sobota, 2 lipca 2016

Nie mam silnej woli... Ale wierzę w siłę zdrowego rozsądku!

To lato (a i jesień zapewne) upłynie mi pod znakiem... odchudzania. Tak! Osiągnęłam rekord życiowy, jeśli chodzi o cyferkę, jaką pokazuje waga, wspięłam się na wyżyny rozmiarówki ubrań, a moja talia... heloł, gdzie jest moja talia? Na dobitkę dodam, że od mojej idealnej wagi dzieli mnie jakieś jedyne... 10 kilo. I szczerze mówiąc miałabym w głębokim poważaniu wszystkie cyferki, ale... no kurcze, no! Nie podobam się sobie taka... obła i dobija mnie myśl, o wymianie całej garderoby!
Trzeba schudnąć! - pomyślałam. Na początku mnie to przeraziło. Bo jakim cudem ma schudnąć osoba, która za grosz nie ma silnej woli?

Nie mogę schudnąć
Zdjęcie pochodzi z kaboompics.com
Rozmawiałam niedawno z koleżanką, która w połowie lipca wybiera się nad morze.
- Za gruba jestem - biadoliła. - Ale nie martwię się tym jeszcze, dwa tygodnie przed będę piła tylko koktajle i 5 kilo spadnie. 

- Mi nie spadnie - pomyślałam od razu. 

Zupełnie pomijam rozważania, czy monodieta koktajlowa to dobry pomysł czy głupi. Chodzi o prosty fakt, że: a) nie wybieram się w najbliższym czasie nad morze, więc motywacja w postaci obciachu na plaży odpada, b) NIE WYTRZYMAŁABYM DWÓCH TYGODNI TYLKO NA KOKTAJLACH! W ostatnim czasie mam problem, żeby przeżyć jeden dzień bez ptasiego mleczka, a co dopiero ODMÓWIĆ SOBIE WSZYSTKIEGO!

- Cóż więc robić, cóż robić? - myślałam, myślałam i... wymyśliłam!

Jak to w moim przypadku wielokrotnie bywa, najpierw puknęłam się w głowę, a potem zaczęłam od tego, co najbardziej oczywiste. Od myślenia. Dopuściłam do głosu tą mądrą Anię, która doskonale wie, że:

- torcik na kolację to nie jest dobry pomysł, ale...
-... sałatka na kolację to super myśl!
- na zakupy nie chodzi się głodnym, bo nakupuje się pszennych bułeczek, które zje się jeszcze w drodze do domu;
- na zakupy chodzi się z listą, bo...
-... ma się wizję tego, co będzie się jadło na obiad, kolację i śniadanie dnia następnego.
- a jeśli ma się w domu czekoladę, to na 100% się ją zje. Całą, z papierkiem. 

Jestem lekko zażenowana tym, co właśnie napisałam, ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że moje niechciane krągłości są efektem takich właśnie głupich wyborów, które kumulowały się przez kilka miesięcy. Tu ciasteczko, tu pączek na śniadanie, tu bułeczka z serem, tu ciasto u mamusi, tu tydzień (dwa, miesiąc...) bez ćwiczeń - no i mam! 

Nie rzuciłam się od razu na jakąś szemraną dietę, tylko zaczęłam, jeden po drugim, eliminować głupie zachcianki, które nie mają nic wspólnego z racjonalnym odżywianiem. I powiem zupełnie otwarcie: jest lepiej, ale... cudów nie ma. Zaczynam wierzyć, że metabolizm po trzydziestce zwalnia i trzeba się będzie nieco bardziej wysilić, by zrzucić "nadbagaż". 

Jakby jednak nie było, strategia zastanów-się-czy-aby-na-pewno-to-jest-mądre działa u mnie (prawie) bez zarzutu. Dołożyłam do tego ćwiczenia z Chodakowską i innymi trenerami (bo biegać czy chodzić na siłownię w upały mi się nie chce) i... obserwuję, co z tego wyjdzie.

A piszę to wszystko dlatego, że pod jednym ze starszych postów, ktoś dodał komentarz o tym, że tak bardzo brakuje mu silnej woli. No cóż, mi też :) Ale jakoś trzeba sobie radzić!

