Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka, która oglądała dużo bajek i chciała kiedyś zostać księżniczką. Potem, wraz z upływem czasu, dziewczynka dorastała i uświadomiła sobie, że taki dzień kiedyś nadejdzie: będzie to jej ślub. Mijały kolejne lata, pojawił się książę na białym koniu, błysnął pierścionkiem, dziewczynka powiedziała "tak! ach, tak!", odpaliła komputer, wpisała w wyszukiwarkę INSPIRACJE ŚLUBNE i wpadła w panikę. - Rany, nie ogarnę własnego ślubu! - rzekła i zapłakała.
a) sukienki i tak nie kupię takiej, jakbym chciała, bo trzeba je zamawiać dwa lata do przodu;
b) w styczniu 2014 roku nie ma szans na znalezienie sali na przyjęcie, które ma się odbyć w czerwcu;
c) generalnie wszystko powinno się rezerwować dużo, dużo wcześniej. W salonie, gdzie zamawiałam swoją sukienkę, niektóre zapobiegliwe przyszłe mężatki zamówiły suknie na... 2015 rok, serio!
Ale to nie wszystko. Przez 28 lat żyłam w błogiej nieświadomości, że istnieje coś takiego jak "trendy ślubne". Serio! Nie wiedziałam, że teraz zamiast ciast na stole powinny znaleźć się np. lizaki kolorystycznie dopasowane do wystroju sali. Albo że do ołtarza fajnie iść... po sztucznej trawie. Aha! Zespół na weselu to przeżytek, lepiej zamówić instruktorkę zumby, która rozkręci imprezę (mhm, już sobie widzę wywijającą zumbę w sukni z trenem). I tak dalej, przykłady można mnożyć.
Zupełnie szczerze przyznaję, że na chwilę zgłupiałam. Zbyt dużo opcji, zbyt dużo pomysłów, a przecież ślub tylko jeden. Z tej właśnie przyczyny bardzo długo zwlekałam z wyborem sukni ślubnej. No bo jak tu się zdecydować? Całkiem na poważnie zaczęłam też rozważać jakże istotną kwestię, czy zaproszenia powinny być w kolorze kremowym czy ekri i czy oby na pewno pasuje do nich biała koperta. Kompletna głupota!
I teraz dochodzę do sedna. Paradoksalnie ślubne wariactwo wybiłam sobie z głowy w trakcie przymiarek sukienki. No bo tak: co z tego, że zamarzyła mi się cała koronkowa o syrenim kroju, skoro wyglądałam w niej jak... syrena z przerostem tkanki tłuszczowej w okolicach tyłka i gigantycznym ogonem zamiast stóp? Co z tego, że moim kolejnym pomysłem była suknia z baskinką... która idealnie podkreślała moje i tak szerokie biodra?
Dokładnie w tym momencie dotarła do mnie jedna ważna rzecz: nie będzie DOKŁADNIE tak, jak sobie wymarzyłam. Moja suknia ślubna nie ma ani syreniego dołu, ani baskinki. Nie zwróciłam na nią od razu uwagi i nie pomyślałam: TAK, TO TA! Kiedy ją jednak przymierzałam okazało się, że dobrze się w niej czuję i równie dobrze wyglądam. Kupiłam. Nie mam wpływu na pogodę. Nie mam wpływu na to, kto z zaproszonych gości przyjmie zaproszenie. Nie do końca ode mnie zależy, jak gościom spodoba się impreza. Przecież to oczywiste!
A dalej było już tylko łatwiej. Zaświtałam mi bowiem w głowie myśl (w tym momencie serdecznie przepraszam, ale pojadę banałem): ANIA, K*** MAĆ, NIE ZGUB NAJWAŻNIEJSZEGO! Dotarło do mnie coś jeszcze! Przez moment byłam na dobrej drodze, żeby schrzanić sobie tę uroczystość przez kolor koperty czy długość welonu.
Najważniejsza w tym wszystkim jestem ja i mój narzeczony. To, czy będę miała włosy upięte czy rozpuszczone tak naprawdę nie ma większego znaczenia. To, czy moje buty będą białe, jasnoróżowe czy w kolorze mięty też nie. Ważne jest zupełnie co innego - i kiedy sobie to uświadomiłam, stres odpuścił. Całkowicie i, mam nadzieję, że na dobre.
Cieszy mnie wypisywanie zaproszeń i nawet nie zasmuca mnie fakt, że to ostatnie dni, kiedy podpisuję się swoim własnym, rodowym nazwiskiem.
Cieszy mnie zapraszanie kolejnych gości.
Cieszą mnie "typowe rozmowy narzeczonych przed ślubem", od których chyba nie da się uciec.
