niedziela, 8 marca 2015

Czy na pewno chcesz, aby Ci się chciało?

Dzisiejszy tekst miał być zupełnie o czymś innym, ale weszłam na bloga Leny... i zmieniłam plany. Lena napisała o osobach, którym się chce, są bardzo aktywne i realizują się na wielu, wielu polach. Zresztą, nie będę streszczać, przeczytajcie oryginał - KLIK.




W moim otoczeniu też są takie osoby.
Studiują, pracują, wychowują dzieci, trenują do maratonu, uczą się języków, są wolontariuszami, szydełkują, tworzą obrazy, piszą limeryki, pieką angielskie torty, tańczą, śpiewają, a w czasie wolnym zgłębiają swoją pasję, jaką jest hiszpańska poezja średniowieczna.

Kiedyś pewnie bym im zazdrościła. Teraz już nie.

Po pierwsze: z Ani (ze mnie) Kasi nie zrobię, a nawet jeśli bym próbowała, zawsze będę tylko kopią, a Kasia oryginałem - pisałam o tym już w tym tekście - KLIK. Dlatego nie widzę większego sensu rzucać się na coś tylko dlatego, że ktoś to robi i mi to przez chwilę imponuje. Chyba, że...



Po drugie:... chyba, że po kilku dniach/tygodniach wciąż o tym myślę i stwierdzam, że mam ochotę spróbować. Tak było np. z nordic walking. Jedną z przyczyn, że kupiłam kije był fakt, iż pozazdrościłam koleżance mojej mamy, która latem codziennie wstawała o piątej (bo chłodniej) i szła na godzinny spacer. Wydało mi się to na tyle kuszące, że sama postanowiłam spróbować i kilka miesięcy później usłyszałam:

- Ejjjj, ja to cię podziwiam, że tak ci chce z tymi kijami... Mi by się nie chciało.

Po trzecie: kiedy ktoś opowiada mi o tym, czym się zajmuje i poczuję lekkie ukłucie zazdrości, od razu próbuję wyobrazić sobie siebie w podobnej sytuacji. I nijak nie widzę siebie np. jako instruktorki tańca. Po prostu: to, co dobre dla Kasi i w czym Kasia się sprawdza, wcale nie musi być równie super dla Ani - ale o tym już było.

Inna kwestia, i o tym wspomniał już ktoś pod tekstem Leny. Pewne rzeczy tylko z daleka wyglądają fajnie. Ty widzisz, że ktoś w ciągu pół roku awansował na stanowisko kierownicze, ale, przepraszam za dosadność, nie widzisz i nie wiesz, że ten ktoś codziennie przed pracą wymiotuje ze zdenerwowania. 

Uwielbiam czytać. I kiedy dorwę książkę, którą od dawna chciałam mieć, nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do zrobienia w tym czasie czegoś innego. Nie pójdę na basen, nie pójdę na warsztat kulinarny, nie pójdę bić rekordów na siłowni - będę leżeć na kanapie i czytać. I guzik mnie obchodzi, że ktoś nazwie mnie leniem.

Być może moje podejście do nadmiaru aktywności wynika stąd, że od kilku miesięcy jestem w swoim życiu po prostu szczęśliwa i nie czuję, że czegoś mi brakuje, toteż na siłę nie szukam nowych zajęć. Kiedy poczuję brak albo potrzebę, by zabrać się za coś nowego - na pewno to zrobię.

A że komuś może się wydawać, że mało robię? A co mnie to obchodzi? :)


12 komentarzy:

