niedziela, 20 kwietnia 2014

Przebijmy własną skorupkę!

Święta... czas, żeby spotkać się z rodziną, obgadać nieobecnych, naobiecywać sobie, co to my w te kilka dni nie zrobimy, z kim się nie spotkamy i jakie zaległości nadrobimy. A potem przychodzi wtorek i żal, że to już, że miało być tak pięknie, a było jak zwykle. Bez sensu są takie święta i ja takich świąt nie chcę.




Zazdroszczę wszystkim tym, dla których Wielkanoc to największe, najbardziej radosne wydarzenie w roku i którzy są szczęśliwi, bo oto Jezus Chrystus pokonał śmierć. Nie chcę się tu zbytnio uwywnętrzniać, napiszę więc tylko, że na mnie ta opowieść robi wrażenie. Kiedyś - niekoniecznie. Od jakiegoś czasu - owszem.

Wielkanoc wypada w przepięknym okresie: przyroda rozkwita, budzi się z marazmu, wszystko aż kipi życiem. A do tego Wielkanoc, której przekaz jest jednoznaczny: nie ma rzeczy niemożliwych, można pokonać wszystko, nawet śmierć. Dla mnie Wielkanoc to czysta afirmacja życia, odradzania się, wiary w to, że nie ma przeszkód, których nie da się sforsować.

Ok, może to wszystko spłycam, upraszczam, ale tak właśnie czuję. 

Nie chcę zmarnować tych dni przed telewizorem. Skoro deklaruję, że ogromną wartością jest dla mnie rodzina, to nie pozwolę, aby w tym roku przegrała ona z komputerem czy Facebookiem. 

Skoro stwierdzam, że życie bez przyjaźni i miłości nie ma sensu, to czas dla bliskich, na rozmowy i wymianę myśli musi się znaleźć.

I koniecznie muszę znaleźć też czas dla siebie. 

W roku nie będzie lepszego momentu na to, żeby jeszcze raz przemyśleć, w którym miejscu się znajdujemy, w którą stronę zmierzamy i jakie przeszkody trzeba będzie pokonać, by dojść tam, gdzie chcemy.

Ogromnie przemawia też do mnie wizja kurczaka wykluwającego się ze skorupki. To zabawne, ale przyszło mi na myśl, że każdy człowiek jest takim małym kurczakiem, który siedzi w swojej skorupce. Wygodnej. Albo przeciwnie: ograniczającej. I w którymś momencie musi, po prostu musi on dokładnie poznać, czym ta ograniczająca go skorupa jest. Musi ją przebić i opuścić.

Wiem, że za rok będę w zupełnie innym miejscu, niż jestem teraz. Wiele moich skorupek już przebiłam, kolejne czekają na sforsowanie. I bardzo dobrze! W naturze mamy ciągły ruch -jak śpiewał Lech Janerka.

Przebijajmy własne skorupki - tego Wam (i sobie) życzę w Święta! :)

PS Zachęcam do lektury tekstu Ani, to on mnie zainspirował. Przeczytajcie koniecznie historię o walizkach - mocno, mocno zapada w pamięć. 
Również zdjęcie pochodzi z tekstu Ani - lepszej ilustracji po prostu nie znalazłam.


5 komentarzy:

  1. Podpisuję się pod tym, co piszesz wszystkimi konczynami. I sercem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie chciałabym aby właśnie Święta tak wyglądały,a nie tylko latanina i myślenie ludzi co najlepiej kupić,czym ''zaszpanować'' przed gośćmi, zastawianie stołu (którego część ląduje w koszu). Ten czas to właśnie chwila na refleksje,zastanowienie się nad tym co Nas otacza,jak żyjemy i co zrobić by żyć lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze powiedziawszy, ja zbytnio nie obchodzę żadnych świąt, nie robią one na mnie już wrażenia... Ale rozumiem i szanuję ludzi, dla których to jest wyjątkowy czas:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi święta już od dawna niestety kojarzą się tylko z przed-świątecznym sprzątaniem (ostatnio widziałam demotywator "czy umyłaś już okna dla Jezusa?"), więc jak tylko się zaczynają mam ochotę jedynie odpoczywać... Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni:)

    /rozowo-szara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się udało w tym roku wszystko! Był czas spędzony z najbliższymi, czytanie książek, trochę ruchu żeby spalić te wszystkie wielkanocne słodkości. Postanowiłam sobie, że nie włączę ani na chwilę komputera, ani telewizora (poza obejrzeniem wybranego filmu). Plan wykonany w 100% :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...