piątek, 9 listopada 2012

No kur...czak no!

Kolejny raz sprawdza się coś, o czym wiem doskonale.

Jak odpuszczę sobie jedno... to poleci wszystko.
Odpuściłam sobie codzienne ćwiczenia (zamysł był taki, że będę ćwiczyć trzy razy w tygodniu po 45 minut - nie wyszło), żeby mieć więcej czasu na inne rzeczy: naukę, gotowanie, czytanie i dwa miliony innych spraw.

Wyszło na to, że nie robię nic: nie ćwiczę, nie uczę się, przestałam prowadzić dziennik diety, boję się wejść na wagę... A jakby tego było mało, to brak mi energii, czuję się ciężka i wiem, że marnuję czas. Wygląda to tak:







A tymczasem...






I najlepsze:


Jeszcze dziś zrobię sobie listę rzeczy, które chcę robić do końca roku.
Jeszcze dziś rozpiszę te rzeczy na mniejsze kroczki.
Jeszcze dziś będę ćwiczyć minimum pół godziny.
Jeszcze dziś ułożę sobie zestaw ćwiczeń na następny tydzień.

TAK WŁAŚNIE! :)

19 komentarzy:

  1. Powodzenia, trzymam kciuki, żebyś wyszła z letargu i weszła z powrotem na drogę systematyczności! ;)
    U mnie level 3 30 day shred zaliczony na dziś.

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mags, wysłałam Ci maila. Zerknij proszę, w wolnej chwili :)

      Usuń
  2. Skąd ja to znam... co tydzień obiecuję sobie że od przyszłego tygodnia już naprawdę będę chodzic do klubu 5 razy w tygodniu, po czym już we wtorek zwykle się łamię... W środę pójdę bardziej przez wyrzuty sumienia i na tym zwykle koniec... A najbardziej wkurza mnie to, że jak człowiek tam pójdzie to naprawdę świetnie się czuje, jakby mógł przenosić góry... a mimo to odpuszcza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to jest chore: dobrze się po ćwiczeniach czuję, uwielbiam patrzeć na postępy, które robię lubię ćwiczyć... Lubię się uczyć, jestem mistrzem w teorii zdrowego odżywiania... i co? I co to ma być, kurde :)?

      Usuń
  3. Może trochę zwolnij? Wyznacz bardziej realne cele?
    A poza tym dobrze zacząć z czystą kartką.Zapomnij o niepowodzeniach i zacznij o dziś z nowymi siłami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje cele są realne :) I wszystko jest dobrze, dopóki mam je ładnie wypisane na kartce i jestem systematyczna. Jedno małe odstępstwo - i sypie się wszystko. Albo działam jak robot, hehe, albo nie działam wcale :)

      Dokładnie: zaczynam od nowa. Co było, a nie jest... :) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. A może narzuciłaś na siebie zbyt dużo i po prostu doba się kurczy? Może warto pomyśleć o skupieniu się na początek na kilku najważniejszych rzeczach by ograniczyć ryzyko niepowodzenia? I nie mieć żalu jak coś nie wyjdzie. To też ważne. :) ślę dużo pozytywnej energii z Mariki "Rewe" na czele :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasu mam faktycznie niewiele - wstaję o 5:30 żeby dotrzeć do pracy na ósmą, około 18 jestem w domu. Plus wolne weekendy. Wiem jednak z doświadczenia, że chcieć to móc, a podstawą sukcesu jest dobra organizacja :)

      Dlatego też, tak jak pisałam: spisuję rzeczy, które chce zrobić i rozpisuje je na mniejsze kroczki do wykonania każdego dnia. Realne, żebym dała rada wszystko zrealizować.

      Za Marikową energię dziękuję i odsyłam tyle samo - mam nadzieję, że dotrze :)

      Usuń
    2. No właśnie. Zaczynać dzień o 5.20 i być w domu o 18.00 to jest naprawdę męczące. Ja również wierzę, że odpowiednia organizacja to rzecz ważna i pozwala zaoszczędzić wiele czasu. Tylko jak Cię czytam czasem to się zastanawiam "Skąd ta dziewczyna ma czas na to wszystko?" Poważnie. Uważam, że idzie Ci świetnie. A poza tym to "Optymistka, której szklanka jest zawsze do połowy pełna" i tego się trzymaj :)

      P.S. Energia dotarła. :)

      Usuń
    3. Im więcej masz do zrobienia, tym więcej masz czasu - i to jest prawda! :)Ale zaniedbałam się ostatnio, takie fakty. Jednak jak na optymistkę przystało, rąk nie załamuję, zaczynam od nowa! :)

      Usuń
    4. Podziwiam Cię, jeśli musisz wstawać o 5.30 żeby dotrzeć do pracy i wracasz o 18, a dodatkowo ćwiczysz i piszesz bloga(to jednak zajmuje trochę czasu) to jesteś niesamowita!

      Mam koleżankę, która wstaje o 5, wraca o 19 i nie robi nic poza tym, je kolacje i idzie spać.

      Nie dołuj się ;)

      Usuń
    5. Można i tak :) Ja przez ostatni miesiąc robiłam podobnie: wracałam, jadłam kolację, poprawiłam batonikiem i bach z książkę na kanapę :P Tylko zdecydowanie zmęczyło mnie to bardziej, niż robienie czegoś konstruktywnego, nawet jeśli to coś wymagało wysiłku :)

      Usuń
  5. Ja od kilku dni odstawiłam słodycze i smutno mi z tego powodu, ale się nie poddaję i póki co jakoś mi idzie z tym. Gorzej z moją głową, bo podczas kimy śni mi się, że zajadam herbatniki w czekoladzie :P Ale ulga po przebudzeniu, kiedy okazuje się, że jednak się nie złamałam ;)

    U mnie z ćwiczeniami to średnio ostatnio, ale biorąc z Ciebie przykład 30min. na nie wygospodaruję ;) i plany też jakieś zrobię :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodycze to kolejna porażka, z mojej akcji "Nie jem słodyczy" do Wigilii niewiele wyszło :) No cóż... dzisiaj zaczynam od nowa :)

      30 min. to naprawdę niewiele :) Ja czasem tyle czasu spędzam przeglądając głupie stronki w necie i malowanie paznokci, hehe :P

      Usuń
  6. ja się też ostatnio trochę posypałam z systematycznością i treningami. dobrze, że chociaż do niezdrowego jedzenia mnie nie ciągnie, bo wtedy byłaby porażka na całej linii. ja z książką/laptopem na kanapie plus paczka czipsów, hrhrh - odsuwam od siebie tę wizję co jakiś czas. powodzenia, obyśmy się wzięły w garść : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Naturą kobiety jest zmienność... Zatem wytrwanie w postanowieniach można uznać za sprzeczne z naturą? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet tak nie mów :) Bo jeszcze przywiążę się do takiego myślenie i bycie niekonsekwentną uznam za objaw zupełnie normalny :)))

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...