  1. Wiesz, powiem Ci jak to z mojego punktu widzenia wygląda - kilka lat temu, kiedy jeszcze studiowałam medycynę nakręciłam się na te wszystkie blogi rozwojowe. Moje ulubione słowa to były: motywacja, produktywność, 100% wykorzystania czasu. Uczyłam się wtedy 2 języków, chodziłam na mnóstwo zajęć sportowych, malowałam obrazy, uczyłam się grać na gitarze i wiele, wiele innych....Byłam świetnie zorganizowana, zmotywowana, wykorzystywałam czas na 100%, z wyjątkiem jednego....to wszystko kosztem mojego chłopaka, przyjaciół, rodziców. Potem poszłam do pracy i przeraziłam się widząc ilu młodych ludzi to moi pacjenci, ilu umrze nie dożywając nawet 30...ilu cierpi każdego dnia, ile starszych osób żałuje że zmarnowało swoje życie. I wtedy coś mnie olśniło. Wzięłam swoją listę 1001 celów i zaczęłam mazać kolejne punkty. Zaczęłam się zastanawiać - czy warto marnować cenny czas i to krótkie życie ucząc się 5 języków, poszerzając wiedzę ogólną, oglądając kolejny filmik instruktażowy? Zrezygnowałam z połowy kursów online, odłączyłam się od komputera, którego stałam się niewolnikiem przez ostatnie parę lat. Odpowiedziałam sobie na pytanie - co chcę robić żeby naprawdę żyć? co mi się przyda? Dziś nie uczę się 5 języków - zagłębiam angielski bo wiem że w mojej pracy kiedyś mi się może przydać, nie robię tysiąca ćwiczeń - wybrałam 1 które sprawiają mi ogromną przyjemność i zapewniają zdrowie. Nie uczę się kolejnej nowej fryzury z filmiku instruktażowego - pokochałam moje naturalne, rozpuszczone loki. Nie poszerzam wiedzy ogólnej żeby zabłysnąć w towarzystwie - zamiast tego potrafię godzinami rozmawiać o mojej pasji jaką jest medycyna i udzielam porad moim przyjaciołom. Dziś mam czas żeby pójść z mamą na spacer i zrobić z babcią pierogi. Mam czas żeby wyjść, położyć się na trawie i patrzeć w niebo nie licząc minut. Mam czas żeby pomagać przyjaciołom kiedy zadzwonią żeby się wyżalić lub poprosić o pomoc. Może nie zrobiłam szpagatu, nie oglądnęłam 1000 najlepszych filmów świata, nie upiekłam makaroników...Kocham moją pracę, ćwiczę, podróżuje i mam czas dla najbliższych. Dziś żyję i czuję że to ma sens. Bez kolejnego kursu online, maratonu i listy książek... za to bez patrzenia na zegarek, z uśmiechem osoby która siedzi naprzeciwko, z ciepłem drugiego człowieka i z sercem przepełnionym radością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałaś i trafiłaś w sedno! :)
      Swojego czasu też nakręciłam się na hiper aktywne spędzanie czasu, tylko to zawsze jest tak, ze coś odbywa się kosztem czegoś.
      I wtedy trzeba sobie pewne rzeczy przewartościować. Co jest ważniejsze w danej chwili: joga czy ploty z przyjaciółką, odhaczenie kolejnego punktu z listy czy wieczór z mężem. To są niekiedy ciężkie wybory i czasem odpuszcza się z ciężkim sercem, ale to wszystko kwestia priorytetów.

      To nie jest tak, że codziennie idę na długi spacer, gapię się w niebo i podziwiam obłoki. Pracuję, przygotowuję się do tej pracy, prowadzę dom, robię zakupy, cały czas się uczę, ćwiczę, czytam itd. - ale na pewno robię to mądrzej i z mniejszym spięciem, że "muszę" niż jeszcze dwa, trzy lata temu.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Dokładnie, to nie jest tak że jak nie stawiamy na produktywność to znaczy że jesteśmy leniwi. Czasem, tak jak napisałaś warto przewartościować sobie w życiu pewne rzeczy i pomyśleć co tak naprawdę nas uszczęśliwia. A ja pewnego dnia zrozumiałam że zamiast nauki egzotycznego języka wolę popracować jako wolontariusz w schronisku dla psów, a zamiast zagłębiania tekstów psychologicznych - pomoc moim przyjaciołom w uporaniu się z chorobą. Zmęczyła mnie ta przereklamowana samorealizacja (która często zamyka nas w czterech ścianach i odcina od ludzi), zrozumiałam że gdy pomagam innym - to jest coś co ma sens i sprawia że jestem NAPRAWDĘ szczęśliwa :)

      Usuń
  2. Dobrze czytać takie rzeczy, bo czuję, jakbyś i mnie poradziła co zrobić :) Ja jestem bardzo szczęśliwa, ale nie mogę się wciąż pogodzić z tym, że nie mam czasu na rzeczy, które ZAWSZE chciałam zrobić. Tłuką się za mną od lat, a w obecnym świecie nie sposób je zgłębić... tak jak np. mogłam to zrobić, będąc na studiach i mając sporo czasu :) I wiem, że jeśli nie zrobię rewolucji, to nigdy ich nie rozwinę.