W ogóle zwracam uwagę na to, żeby używać słowa "narzeczony" a nie "przyszły mąż" - bo narzeczonego będę miała jeszcze tylko do czerwca, na słowo "mąż" mam resztę życia.
I tak dalej :)
Nie mam recepty na to, jak opanować przedślubny stres. Ok, to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu, które ma spowodować, że pod koniec TEGO dnia będę żoną człowieka, którego kocham. Jeśli tak się stanie to znaczy, że wszystko się udało. I tyle, po prostu. Zdrowy rozsądek - jak zwykle niezawodny :)
PS Nie mam pewności, ale to chyba blogowy debiut NARZECZONEGO! :)
Wiem dokładnie o czym mówisz, mam za sobą ślub (dokładnie w czerwcu będzie 2 lata!, ojej jak to szybko minęło!). Ja również doszłam do podobnych przemyśleń, co ty w trakcie moich wyborów- to nie o pół odcienia ciemniejszy/ jaśniejszy obrus czy kształt bukietu w kościele decyduje o szczęśliwym małżeństwie. I o ile w momencie wyboru mamy wrażenie, że dokonanie tego dobrego to "życie lub śmierć", to wraz z mijającymi po ślubie miesiącami o wszystkim zapominamy. W pewnym momencie zastanowiłam się... sama chodząc na wesela nie zwracałam uwagi na detale typu "czy kolor zaproszenia był taki sam, jak kolor sukienki" -- tak, tak! siostra mojego męża miała takie problemy przygotowując się do ślubu... Albo też jeździła przez kilka miesięcy do kościołów w soboty robiąc zdjęcia dekoracjom... paranoja....O ile taki przesadny perfekcjonizm nie męczy kogoś (nie wierzę!), to myślę, że katowanie się presją idealnego wyboru nie ma sensu. Jak powiedziała moja ciotka (na początku zdenerwowało mnie to:>, ale teraz wiem, że miała rację!) -->każdy ślub, wesele, jest jednym z wielu, jak każde odbędzie się, przeminie i przejdzie do przeszłości i ostatecznie wszyscy o nim zapomną (wiem, brutalne!). Dlatego moje spostrzeżenie jest takie, by nie robić nic "na pokaz", dla innych, tylko dla siebie! Nasz ślub i wesele jest tak naprawdę pamiątką TYLKO dla nas. Pozdrawiam, życzę powodzenia przy dalszych wyborach!
OdpowiedzUsuńSerio jeździła fotografować wystrój kościołów? :)
UsuńJest dokładnie tak, jak mówisz. Przypominam sobie śluby, na których byłam. Nigdy w życiu nie zwracałam uwagi na to, jakie ktoś mi dał zaproszenie i czy było on kolorystycznie dobrane... do czegokolwiek. Ok, trzeba podjąć setki decyzji, ale w którymś momencie zaczęłam je podejmować w dwie sekundy i po prostu cieszyć się faktem, że wychodzę za mąż :)
"Presja idealnego wyboru" - świetnie to ujęłaś! :)
Hehe... tak było sama nie mogłam w to uwierzyć. Uwierz mi, że to tylko jedno z wieeelu szalonych zachowań. *Pani X razem ze swoją mamą (obecnie moją tesciową:) )wymyslały takie rzeczy... nie będę o tym pisac, bo jest to żenujące. Żeby Cię rozśmieszyć dodam jeszcze tylko jedną małą rzecz- kupiła specjalnie dopasowany odcieniem do jej sukni dywan do salonu na błogosławieństwo... :)
Usuń*Nie powinnam... hehe w końcu to moja rodzina, ale nie mogłam się powstrzymać...
Wariactwo :D A myślałam, że ja przesadziłam wybierając koperty do zaproszeń :D
UsuńDzieki za ten wpis. Pomimo, ze my nasza date slubu ustalimy po wakacjach to teraz juz wiem co jest w tym wszystkim najwazniejsze MY. Pozdrawiam serdecznie Ania
OdpowiedzUsuńTak trzymać! :)
UsuńMasz rację. Mój ślub jest za rok, wprawdzie mam już salę, ale oprócz tego nic. Wszyscy w koło mówią, że mam się zabrać za zamawianie zespołu, fotografa, myśleć o sukience. A ja myślę o momencie, kiedy stanę przed ołtarzem z moim ukochanym i kiedy przytulę go przy pierwszym tańcu i na razie tego się trzymam. Na panikę przyjdzie czas :P. Trzymam kciuki :).
