Temat i wyzwanie na dziś: wczesne wstawanie.
Pisałam ostatnio na moim profilu na Facebooku, że jednym ze składników szczęścia i dobrego samopoczucia jest właśnie wczesne wstawanie.
Rzecz niebywała! Przez pół życia wydawało mi się, że jestem typową sową, która kładzie się spać grubo po północy i rzadko kiedy, żeby nie powiedzieć nigdy, ogląda wschód słońca. Tymczasem "odmieniło mi się" jakieś dwa - trzy lata temu, kiedy musiałam wstawać bladym świtem, żeby o 6:43 stawić się na przystanku. Wtedy to zaskoczona stwierdziłam, że świat o poranku jest piękny! Na ulicach prawie nie ma ludzi, jeździ mniej aut, słychać ptaki, powietrze jest rześkie. Zimą i jesienią natomiast, kiedy po szóstej było jeszcze ciemno, uwielbiałam sobie wyobrażać, że jestem jedyną osobą na ziemi i cały świat mam tylko dla siebie*.
Jakie widzę zalety wczesnego wstawania?
- dzień jest cudownie długi,
- rano mam czas na umycie włosów, wypicie kawy, spokojne umalowanie się,
- mam czas na przygotowanie zdrowego śniadania: gotuję sobie owsiankę albo grysik orkiszowy, jem bez pośpiechu i potem czuję się znakomicie,
- nie gnam na złamanie karku! Ach, pamiętam te czasy, jeszcze studenckie, kiedy próbowałam dogonić autobus albo spóźniona wpadałam na zajęcia,
- rano jestem bardziej kreatywna. Wszelkie "złote myśli", genialne pomysły i "chciałabym" przychodzą mi do głowy godzinę, dwie po przebudzeniu,
- lepiej się wysypiam. Nie wiem dokładnie na czym to polega, ale widzę różnicę, kiedy śpię osiem godzin między 22 a 6, a np. 2 w nocy a 10 rano. Prawdopodobnie chodzi o to, że jest to zgodne z naturą: spać, kiedy jest ciemno, wstawać, kiedy robi się jasno,
- uwielbiam słuchać porannych audycji w Trójce, między szóstą a dziewiątą! :)
O której wstaję?
Przed siódmą. Raz jest to szósta, raz szósta trzydzieści. Co mnie cieszy, nie robię wyjątku w weekendy.
O której chciałabym wstawać?
Latem - bliżej piątej, zimą, bliżej szóstej. I to jest mój plan na najbliższe miesiące.
O której wstajecie :)?
* Tak naprawdę to jest to przerażająca wizja, ale ta poranna jesienno - zimowa ciemność naprawdę ma swój urok!
Pracuję w systemie zmianowym, więc wstaje albo o 7 albo o 8. U mnie jest problem tego typu, że ja jestem "człowiek popołudniowy". Ani ranny, ani nocny. Wszystko mi wychodzi najlepiej tak między 14 a 17. jednakże przyznam, że chodzi mi po głowie wczesne wstawanie. Choćby po to, aby dzień był dłuższy. Jak na razie- nic na siłę, nie ma musu:)
OdpowiedzUsuńTo ja właśnie w tych godzinach mam mały kryzys i ratuję się kawą :)
UsuńJa wstaję rano około 6, czasem zdarza że sama z siebie budzę się wcześniej. Lubię poranki:) Niewiele znam takich osób, większość osób ceni sobie życie nocne. Padam wieczorem dość wcześnie, ale mi to pasuje:) Rano mam więcej energii i widzę wiele plusów porannego wstawania:)
OdpowiedzUsuńZ tego, co kojarzę, większość moich znajomych też woli posiedzieć dłużej, a potem dłużej pospać. Ja o 22 robię się śpiąca :)
UsuńZwykle wstaję 6:21 :). Najdłużej śpię do ósmej - gdy mam całkiem wolny dzień :). Moja sowa też obecnie przemienia się w skowronka i też dostrzegam zalety wcześniejszego wstawania.
OdpowiedzUsuń6:21 :D? Dlaczego tak :D?
UsuńNie lubię pełnych godzin xD.