    A to prawda, że widząc te osoby, które robią wszystko - nie wiemy wszystkiego. Bo czasem tymi "rzeczami" łatają życie osobiste, muszą rezygnować z wielu rzeczy albo PO PROSTU są zdolni/mają szczęście i przychodzi im wiele rzeczy z łatwością - i chwała im za to :)

    Jak dodałam mojego posta to dopadła mnie refleksja - ok, ludzie są jacy są - być może ja taka nie jestem. Najlepiej odpoczywam z książką we własnym łóżku, podczas gdy innych relaksuje nurkowanie na rafach. A ten trend, że robi się wszystko szybko i dobrze, często pokutuje zszarganum zdrowiem w bardzo młodym wieku...

    Tyle wyborów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że się odezwałaś :)
      Dla mnie sztuką jest właśnie znalezienie czasu na to, co się CHCE robić, a, w miarę możliwości, odpuszczenie sobie tego, na co się nie ma ochoty.
      Absolutnie nie chcę nikomu doradzać, co powinien robić i jak żyć. Po prostu piszę, jak to jest u mnie. Kiedy leżę z książką i nie kołacze mi się po głowie myśl, że powinnam w tym czasie robić coś innego, to jest okej. Tak sobie myślę, że nie mam w tej chwili jakiś wielkich marzeń typu pojechać do Afryki czy nurkować w oceanie. Ale jeśli pojawi się jakieś nowe marzenie, na pewno będę szukała czasu i sposobu, by je zrealizować :)

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Też się kiedyś zaczytywałam w blogach rozwojowych i postawiłam sobie wysoką poprzeczkę w realizacji celów. Wczesne wstawanie, aktywność fizyczna, nauka języków, studia... Na wysokich obrotach wytrzymałam 3 miesiące. Potem mój organizm się zbuntował i dopadło mnie przemęczenie. Dziś wiem, że warto się realizować, ale ważne jest zachowanie równowagi między pracą a odpoczynkiem. Nadal uczę się języków, studiuję, biegam, ale też słucham swojego organizmu i przeznaczam czas na relaks i leniuchowanie. Nie mam już wielkiego parcia na 100% produktywności i pracy ponad siły. Wolę racjonalnie rozłożyć swoje możliwości odpowiednio do moich zamierzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nic złego, w byciu ambitnym, ale zgadzam się z Tobą: równowaga to słowo - klucz.

      Usuń
  4. Dziś są takie czasy, że nie tylko szybko awansujący wymiotują z nerwów :(
    Ja tam wolę marnować cenny czas na uczenie się nowych języków i szlifowanie ukochanego angielskiego, który ulatuje mi szybko bo go nie używam i hiszpańskiego, który też płacze za mną, bo to zaprocentuje, a gadanie o pracy w towarzystwie i udzielanie porad -no sorry, ale ja takiego czegoś nie trawię. I o dziwo znajduję też czas na udoskonalanie umiejętności kulinarnych, czytanie książek, ploteczki z Babcią i Mamą. Bo im mniej mam aktywności tym gorzej się czuję, na obecnym etapie szukam aktywności która da mi szczęście i nie będzie zobowiązaniem i udręczeniem, bo już i takie doświadczenie miałam, że coś, co miało mnie ubogacić to mnie umęczyło, ale dzięki temu wiem, co nie jest dla mnie :) Życie jest za krótkie na przesiedzenie przy kimś, może to przez to, że Rodzice są aktywni i nie usiedzą na miejscu :)
    Ale każdy jest inny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że każdy jest inny i to, co pasuje Kasi, niekoniecznie pasuje Ani :)

      Usuń
  5. No właśnie. Grunt, to się nie przejmować opinią innych i robić swoje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Twoje posty motywacyjne, są krótkie i treściwe i oczywiście dają do myślenia. Ale jako studentka filologii hiszpańskiej nie mogę się powstrzymać : jeśli znasz kogoś kto pasjonuje się średniowieczną literaturą hiszpańską to musi mieć wybitnie wysublimowane gusta literackie ;DD

    OdpowiedzUsuń
  7. W tekście jeden link powinien chyba być do twojego tekstu, a oba są do Leny. :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...