OdpowiedzUsuńSzkoda czasu na panikę :)
UsuńA fotografa rezerwuj już teraz - mówię to z wyżyn mojego doświadczenia :P
Ja mam ogólnie jakiś problem. Co prawda nie mam narzeczonego, więc do ślubu mi się spieszy, ale nie rozumiem tego całego spinania się. Nie rozumiem wydawania ton kasy na wesele. Już wiem, że ja zrobiłabym jakieś kameralne przyjęcie z dj'em, hity weselne pewnie śpiewałabym z najlepszą przyjaciółką - ja bym grała na gitarze a ona na djembe. Co to, ktoś inny będzie zabawiał gości na moim weselu? OŁ NOŁ :D Do ślubu poszłabym w prostej sukience z kolorem (nawet, jeśli miałabym kupować basic w h&m i dobrać do niego kolorowe dodatki) i nadal nie wiem, czy miałabym ślub kościelny, bo jestem agnostykiem oraz czy w ogóle będę kiedykolwiek miała JAKIKOLWIEK ślub :D Ale teraz patrząc na klimaty weselne, zaproszenia, cokolwiek dziwię się ile idzie na to kasy i spiny :D Ja bym zrobiła wszystko po mojemu. Bez "zastaw się, a postaw się", bez typowego ślubnego scenariusza. Ja jestem na to za oryginalna :D
OdpowiedzUsuńWięc podoba mi się Twój rozsądek- NIE SPINAJ SIĘ :D To nie ma być dzień spiny, to jest dzień radości!
No coś Ty, żadne "zastaw się, a postaw się" , co to, to nie. Żadnych zbędnych wydatków, żadnej pokazówy, tylko to, co nam odpowiada, z czym czujemy się dobrze :)
UsuńOstatnio z moim chłopakiem rozmawiałam na ten temat. Jak pójść po najniższych kosztach i tak, żeby nie zrobić z tego imprezy dla innych, ale żeby to był nasz dzień. Żaden kościół - tylko urząd. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele (i przy okazji groźba, że cała reszta się obrazi), ale to już czterdzieści osób. Gdzie zrobić? U jego rodziców najprawdopodobniej. I łudzić się, że to oni za wszystko zapłacą. To beznadziejne, bo mamy taką sytuację finansową, że nawet nie możemy się pobrać, bo się nie da. Jeśli nikogo nie zaprosimy, zostaniemy wyklęci, jeśli zaprosimy tylko rodziców, obrażą się dziadkowie, a przyjaciele? To idiotyczne, jak dużo trzeba myśleć o innych w dniu, który powinien być tylko dla nas...
OdpowiedzUsuńTo była tylko rozmowa z planami na w miarę nieodległą przyszłość, ale wnioski, które się nasunęły, są przykre.
Powinnaś robić to co Ty chcesz i nie zastanawiać się nad innymi.
UsuńOsoby, nad którymi się zastanawiam, są dla mnie (dla nas) bardzo ważne. Tyle że wtedy zaczyna się to rozkręcać...
UsuńAlina, ja Ciebie doskonale rozumiem.
UsuńSiłą rzeczy myśli się o innych, bo są to osoby ważne, ja nad listą gości też się nieco nagimnastykowałam. Z drugiej strony, jeśli ktoś się obrazi... trudno, wszystkich i tak nie uszczęśliwię. Zaprosiliśmy tylko najbliższe grono osób i tak jest okej :)
Z ciekawością przeczytałam Twój wpis, zawsze mnie śmieszyły te odległe daty i rozmach na pokaz. W końcu to ma być dzień wyjątkowy dla mnie i męża, a nie dla całej reszty.
OdpowiedzUsuńCałkiem niedawno udało mi się wziąć ślub marzeń:) Wszystko odbyło się spontaniczne, chociaż myśleliśmy o tym od dawna, ale finalnie w ciągu miesiąca udało się wszystko załatwić. Czasu może było niewiele, ale impreza nie była ogromna. Około 30 osób, piękne miejsce, zdrowe jedzenie, a nie żaden rosół i kotlety. Muzyka, którą sama nagrałam, ludzie których kocham najbardziej. Obrączki moich dziadków i sukienka, a raczej spódnica plus gorset, w których obskoczę jeszcze nie jedna imprezę:) Bawiliśmy się do rana, było pięknie. Mam nadzieję, że Twój dzień też taki będzie!! Nie ma co wariować i niepotrzebnie się nakręcać. Chociaż panika przez przysięgą była z obu stron, ale jakoś daliśmy radę:)
Kochana, też do tego dążę :) Żeby po prostu było fajnie i żebyśmy wspominali ten dzień z radością :)
UsuńWariować przestałam po tygodniu, teraz po prostu cieszę się na zmianę :)
Super:) Trzymam kciuki, żeby było pięknie:)
Usuńmasz zupełną rację, najważniejsza jesteś Ty i Twój narzeczony, a nie sala, suknia, bukiet czy włosy :) życzę Wam wszystkiego najlepszego i oczywiście niezapomnianego wesela :)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńMoim zdaniem nie ważna jest ta cała oprawka,ceremonia,dodatki. Najważniejsze jest to aby ten dzień był taki jaki jest według Nas najlepszy,a nie na pokaz,bez spinki że zamiast różowych kwiatów są pudrowe,że zamiast welonu jest woalka. Ważne aby wiedzieć i wczuć się w słowa które wypowiadane są drugiej osobie jako ''obietnica''. Reszta to tylko mały niuans,który nie powinien wpływać na to co najważniejsze:)
OdpowiedzUsuńBardzo łatwo się właśnie w takich niuansach pogubić, czego przez moment doświadczyłam - zupełnie niepotrzebnie :)
UsuńWłasnie otworzyły mi się oczy. Musze przestać mówić na mojego W chłopak, przecież to mój narzeczony i nigdy wcześniej i nigdy później nim nie będzie. Czas na zmianę.