PS Kto również walczy? :)

23 komentarze:

  1. U mnie również żadna czekolada długo w szafce się nie ostanie, więc..przestałam je w ogóle kupować. A jak dostaję, to od razu komuś sprawiam w prezencie ;-) Natomiast największym problemem u mnie jest brak ruchu.. ciągle tylko książki i książki a potem zadyszka po wejściu na trzecie piętro :-P Wstyd i żenada :/ Ale w najbliższym czasie to zmieniam :-) Zaczynam od roweru ;-) Trzymam również kciuki za Ciebie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rower to zawsze cudowny pomysł! :)
      Haha, ja najchętniej też spędzam czas z książką - i tego już chyba nie zmienię.
      Trzymam kciuki! :*

      Usuń
  2. To, że metabolizm po trzydziestce zwalnia to prawda, mój zwolnił po 40-stce, ale jak! Mogę nic nie jeść całymi dniami,a waga nie drgnie. Ale głodzenie się to nie rozwiazanie i monodiety na pewno też nie. Mam taki plan, że jem zdrowo i jak najbardziej naturalne produkty, no i powinnam wrócić do biegania. Kiedy biegałam, jakoś sie trzymałam, ale coś w ostatnich 10 miesiącach słabo u mnie z sytematycznością. Z aktywnością fizyczną zawsze miałam na bakier, ćwiczyłam, bo tak należało, a dzisiaj... - no cóż, ale sie nie poddaję i Tobie też życzę dużo wytrwałości :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wydawało mi się, że z tym metabolizmem to jakaś ściema, ale chyba jednak nie. U mnie trzydziestka faktycznie okazała się jakąś magiczną granicą: kiedy jem jak wcześniej, w pięknych latach dwudziestych, po prostu tyję w oczach. A kiedyś wystarczyło, że nie zjadłam dwa razy kolacji i brzuch był płaski jak deska. Bye, bye piękne czasy!
      Dziękuję i również trzymam kciuki! :)

      Usuń
  3. Ty czekoladę z papierkiem, ja chipsy z folijką i pizzę z pudełkiem.
    U mnie najbardziej się sprawdza trick jak nie mam przy sobie karty - gotówki nie wydam, ale jak mam kartę to kupię wszystko. Babska logika :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, pizzę z pudełkiem też potrafię zjeść i jeszcze pudełeczko po sosach wylizać, żeby ani kropelka się nie zmarnowała.
      Z gotówką mam podobnie, zastanowię się pięć razy, zanim rozmienię banknot. Z kartą takich oporów nie mam :))))))

      Usuń
  4. Jakbym czytała o sobie. :)
    Jeszcze w zeszłym roku udało mi się osiągnąć swoją wymarzoną wagę i rozmiar, aż tu nagle (nagle!) zaczęło mnie przybywać choć nie sądzę abym bardzo sobie folgowała (tylko trochę ;) ) Chyba rzeczywiście dużą rolę odgrywa magiczna granica 30.
    W moim przypadku pozostaje tylko rower i dieta "mż".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dieta "mż" jest mega skuteczna... i mega trudna zarazem :)))) Ale od czego jest zdrowy rozsądek, którego staram się jak najczęściej używać. Rowe super rzecz, również uwielbiam! :)

      Usuń
  5. Uśmiałam się czytając Twój dialog samej ze sobą i głos "Tej mądrej Ani" :) Najlepiej jest w kwestii zrzucania na wadze zacząć eliminować słodycze. Już na samym tym możemy stracić jakieś kilogramy. Mi spadło ze 4 tylko na wyeliminowaniu nawyku jedzenia słodyczy. A zrzucanie 5kg w ciągu 2 tygodniu jest szaleeeenie niezdrowe i aż prosi się o efekt jojo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawnie brzmi, ale wcale śmieszne nie jest :)))))))
      Eliminuję słodycze, jak mogę, ale niestety co jakiś czas coś zjem :(

      Usuń
  6. Ja walczę i jest o co walczyć! wiesz co motywuje najbardziej?? Wizualizacja! Czyli wyobrażenie się siebie po, a także co z tego możesz mieć! :)
    pozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie bardziej motywuje wizualizacja w drugą stronę, czyli: co będzie, jeśli nie zacznę działać :)