UsuńOk, jutro wstanę o 6:17 :D
UsuńMam podobnie, kiedyś potrafiłam spać nawet do .. 14.30 (strach pomyśleć co by było jakby mnie nikt nie obudził). Aktualnie wstaję około 5.30-7.00, zazwyczaj przed budzikiem, gdy organizm daje mi znak, że już się wyspał. Uwielbiam wstać, pójść pobiegać kiedy jest cicho i tak spokojnie, zupełnie inny świat. :)
OdpowiedzUsuńHaha, niezła zmiana! :)
UsuńMi też kiedyś się wydawało, że jestem sową. Kładłam się najwcześniej o 2 i większość dnia potem przesypiałam. Teraz wstaję około 7, w weekendy daję sobie pospać do 8. W końcu nie czuję, że przesypiam życie, mam mnóstwo energii i czasem jestem w szoku, ile rzeczy jestem w stanie zrobić w ciągu jednego dnia :)
OdpowiedzUsuńTo jest kolejny plus, o którym zapomniałam :)
UsuńGdy sobie coś zaplanuję, koło 12 najczęściej już mam wszystko załatwione i zrobione - i reszta dnia dla mnie :)
W tygodniu zazwyczaj wstaję po 6, ale czasami kiedy muszę wstaję i przed 5 i muszę przyznać, że bardzo to lubię, fajnie wstać długo przed wszystkimi, a potem mieć taki długi dzień. Uwielbiałam chodzić zimą po 6 na pociąg (ok, było też zimno i tłoczno, na co narzekałam), ciemno, mało ludzi na ulicach, czasami załapało się na wschód słońca, pięknie.
OdpowiedzUsuńAle kiedy przyjdzie weekend odsypiam, bo niestety wczesne wstawanie też mnie męczy, bo nie potrafię pójść spać wcześniej niż koło północy. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że i tak budzę się koło 7, stwierdzam, że muszę się wreszcie wyspać, usypiam jakoś, śpię góra do 10 i potem stwierdzam, że spałam za długo i beznadziejnie tak późno wstawać, muszę coś z tym zrobić.
Też mam wyrzuty sumienia, jak baaaaaardzo sporadycznie zdarza mi się wstać koło 9 :)
UsuńWłaśnie mój największy problem polegał nie na tym, żeby wstawać o tej szóstej, tylko żeby nauczyć się iść spać i zasnąć o 22 :) Bo bywało, że kładłam się o 22, ale do północy przewracałam się w pościeli i nie mogłam zasnąć.
5.50 codziennie, żeby zobaczyć wschód słońca haha XD
OdpowiedzUsuńPięknie! :)
Usuńcoś w tym jest, dzień ma zupelnie inna jakość, jeżeli zaczynamy go wczesnym rankiem :)
OdpowiedzUsuńJest, jest :)
UsuńJa nawet jak mam całkowicie wolny leniwy dzień, to wstaję co najmniej o 6. Całkowicie się z Tobą zgadzam, kochana :)
OdpowiedzUsuń:))))))
Usuńmój obecny tryb życia zmienił mój biologiczny zegar, ale czas to zmienić, bo pamiętam jak przyjemnie(tak!) jest wstawać o poranku, świat jest wtedy zupełnie inny. może zacznę nawet ćwiczyć rankiem? : )
OdpowiedzUsuńNie lubię ćwiczyć rano :)
UsuńTeż chodziła mi ta myśl po głowie, że zdecydowanie najlepiej ćwiczenia wychodzą mi po południu i wieczorem :)
Od kilku miesięcy (zimą też) wstaję 4:40 i o piątej (po małej kawie wypitej w towarzystwie Trójki) już biegam. Po 1,5 do 2h porannego biegu (bez względu na aurę) mogę przenosić góry. Polecam. Potem prysznic, śniadanie i praca. Świat jest piękny nawet jak coś wychodzi nie tak. Pozdrawiam Aniu.
OdpowiedzUsuńEwa "Tydzień Trybunalski"
Ucieleśniasz moje dążenia :)))))
UsuńWszystko można. Kwestia podjęcia decyzji a potem już inaczej nie chcesz. Fajnie, że masz takie postanowienia. 3mam kciuki byś zobaczyła poranną mgłę w wschód słońca. ;) Ewa
OdpowiedzUsuńKurde... może powinnam spróbować. może więcej rzeczy będzie mi się chciało!