OdpowiedzUsuńA tak na mniej poważnie to chyba jestem spóźniona, ślub za rok, a ja nie mam wybranej sukni ;P
Prawda? Ja powtarzałam "przyszły mąż" i "prawie mąż", tymczasem narzeczonym jest jeszcze tylko trochę ponad miesiąc :)
UsuńJa nasz ślub planowała....2 godziny :D po przyjętych oświadczynach poszłam do urzędu stanu cywilnego zarezerwować termin. W czwartek przed ślubem kupiłam miętową krótką sukienkę w białe drobne kwiaty, białe buty i.....to byłe na tyle :D W piątek ja i mój narzeczony stawiliśmy się w USC.Świadkami byli dwaj, bliżej mi nieznani urzędnicy, i po 45 minutach zakończył się nasz ślub :D Za następne pół godziny byliśmy już w drodze na lotnisko :D Cały nasz ślub (wliczając nasze stroje i opłaty) kosztował.....420 zł :DD
OdpowiedzUsuńSuper!
UsuńPiękne są takie spontaniczne akcje! :)
Mój ślub dopiero w przyszłym roku a ja już zaczęłam się zastanawiać jak to będzie...
OdpowiedzUsuńOdpowiedź nasunęła się szybko: będzie pięknie. Nie chcę jako panna młoda być zmęczona na własnym ślubie przygotowaniami do niego.. Po co? Mam zamiar cieszyć się i bawić, Tobie też tego życzę.
Pozdrawiam
Dokładnie!!!
UsuńNie chcę zapamiętać ślubu jako wydarzenia, na które poszłam wymęczona i niewyspana - ma być pięknie - i będzie! :)
Nie brałam jeszcze ślubu, narzeczonego też nie mam, ale zawsze marzyłam o tym, żeby pobrać się po kryjomu :D
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj- naj-najlepszego :)
U mnie by nie przeszło, jestem jedynaczką, rodzice by nie wybaczyli, a ja chcę z nimi w zgodzie żyć :P
UsuńDziękujemy! :)
Nigdy nie zainwestuje w wesele. Szkoda Kasy. Jestem narzeczoną od 3 lat ale nawet na cywilny szkoda nam grosza
OdpowiedzUsuńJeśli oboje wychodzicie z takiego założenia, to tylko pogratulować dopasowania :)
UsuńMy bierzemy ślub we wrześniu, będzie tradycyjne wesele, ale jakoś kompletnie nie mam parcia. Salę wybraliśmy w 2 dni, zespół, fotograf, kamerzysta z polecenia, bez wybrzydzania, sukienkę kupiłam bez łażenia godzinami po salonach, Pan Narzeczony wybrał pierwszy garnitur, który przymierzył. Zaproszenia i bukiet mają być po prostu ładne.
OdpowiedzUsuńAlbo mamy takie szczęście, że trafiamy w dobre miejsca i wszystko nam pasuje, albo ja po prostu jestem ignorantką. Pewnie jedno i drugie. Generalnie szkoda mi czasu na wybieranie i przebieranie, bo za kilka lat i tak nie będzie miało to najmniejszego znaczenia. Najwięcej czasu poświęciłam chyba na wybór podróży poślubnej i to na nią najbardziej czekam :D
Nie jesteś ignorantką, tylko zachowujesz w tym wszystkim zdrowy rozsądek, czego tylko mogę pogratulować. U mnie ślubne ogłupienie trwało jakiś tydzień... na szczęście mam to za sobą.
UsuńJa również będę miała tradycyjne wesele, ale gości będzie niewiele, sami najbliżsi i to spotkanie w małym gronie też bardzo mnie cieszy :)
Dobre podejście, mam wrażenie, że z czasem, prędzej czy później, każda narzeczona dochodzi do tego wniosku. Bo nie da się wszystkiego kontrolować i na wszystko mieć wpływu.
OdpowiedzUsuń