      Usuń
  7. Ja się zbieram do "walki". Po 40-ce widzę, że teraz to dopiero nie ma zmiłuj...niedawno z pomocą dietetyka schudłam 6 kg, i po tej diecie poprawiła mi się przemiana materii tak że przynajmniej nie tyję. Jednak do zrzucenia jest z 16 kg a ja utkwiłam w punkcie pt. ee nie jest tak źle. Jest! Przede wszystkim warto walczyć o utratę kilogramów dla zdrowia i lepszego samopoczucia, nie wspomnę już o gratyfikacji w postaci szczupłej figurki. Idę poćwiczyć!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja też cieszę się już z tego, że przynajmniej nie tyję dalej - to sukces i marna pociecha zarazem, bo mam świadomość, ile będę musiała się nagimnastykować (dosłownie i w przenośni), żeby waga drgnęła w dół.
      Trzymam kciuki za Twoje 16 kilo i też zaraz idę ćwiczyć - zgrzeszyłam dziś obiadem u cioci :)

      Usuń
  8. Ja też walczę, więc wiem jak czasem jest ciężko, dlatego mocno trzymam kciuki! Mi bardzo pomaga myśl, że każdy wybór jest ważny, każdy mały krok do przodu np jeden trening, czy odmówienie sobie ciasteczka jest krokiem do przodu a nie do tyłu i ma znaczenie :) Pozdrawiam i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ania jaka niekonsekwencja ;-) "bo biegać czy chodzić na siłownię w upały mi się nie chce" - nie będzie dobrze jak będziesz miała takie nastawienie. Na siłownię bardzo dobrze chodzi się latem, ponieważ jest tam klimatyzacja i trening to sama przyjemność. Nie znam skuteczniejszej metody odchudzania jak rezygnacja z fast - foodów, niezdrowych słodyczy (gorzka czekolada zawsze ok :) ) i ruszenie pupy na siłownię. Tam robimy prosty i krótki trening siłowy, aby podnosiło się to, co próbowało nam opaść i redukowało się to, co przybrało. Po treningu orbitrek (najlepiej - serdecznie polecam) ewentualnie bieżnia (tylko z braku laku). Do tego pijemy dużo, dużo i jeszcze więcej wody :) i nie wiadomo kiedy żadne ubrania w sklepach na nas nie pasują, bo wyglądają jak po starszej siostrze ;P
    Dasz radę, ale musisz się mocniej zmotywować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale to prawda: nie chce mi się! :) Czekałam, aż ktoś mi to wytknie :)))))) I wiem, że kierując się z zdrowym rozsądkiem, powinnam zacząć od odświeżenia karnetu na siłkę, hehe :)
      A tak serio: wiem, że muszę ruszyć cztery literki i w końcu przeprosić się z siłownią, bo nigdy nie wyglądałam tak dobrze jak wtedy, kiedy chodziłam na trening 3 razy w tygodniu. Fast foodów nie jem, słodycze ograniczyłam prawie do zera, wodę piję, ale ciągle za mało. Nie jest więc najgorzej i myślę, że jestem na dobrej drodze :)))))

      Dzięki Aga, pozdrawiam! :)

      Usuń
  10. Świetny post! Uśmiałam się niesamowicie bo to też i o mnie. Mój sposób? Sport!! Codziennie trzeba się ruszać i po kłopocie-nawet nie mam wtedy wyrzutów sumienia po czekoladce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszam się, ruszam, czekoladek staram się nie tykać :)
      Rzecz w tym, że aby osiągnąć zamierzone efekty, muszę podwoić wysiłki :)

      Usuń
  11. Ech, też sobie odpuściłam ostatnio i widzę już niechciane efekty... ale jakoś nie mogę się zebrać i zmotywować. Moja silna wola gdzieś uleciała i przegrywa w starciu z pizzą:) No ale kiedyś, kiedyś w końcu przyjdzie ten dzień, kiedy wezmę się w garść:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedyś" - magiczna kraina, w której wszyscy jesteśmy młodzi, piękni, szczupli i zmotywowani
      :)

      Usuń
  12. Ja co prawda nie mam co zrzucać, ale walczę z lenistwem i staram się regularnie chodzić na siłownię aby odzyskać jako taką sprawność fizyczną i kondycję :) Staram się również ograniczyć jedzenie słodyczy i na co dzień mi się to udaje, ale podczas wyjazdów czy sesji nie jestem w stanie się oprzeć i jem po nocach co jest strasznie niezdrowe :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja walczę dzielnie i powiem Ci, że po pierwszym miesiącu ochotę na ćwiczenia mam ogromną, czuję się mnie zmęczona, brak słodyczy przestał mi dokuczać (czasami sobie coś tam zjem, ale raczej kostkę czekolady niż tabliczkę), a przygotowywanie zdrowych posiłków zaczęło mi sprawiać przyjemność. I w świetle tego wszystkiego moja silna wola urosła :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...