozumiecie coś z tego :)?

Poniżej mała ściąga.



5. Wyjdę na dwór!

I będę grać w badmintona, jeździć na rowerze, bawić się z moimi kotami na trawniku, czytać na leżaku, kosić trawę, bujać się na huśtawce... Nie ma siedzenia w domu latem! I wiosną też :)


Mogłabym tak pisać bez końca, ale priorytety są właśnie takie :)

A Wy jakie macie wakacyjne plany :)?

poniedziałek, 6 maja 2013

I love Mondays! (VIII) - chociaż dzisiaj trochę mniej.

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nastał poniedziałek, a ja mam nastrój, delikatnie mówiąc, taki sobie. Powód: wszystko i nic, jak to najczęściej bywa.

A przecież obiektywnie patrząc, powodów do radości jest mniej więcej tyle samo, co do smutku - więc pewnie jutro będzie już lepiej! :)

Na początek kilka zdjęć z wczorajszej mini - wycieczki do Nieborowa i Arkadii. 
Polecam! Piękne, urokliwe miejsca, o których rzadko można poczytać w przewodnikach.





I moje absolutnie ulubione :)



Inspiracje z internetu:

- Wyzwanie foto na blogu Sen Mai - KLIK
- Facebookowy profil, który uwielbiam. P90x kusi! - KLIK
- Wyzwanie na Endomondo - ja nie dołączę, ale może ktoś... :) - KLIK
- Tekst Czarnej Kocurki o Ewie Chodakowskiej - nie sposób się z nią nie zgodzić, co bynajmniej nie pomniejsza mojej sympatii do Ewy - KLIK
- 30 dni intensywnego rozwoju na Happier at Life - KLIK

Małe radości:

- wytrzymałam tydzień bez słodyczy i zostałam swoją własną idolką :)
- Bilans majówki: godzina ćwiczeń z Mel B, Skalpel na 101%, trening z nowej płyty Ewy na 99% :)
- od dwóch miesięcy nie zaglądałam na Pudla :)

Książka tygodnia:


Świetna lektura nie tylko o tym, jak ratować związek, lecz w dużej mierze o tym, żeby nie zaciskać zębów i "jakoś" wytrzymać, tylko wziąć sprawy z swoje ręce. Polecam! :)

Film tygodnia:


Za pierwszym razem zakochałam się w tym filmie. Za drugim razem moja miłość tylko się pogłębiła.

Muzyka:


Utwory z filmu Once. Trudno mi powiedzieć, ile razy w ostatnim tygodniu ich słuchałam.

Chciejstwo:


Przeczytałam o tej pozycji w "Zwierciadle" sprzed sprawie dwóch lat... i teraz jestem mocno zmotywowana, by zdobyć tę książkę :)

Miłego poniedziałku! :)

sobota, 4 maja 2013

Czego nie znoszę, a co uwielbiam na fit-blogach - czyli sobotnie rozmyślania przy śniadaniu :)

Odkąd prawie rok temu założyłam mojego blogaska, z upodobaniem zaglądam na blogi dziewczyn, które ćwiczą, inspirują i motywują - a przynajmniej takie mają zamierzenie. Bo w praktyce wychodzi to różnie. 

Prawie rok temu zaglądałam na wszystkie strony jak leci, po czasie jednak udało mi się wyłowić kilka perełek i teraz na te kilka blogów zaglądam regularnie, a kilkanaście zupełnie sobie odpuściłam, z różnych powodów.

Co mnie najbardziej irytuje na fit-blogach?

1. Banalne "dobre rady"

"Jedz warzywa". "Przysiady pięknie modelują pośladki". "Pij 2 litry wody dziennie".

Wszystko prawda. Ale kiedy ktoś pisze o tym tak, jakby własnie odkrył Amerykę, to mnie to zwyczajnie nudzi.

2. Fit-spiracje. Dużo fit-spiracji. 

Nie chodzi mi o wpisy takie jak TEN, na blogu LaFigi, takie wpisy uwielbiam.
Chodzi mi o posty wypełnione wyfotoszopowanymi zdjęciami lasek, bez imienia i nazwiska, które prezentują swoje brzuszki, dupcie i bicepsy. 

Właśnie przez takie zdjęcia popadam w kompleksy, bo daleko mi do takiego komputerowego ideału. Właśnie przez takie zdjęcia do tej pory nie odważyłam się wrzucić na bloga zdjęcia swojej sylwetki, bo zwyczajnie się wstydzę, chociaż kiedy porównuje się sama do siebie, sprzed kilku miesięcy, czuję dumę.

Bo było tak (proszę spojrzeć na brzuch):


A jest tak:



Mam nadzieję, że nie tylko ja dostrzegam, że coś dobrego zadziało się w okolicach mojej talii :))))


3. Kopiowanie Ewy Chodakowskiej - endorfiny, endorfiny, endorfiny!

Dziewczyny! Ewa jest jedna, jest "jakaś", nie próbujcie być na siłę takie jak ona. 

