środa, 2 marca 2016

Projekt Szczęście, czyli o tym, jak mi poszło i dlaczego nie poszło to, co nie poszło :)

Nieco ponad miesiąc temu postanowiłam wprowadzić w życie mój własny Projekt Szczęście. Nie zakładałam, że tak jak u Gretchen Rubin potrwa on rok, założyłam sobie natomiast cele na kolejne 30 dni. I co? I średnio.






O moich małych postanowieniach możecie przeczytać TUTAJ.

I jak już pisałam, poszło mi średnio, ale z drugiej strony dowiedziałam się czegoś istotnego o sobie.

Otóż: nie wystarczy, że określę, CO chcę zrobić. Z zegarkiem w ręku muszę jeszcze zaplanować KIEDY.

Nie wyszły mi te postanowienia, co do których precyzyjnie nie określiłam, KIEDY zamierzam się tym zajmować.

I tak:

Punkt pierwszy: Pić RANO wodę z sokiem z połówki cytryny.

Łatwizna: wstawałam, wyciskałam cytrynę, dolewałam wodę, piłam.  I robię to nadal. Ot, cała filozofia.

Punkt drugi: Ruszać się przez minimum 30 minut.

Tu już było trochę gorzej. Kiedy tylko mogłam, chodziłam do pracy na piechotę. Nie mam daleko, niecałe 2km, ale dawało mi to ok. 15-20 minut ruchu. No i starałam się dodatkowo ćwiczyć między 19 a 20... ale to już nie było takie oczywiste. Jeśli w tym czasie zadzwonił telefon, zaczytałam się albo zajęłam czymś w domu - po prostu o tym zapominałam.

Rozwiązanie: ustawić sobie przypomnienie w telefonie na 18:45. Będzie to sygnał, że właśnie nadchodzi czas na ćwiczenia. Przez 15 minut powinnam skończyć to, co zaczęłam i zacząć to, co postanowiłam.

Punkt trzeci: Sprzątać wieczorem przez 10 minut.

Cudowny nawyk, który nie sprawił mi żadnych problemów.

Punkt czwarty: Uczyć się angielskiego przez 15 minut dziennie.

Porażka na całej linii. Uczyłam się rano, wieczorem, po przebudzeniu, przed pójściem spać, w autobusie, w tramwaju... a najczęściej nie uczyłam się wcale. 

Rozwiązanie: rozpoczynam naukę po przyjściu z pracy, nieważne, czy przychodzę o 12 czy 17. Ściągam buty, robię kawę i uczę się angielskiego - koniec, kropka.

Punkt piąty: Codziennie zjeść coś zdrowego

To też nie było trudne, gdyż ustaliłam, że będę to robić w trakcie drugiego śniadania. I w ten sposób piłam sobie koktajle, jadłam sałatki owocowe albo chrupałam surową marchewkę.

Jak widzicie, nie było najgorzej, ale też mogłoby być lepiej.

Przez najbliższe dni chcę popracować nad angielskim, stałą porą na ćwiczenia i nad wcześniejszym wstawaniem. 

I nie ukrywam, że jestem ogromnie ciekawa Waszych codziennych nawyków, dzięki którym czujecie się bardziej szczęśliwi :)

12 komentarzy:

  1. Codziennie sprzątać przez 10 minut - najlepszy sposób na to, żeby mieć posprzątane a się nie narobić! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam ten nawyk! Rano z przyjemnością wchodzę do kuchni i łazienki, kiedy nie ma tam stosu ubrań i rozrzuconych ubrań :)

      Usuń
  2. I tak zrobiłaś więcej niż większość znas które nawet nie wpadł na to by podjąć próbę. Kolejny miesiąc może nowa okazja do startu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawyki, nawyki:)- to klucz do sukcesu! Ja mycie zębów. Ważne jednak, by nie wymagać od siebie za dużo;) ale metodą prób i błędów z czasem można spradzić co nam pasuje, a co nie;)powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toteż działam stopniowo i sprawdzam różne rozwiązania :)
      Dzięki! :)

      Usuń
  4. Masz zamiar pociągnąć ten swój mały projekt dłużej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak, i nie :)
      Nie - bo nie zakładam tak jak w oryginale dodawania kilku nowych rzeczy co miesiąc.
      Tak - gdyż chcę kolejno pracować nad nawykami, na których mi zależy. Weszło mi w krew picie wody z cytryną, codzienne sprzątanie i przygotowywanie sobie zdrowych przekąsek. Teraz pracuję nad regularnym angielskim, ćwiczeniami i nad tym, żeby znów wstawać o szóstej i zyskać dodatkową godzinę na czytanie. Gdy to opanuję, dodam coś nowego :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Na początku będzie ciężko, potem wejdzie w nawyk :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja od marca postanowiłam wrócić do czytania książek bo ostatnio to zaniedbałam mimo iż to uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Część z tych zadań jest prosta, ale rzeczywiście,jeśli nie określimy konkretnego terminu możemy ich w ogóle nie zrealizować. Dobry pomysł z tym sprzątaniem. Ja nie lubię gdy wchodzę rano do kuchni i zamiast zrobić sobie śniadanie najpierw muszę posprzątać. Jeśli chodzi o naukę angielskiego to może warto poświęcić jej więcej czasu, ale co drugi dzień?

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj angielski to również moje mocne postanowienie...na razie ponoszę porażkę, ale nie mam zamiaru się tak łatwo poddać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluje sukcesów... I porażek... w końcu każda nas czegoś uczy :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...