poniedziałek, 18 lipca 2016

Jeśli coś działa... niech działa!

Pomysł na dzisiejszy wpis przyszedł mi do głowy, kiedy przeglądałam wpisy na Facebooku umieszczone w grupie poświęconej Bullet Journal. Co zauważyłam? Narzędzie, które urzekło mnie swoją prostotą i funkcjonalnością można tak bardzo zagmatwać i próbować podciągnąć do jakiś odgórnych, niekoniecznie użytecznych ram, że staje się one trudne i budzące wątpliwości. Zamiast służyć nam, my zaczynamy służyć jemu. I nagle nic już nie jest proste i dostosowane do nas - a przecież z założenia miało takie być!




Czym jest Bullet Journal świetnie wyjaśnia Klaudyna - i właśnie od jej wpisu zaczęła się moja fascynacja tym sposobem planowania - KLIK

Klaudyna o BuJo piszę tak:

Ten system niczego nie narzuca - on dopasowuje sie do nas. Nie ma sztywnych ram, nie świeci pustkami jak niektóre strony w popularnych planerach i kalendarzach. Ułatwia życie, usprawnia codziennie działania, jest funkcjonalny i banalny w prowadzeniu. 

Mój własny BuJo zaczęłam prowadzić niedawno, dokładnie 5 lipca. I sprawdza się świetnie! Zaczęłam zapełniać kolejne strony intuicyjnie, listy powstawały z potrzeby chwilami. Zupełnie natomiast nie przeszła mi przez głowę myśl, czy robię to dobrze. Bo przecież BuJo jest dla mnie, to mi ma służyć i moje potrzeby zaspokajać.

Tymczasem wszystko, jak się okazuje, można bardzo skomplikować - takie wnioski wyciągnęłam z lektury wpisów na wspomnianym już forum. Co pisać, jak pisać, w jakiej formie, planować z wyprzedzeniem tygodniowym czy dziennym, co oznaczają poszczególne nazwy angielskich kategorii? Itp, itd. 

Po co komplikować coś, co z założenia ma być proste?

Przypomniał mi się kolejny przykład, nieco inny, ale adekwatny. Jakiś czas temu czytałam książkę Beaty Sokołowskiej Alkaliczny Detoks. Autorka wspomina, że kiedy podała listę produktów dozwolonych w trakcie trwania detoksu, dostała mnóstwo zapytań w stylu: a czy mogę jeść awokado?

Co odpisywała? Że przez dwa tygodnie spokojnie można bez awokado wytrzymać. Logiczne, prawda? Gdyby napisała, że nie wolno pić wody, to rozumiem. Ale skupiać się na awokado, kiedy ma się wyszczególnioną całą listę innych produktów?

Przypomniało mi się coś jeszcze :)

Właśnie rozpoczynam czwarty tydzień ćwiczeń z Ewą Chodakowską, Natalią Gacką, raz trafił się Gym Break, dziś Ania Lewandowska.

I tak: w tym czasie nie zbudowałam spektakularnej muskulatury, nie mam też kratki na brzuchu. Co mnie jednak cieszy: wyszłam z ćwiczeniowego marazmu, ćwiczenia, przy których początkowo umierałam, teraz przychodzą mi dużo łatwiej i nie wypluwam płuc już przy rozgrzewce, czyli poprawiłam kondycję i wydolność. Skóra na udach jest bardziej gładka, ramiona smuklejsze, a ja chodzę wyprostowana. No i pękam z dumy, że tak ładnie się zmobilizowałam.

Rozmowa z koleżanką:
- Ładnie wyglądasz!
- Ćwiczę!
- Biegasz?
- Nie, w domu.
- Nie szkoda ci czasu na ćwiczenia w domu? Bieganie jest lepsze.

A niby dlaczego lepsze? O moim burzliwym romansie z bieganiem mogłabym książkę napisać, w skrócie jednak wygląda to tak, że ostatnio nie biegam, bo mam ostry odpał na rower i ćwiczenia w domu. Po co mam to zmieniać? Po co za każdym razem cierpieć katusze przed wyjście z domu i kombinować, że jeszcze jedno okrążenie i na pewno wracam? Na dywanie ćwiczy mi się miło i przyjemnie, trening nadal jest wyzwaniem, gdyż szlifuję technikę i zwiększam liczbę powtórzeń... po co więc kombinować?

Mam nadzieję, że dostrzegacie związek między tymi wszystkimi przykładami.

Jeśli coś działa, to widzisz konkretne rezultaty. Mój sposób prowadzenia BuJo działa, bo właśnie siedzę i piszę poniedziałkowy wpis - a to było jedno z moich zadań na dziś. Ćwiczenia w domu sprawdzają się, bo jestem już po ćwiczeniach z Anią Lewandowską, a wieczorem poćwiczę sobie z Ewką. A jeśli coś postanowimy, to naprawdę nie ma sensu pytać o awokado, które jest w tym wszystkim niewiele znaczącym szczegółem.

