poniedziałek, 20 lipca 2015

Zacznij działać, zacznij działać, zacznij działać... czyli co konkretnie mam robić?

Pisałam dziś na moim Facebooku, że wiek to tylko liczba i co do tego nie mam wątpliwości. ALE: odkąd z "dwudziestki" stałam się "trzydziestką" COŚ w magiczny sposób przeskoczyło mi w głowie. Przeskok ten z grubsza polega na tym, że kiedy w owej głowie zaczynają się pojawiać natrętne myśli w stylu: Nie siedź! Wstawaj! Rób coś! Działaj! Poznawaj! Odkrywaj! Rozwijaj się! niemalże natychmiast pojawia się jeszcze jedna myśl: Kobieto, odpie****** się od siebie! Po prostu.




Oczywiście to, że zmiana zadziała się po trzydziestce to uproszczenie. Obecny etap jest bowiem wynikiem dłuższego procesu, który zachodził w ostatnich miesiącach. Nie pamiętam kiedy dokładnie zaczęłam zastanawiać się nad tak chętnie powtarzanym hasłem, aby zacząć działać. Zaraz zaraz, pomyślałam. Przecież ja już działam! 

Chodzę do pracy. Przygotowuję się do niej. Cały czas uczę się w niej czegoś nowego. Chodzę na kolejne kursy, aby jeszcze lepiej zajmować się dziećmi. W domu przecież też nie leżę: sprzątam, gotuję obiady, robię zakupy. Regularne ćwiczę. Biegam, jeżdżę na rolkach i rowerze.  Znajduję czas na jogę, książki i filmy. Co tydzień jeżdżę do rodziców. I tak dalej. Przecież to właśnie jest działanie! Co więcej miałabym robić?

No właśnie: co? Och, mogłabym wymieniać długo! Mogłabym... biegać dłużej. Mogłabym później chodzić spać i wstawać wcześniej. Mogłabym bardziej przykładać się do nauki angielskiego. Mogłabym właśnie w tym momencie zapisywać się na jakiś mądre szkolenie... Ale czy naprawdę muszę rwać włosy z głowy i zadręczać się, że tego wszystkiego właśnie teraz, w lipcu 2015 roku nie robię?

Otóż nie muszę i nie będę. Trudno mi obiektywnie ocenić, czy aktualnie robię dużo czy mało. Był moment, kiedy właściwie cały dzień mijał mi na pracy i dojazdach do niej. Był czas, kiedy nie pracowałam na etacie, ale piekłam jak szalona, czytałam jak szalona, ćwiczyłam jak szalona. Kiedy robiłam więcej: na etacie czy bez? Trudno porównać. Natomiast nie mam problemu, żeby napisać, że teraz żyje mi się naprawdę całkiem dobrze.

Ok, do czego zmierzam? Przede wszystkim do tego, żeby docenić siebie i nie dać się wpędzić w poczucie winy, że możemy, ba!, że powinnyśmy więcej. Lubię swoją pracę, lubię to, co robię po pracy, uwielbiam czas spędzony z moim mężem, lubię czas spędzony na leżaku, kocham czytać i kocham mieć na to czas. Ale zaraz, zaraz... to takie prozaiczne! Czy nie lepiej byłoby wstać z tego leżaka i iść potańczyć na rurze? Albo chociaż wysprzątać schowek na buty? Kobieto - myślę wtedy. Od...czep się od siebie.

Źródło zdjęcia: kaboompics.com

11 komentarzy:

  1. O tak! Najgorszy jest ten pierwszy krok. Potem to już idzie z górki:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie! Co prawda do urodzin jeszcze mam sporo czasu ale ostatnio odczuwałam podobną presję, a przecież wciąż byłam w biegu, więc kilkanaście dni wolniejszych obrotów mi się należy :D Chyba wciąż za dużo od siebie wymagamy...

    OdpowiedzUsuń
  3. tego mi było trzeba na dziś :) dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak i nie ;) Ja jakiś czas temu też zaczęłam tak myśleć, że nie trzeba na siebie za mocno naciskać, trzeba żyć "slow" itd. i wpadłam w przeciwną pułapkę- marazm, zniechęcenie, brak ochoty na cokolwiek. Czułam, że nie tylko stoję w miejscu, ale że się cofam.Nie byłam szczęśliwa. Trzeba znaleźć mądrze to, co powinno i chce się robić- a to bywa często bardzo trudne. Jednym słowem równowaga- trzeba się rozwijać i motywować się do działania, ale wszystko z głową :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, i tak i nie :) Tylko w moim przypadku to nie jest marazm i zniechęcenie, to nie jest klasyczny leń, bo jeśli bym policzyłam, ile rzeczy robię w ciągu dnia, to wyszłaby z tego ładna liczba. Bardziej chodzi o to, że z tyłu głowy ciągle mam/miałam uporczywy głos, który mówił: więcej, więcej, więcej. Tylko czego więcej... i tak naprawdę po co? Dobrze jest, jak jest :) Jeśli nagle coś wyda mi się mega fajne, to na pewno to zrobię. Ale na siłę sobie dokładać nie będę. Poza tym: są wakacje? Są! :)

      Usuń
  5. Bardzo ciekawe i inspirujące podejście do samej siebie...:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. czytam, lubię na fb, pierwszy raz komentuję :)
    zgadzam się z Tobą :)) sama też tak czasami mam, że czuję się źle zorganizowana, za mało zajęta. później patrzę na siebie pracującą, trenującą 3x w tygodniu, robiącą zakupy, gotującą, tworzącą związek i dochodzę do podobnego wniosku, co Ty. czasami lubię leżeć na łóżku i przeglądać fb ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasami trzeba też po-leżakować i nic nie robić, nie ma w tym nic złego jeżeli ten stan nie trwa rok, dwa czy dłużej;P no chyba, że masz na to hajs to śmiało i spławiałoby Ci to radość to czemu nie;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Czasem mam wrażenie, że żyjemy w czasach niesamowitych możliwości, dostępu do wiedzy w łatwy i przystępny sposób i to jest świetne. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że nastał czas, gdzie wokoło wszyscy krzyczą "Odnieś sukces", "Pracuj do późna i śpij, krótko", "Ciągle musisz się rozwijać", "Nie trać czasu na odpoczynek, na relaks", pracuj, rób, odhaczaj cele, rozwijaj się itp. Nie mówię, że rozwój osobisty jest nieistotny. Dla mnie jest bardzo ważny ale nie warto przekładać go nad zdrowie, odpoczynek i równowagę między pracą a relaksem. Nie wiem, czy wpłynęły na to moje 30. urodziny, ale z pewnymi sprawami dałam sobie spokój. Polubiłam siebie i swoje życie. Nie mam idealnej pracy i po powrocie do domu pracuję nad własnym biznesem, jednak nie przekładam tego ponad wszystko. Z wieloma rzeczami dałam sobie spokój, na inne szkoda mi czasu. Chyba przewartościowałam swoje życie. :) Teraz mi dobrze.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...