"Endorfiny", "błogostan", "Twoje ciało może więcej, niż podpowiada ci umysł", "Dziś jest to jutro, o którym mówiłaś wczoraj" - te zdania na niektórych blogach pojawiają się jak mantra i niezmiennie mnie irytują. Przecież wszystkie wiemy, od kogo pochodzą i takie bezmyślne powtarzanie ich za Ewą, "ku motywacji", dla mnie jest zwyczajnie głupie.

4. Wpisy tak miałkie, że aż boli...

Wpis pt. "Kupiłam sobie skarpety do biegania". 
I zdjęcia: skarpetki w opakowaniu, skarpetki na stopie, stopa w skarpetkach i butach. 

Wpis pt. "Zrobiłam fit-zakupy".
I zdjęcie: jogurt naturalny z Biedronki (była przecena, ze 1,49 zł, na 1,29 zł!).

Wpis pt. "Zrobiłam trening".
Treść" Zrobiłam Killera. Endorfiny szaleją! Twoje ciało może więcej niż podpowiada Ci umysł". I zdjęcie laski prężącej sie przed lustrem. 
Koniec wpisu.

A żeby nie było, że tylko krytykuję, są rzeczy, które na blogach uwielbiam.

1. Pasja!

Kocham ludzi z pasją i uwielbiam, kiedy potrafią się tą pasją w interesujący sposób dzielić.

Posłużę się przykładem: Panna Anna.

2. Metamorfozy 

Dojrzewam do tego, żeby pokazać siebie "przed" i "po", ale póki co, zwyczajnie się wstydzę.
Dlatego podziwiam dziewczyny, które mają odwagę pokazać swoje ciało w kostiumie, nawet wtedy, kiedy od ideału dzieli je jeszcze kilka treningów. Tym bardziej, że nie wszystkie komentarze pod takimi postami są mile.

3. Treść 

To jest oczywista oczywistość: z większą przyjemnością odwiedza się te blogi, których autorki pisać potrafią niż te, na których z treścią jest ciut gorzej.

Co Wam najbardziej przeszkadza na fit-blogach, a co lubicie najbardziej?

czwartek, 2 maja 2013

Po prostu: zjedz zdrowe śniadanie! #VI + moje przykładowe śniadanka :)

Do tego, ze warto jeść zdrowe śniadania, chyba nie muszę nikogo przekonywać. Wiadomo, to podstawowy posiłek dnia, który ma nam dostarczyć energii i nakręcić do działania.

Moim ideałem jest jeść pięć zdrowych posiłków dziennie - i pracuję nad tym, zaczynając właśnie od śniadania. Stosując metodę małych kroczków (o której pisałam m.in. TUTAJ), przez ostatnie prawie dwa miesiące, moje pierwsze posiłki były naprawdę przemyślane i zdrowe. I mam nadzieję, że tak mi już zostanie. 

Kolejny zaplanowany krok, który przybliży mnie w stronę ideału, to kolacje - bo podobno ważne jest nie tylko to, jak się zaczyna, lecz także to, w jaki sposób kończymy :) 

Czyli: zdrowe śniadanie i zdrowa kolacja. A za jakieś półtora miesiąca dodam do tego jeszcze zdrowy obiad i wtedy ideał będzie już naprawdę na wyciągnięcie ręki :)

A czym raczyłam się na śniadanka do tej pory? 

Kanapka z ciemnego pieczywa z pastą twarogowo - jajeczną z suszonymi pomidorami i kaparami


Polenta z warzywami


Budyń daktylowy z grysiku orkiszowego z rodzynkami


Jaglana pinacolada


Kaszka kukurydziana z cynamonem i orzechami


Kanapki z ciemnego pieczywa, z serkiem śmietankowym i łososiem, plus sałatka z oliwek i serka feta


Płatki owsiane z bananem i jabłkiem


Kanapki z ciemnego pieczywa z pastą z awokado i suszonymi pomidorami


I tak dalej :)

Pomysłów na zdrowe śniadanka mi nie brakuje, więc akurat z tym posiłkiem nie powinnam mieć problemów.

Szukam za to pomysłów na kolację, najlepiej bezmięsne. Jakieś pomysły :)?


środa, 1 maja 2013

Zaplanuj to! (X) - kolejny plan minimum.

Do 15 maja:

Po pierwsze: mówię "przepraszam" mojemu niebieskiemu Smerfowi (czyt. Twisterowi) i twisteruję się minimum 15-20 minut dziennie.

Po drugie: powiem "przepraszam" Ewie Chodakowskiej i wykonam razem z nią lub według jej książki pięć treningów, minimum 30 minut.

Po trzecie: wybiorę oprawki okularów, np. takie


Ewentualnie takie:


Po czwarte: odwiedzę fryzjera. Dbanie o włosy dbaniem o włosy, ale z odrostami rozprawić się trzeba.

Po piąte: wezmę udział w majowym wyzwaniu fotograficznym na blogu Uli

Po szóste: dokończę trzeci sezon "Dextera". Bo oglądam, i oglądam, i oglądam...

Po siódme: Zrobię sobie 5 szydełkowych podstawek pod kubki. Może takie?


I tyle. Bo głównym moim zdaniem na te dni jest przetrwać remont. I dużo mnie to kosztuje :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...