Mam rację czy nie? :)

Miłego poniedziałku!

9 komentarzy:

  1. Czy masz rację? Och, totalną! Też jestem w tej grupie na fejsie, w tej BJ, i od samego czytania tych postów, tych komentarzy - odechciało mi się swojego BuJo, autentycznie. A miałam już zeszyt kupiony. I nic. Uznałam, że za trucdne dla mnie, choć faktycznie wydawało się cudowne w swej prostocie (zainspirowałam się wpisem Klaudyny, do której link znalazłam u Ciebie, swoją drogą).

    Z innej beczki: co polecasz do ćwiczenia w domu zupełnie początkującej mnie? Takiej, która w życiu nie ćwiczyła w domu?? Ani z Lewandowską, ani z Mel B, ani z Chodakowską. Od czego zacząć?? :)

    Pozdrawiam, jesteś mega motywatorem, uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rezygnuj z BuJo, bo to świetny sposób planowania, żaden kalendarz nie sprawdził się u mnie tak dobrze. Po prostu zrób to po swojemu i tyle, to Tobie ma służyć. A kwestia, czy to nadal będzie BuJo czy coś innego jest w tym wszystkim mało istotna :)

      Zupełnie początkującej Tobie na pewno NIE polecam Ani Lewandowskiej i niektórych programów Ewy - zniechęcisz się :) Świetny natomiast na początek jest Skalpel i pierwszy trening z pierwszej autorskiej płyty Ewy, Skalpel 2, bodajże. Dość prosty jest Sekret i Model Look :) Ja zaczynałam od Mel B (po której miałam zakwasy przez tydzień) i Cassey Ho, wyszukiwałam takie filmiki, przy których było magiczne słówko "beginners" :P A to mój ulubiony: https://www.youtube.com/watch?v=lCg_gh_fppI Jakby co, jestem specjalistką w temacie ćwiczeń dla początkujących, bo sama zaczynałam milion pięćset razy :)

      Bardzo dziękuję za ostatnie zdanie :*

      Usuń
  2. Cieszę się, że Bullet Journal się u Ciebie sprawdził - moim zdaniem jest to totalnie magiczne narzędzie. I tak jak piszesz - nie ma się co zrażać tymi wszystkimi forumowymi dyskusjami. Niektórzy zachowują się tak, jakby tworzyli BuJo na pokaz, a przez to inni bzdurają sobie, że muszą ich naśladować i zniechęcają się do bardzo prostej i bardzo uroczej metody, która nie stawia absolutnie żadnych większych wymagań.

    Jeżeli chodzi o dyskusję ćwiczenia w domu vs bieganie - argument jest śmieszny. Okej, może i przebywanie na powietrzu bardziej nam służy, ale nic poza tym - nie widzę sensu w rzucaniu takimi tekstami, jakim Ty zostałaś uraczona ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej! Dlaczego wcześniej nie wiedziałam o Bullet Journal? Bardzo pomogłaś mi tym wpisem! Od dzisiaj będę tworzyć swój własny BuJo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. 100% zgody :) Ja też ćwiczę w domu, w ramach testowania strategii mininawyków :) Oznacza to, że moim celem jest zawsze zrobienie tylko 1 przysiadu :D Czy kiedykolwiek zrobiłam tylko 1 przysiad? Oczywiście, że nie :D Bo jak już się zmobilizuję do jednego, to potem leci cała seria. I tak od minicelu jakim miał być 1 przysiad, doszłam do 10-15 minutowej gimnastyki codziennie od blisko 2 miesięcy :))) Także absolutnie jestem za tym, by sposoby, techniki dopasowywać do siebie a nie odwrotnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię ćwiczyć w domu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz słyszę o Bullet Journal i wygląda to bardzo ciekawie. Ja opracowałam sobie własny organizer i to mi wystarcza. Natomiast mam osobny zeszyt do ćwiczeń w którym zapisuję treningi biegowe. Bieganie staram się uzupełniać ćwiczeniami siłowymi, które wykonuję w domu i tutaj taki dziennik bardzo się przydaje.

    OdpowiedzUsuń
  7. masz rację! jeżeli coś działa i nam odpowiada to super. czasami lepiej trzymać się dobrej sprawdzonej koncepcji niż cały czas szukać coraz to innych rozwiązań.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na ogół najprostsze rozwiązania są najlepsze! No ale my bardzo lubimy komplikować sobie życie :) A dodatkowo uważamy własne interpretacje za najlepsze i uwielbiamy narzucać je innym... A można prościej... I bez stresu, ciśnienia... :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...