Detoks - modne słowo. Zewsząd bombardują nas teksty o tym, jacy to jesteśmy zanieczyszczeni, jak nasze ciało kumuluje toksyny, które z kolei przyczyniają się do wielu chorób, w tym nowotworów. Szczerze? Nie wiem, czy do końca w to wierzę. Po prostu do tej pory nie natrafiłam na rzetelne badania, które mówiłby o tym, jakie to KONKRETNIE toksyny nas zaśmiecają. I nigdy nie spotkałam się z badaniami, które porównywałyby poziom toksyn "przed" i "po" detoksie. Mimo to, uległam tej modzie. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Kasia Bem proponuje natomiast mega prostą i w miarę tanią dietę, opartą na kaszach, warzywach i owocach.
Ani się spostrzegłam, a wyeliminowałam z diety nabiał, mięso, gluten, cukier, kawę... zapiekanki! i inne mniejsze lub większe świństewka. Bezboleśnie! No, prawie bezboleśnie, kawa śniła mi się po nocach.
Po drugie: ostatnio całkowicie rozregulowałam sobie pory posiłków. Śniadanie jednego dnia jadłam o 5 rano, następnego o 11. Na obiad były albo dwa dania plus ciacho... a następnego dnia post. Kolacja jako główny posiłek dnia również się kilka razy zdarzyła. Podejmując się detoksu uparłam się, że będę jadła regularnie, bez pomijania posiłków i bez podjadania. W weekend natomiast piłam tylko soki, o czym będzie jeszcze osobny post.
Z jakimi zamierzeniami przystąpiłam do detoksu? Gdzieś tam z tyły głowy majaczyło mi słowo "oczyszczanie", ale głównie liczyłam na:
- więcej energii, co oczywiste w przypadku diety, gdzie je się dużo, ale lekko;
- odzyskanie smaku - pamiętam, że kiedy dawno, dawno temu stosowałam dietę South Beach, potem odrzuciło mnie od... mojej ulubionej czekolady. Wydała mi się obrzydliwie słodka... i w sumie tej jednej do dziś za bardzo nie lubię. Z mojego dietowego doświadczenia wiem, że kiedy zaczynamy jeść właściwie, nagle zaczyna nam przeszkadzać sól i używamy jej mniej, nie mamy też ochoty na żywność przetworzoną - i u mnie faktycznie tak się stało;
- detoks zazwyczaj obiecuje, że cellulit ulegnie zmniejszeniu, poprawi się cera, wzmocnią włosy i paznokcie - no cóż, tu na razie efektu "wow!" nie ma, ale też nie liczyłam na cud, który wydarzy się przez tydzień (bo tyle już trwa mój detoks);
- po cichu liczyłam też na spadek wagi... i to się udało: -2,6 kg. Brawo ja! :)
Przez cały detoks prowadzę codzienne zapiski, o moim samopoczuciu, o tym, co jadłam i jak to wyglądało - macie ochotę na taką relację dzień po dniu?
O jej. Juro lecę po tę książkę. Zastanawiałam się, czy ją sobie kupić. I własnie mnie przekonałaś;) Dziękuję;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :)))))
Usuńja z chęcią poczytam o Twoich doświadczeniach- także czekam na relacje. Bo już niejedną książkę kupiłam, ale jakoś nie udało mi się wdrożyć w życie zdrowszego stylu żywienia.
OdpowiedzUsuńHa, ta dla mnie okazała się mega, mega motywacją :)
UsuńJestem ciekawa tego wyzwania. Chętnie przeczytam Twoje codzienne relacje.
OdpowiedzUsuńKsiążka też mnie przekonała:) Chętnie przeczytam Twoje zapiski z każdego dnia, powodzenia:)
OdpowiedzUsuńRelacja już jest. Z małym poślizgiem, ale jest :)
UsuńJa też muszę no siebie wreszcie zadbać, bo od jakiegoś czasu strasznie zaniedbałam swoje odżywianie. Ja jednak robię metodę małych kroczków i obecnie rozpoczęłam od wrócenia do picia 1,5-2 l płynów i zdrowych śniadań zamiast kawy na pusty żołądek.
OdpowiedzUsuńCzekam na relację z poszczególnych dni:)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńZ podobnych jak Ty przyczyn przystąpiłam do happy detoksu (jestem w czwartym dniu). Książka jest świetna, pięknie wydana, napisana w bardzo przystępny sposób i jadłospis niesamowicie mi odpowiada. Bardzo chętnie przeczytam Twoje "dzień po dniu" :)
OdpowiedzUsuńAniu, jak poszło :)?
UsuńJa też nie do końca wierzę w detoks, jako taki krótkoterminowy, magiczny sposób na oczyszczenie i poprawę wszystkiego. Moim zdaniem piękne ciało, skóra, włosy to długotrwały proces. Dlatego wierzę w zdrowe nawyki żywieniowe i w zdrowy tryb życia. Jednak wiele metod polecanych przy detoksie jest bardzo zdrowych, takich jak np. picie dużych ilości wody, zielonych koktajli. Nie toleruje detoksów typu głodówka - wrrrr
OdpowiedzUsuń