OdpowiedzUsuńWstaję ostatnio o koło 9:00 ale wiele razy gdy obudzę się o 7:30 czuję się już wyspana. Chyba powinnam posłuchać swojego organizmu i spróbować chociaż o tej 7:30 wstać :)
chyba zrobię z tego plan na maj!
Spróbuj :) W jednym tygodniu wstań o ósmej, potem 7:50 i tak dalej :)
UsuńZwykle wstaję ok. 8, ale chciałabym tą godzinkę wcześniej :)
OdpowiedzUsuńChcieć to móc - podobno :)
Usuńym..wydaje mi się, że jest to - przynajmniej dla mnie, drażliwy temat :P jak chodziłam do szkoły to były to godziny 7,8. W weekendy koło 10,11. Teraz, aż się boję pomyśleć.. :P ale spróbuję wstawać wcześniej i docenić piękno poranku, jak tylko jutro się porządnie wyśpię :) pozdrawiam i zapraszam do mnie,
OdpowiedzUsuńwww.summer-body.blog.pl
Jak się porządnie wyśpisz, to poranek może Ci przejść koło nosa :)
UsuńMnie teraz rano budzi pies i chcąc nie chcąc, muszę wstać i iść na spacer ;). Po tym spacerze już szkoda mi się kłaść... Dlatego dzień zaczynam zazwyczaj między 6.30 a 8. Tak, wiem, nic nadzwyczajnego, ale mam nienormowany czas pracy, pracuję zazwyczaj w domu i mogłabym równie dobrze spać do 10tej ;)
OdpowiedzUsuńI ja mam trochę odwrotnie niż przeciętny człowiek, bo ja w weekendy nie chcę spać jak najdłużej, tylko wręcz przeciwnie - wolę zacząć dzień wcześniej aby mieć dłuższy weekend :)
Haha, zwierzęta to świetny motywator do wstawania :)
UsuńMoje koty potrafią tak miauczeć o piątej rano, że zła bo zła, ale wstaję :)
ja kocham spać, wiem, że wczesne wstawanie to same zalety ale cóż miłość jest ślepa;P
OdpowiedzUsuńZ miłością nie wygrasz :)))))
UsuńO 6:05 dzwoni budziki. Codziennie. :) Niestety nadal walczę ze sobą, żeby wstawać od razu, bo później często muszę gnać.
OdpowiedzUsuńJak już się przestawiłam, to doceniłam wstawanie wcześnie. Robię to nawet w weekendy. Tylko teraz chyba dopadlo mnie przesilenie, bo sobie folguję i wyleguję do 9-10.
Pięknie! :)
UsuńJa ostatnio 6:45, jak w zegarku... i wolałabym wcześniej :P
Od kilku dni wstaję przed 7 i jestem z tego dumna :)
OdpowiedzUsuńBo to jest powód do dumy, gratuluję :)
Usuńtez bym chciala miec cały poranek ale pracuje na druga zmiane. zaczynam o 14 wiec z domu wychodze okolo 13:20, pozniej wracam zwykle kolo 23. ostatni wieczorny spacer z piesałem, kąpiel, ogarnięcie sie przed snem itp i zwykle w łózku jestem o północy lub lepiej.. i wstaje koło 9-10 i przez te 4-3 godziny czesto nie jestem w stanie nic zrobic co planowalam.. pranie wstawie, pomaluje sie, zjem cos, zrobie obiad ktorego nawet nie mam czasu juz zjesc i lece.. pracuje zwykle max 9 godzin (no czasem 14 ale to max miesiac ciurkiem, tak to 2 tyg i spokoj).. jak złapie porannego lenia to czasem serio biegam po domu zeby sie wyrobic do pracy na 14... meczy mnie to ale wszystkie próby wstawania chociaz o 8 koncza sie jeszcze wieksza obsuwa w czasie bo chodze jak zombie.. wyspana czuje sie mało kiedy:( zwykle po 10h snu. czy moze byc tak ze moj organizm tyle potrzebuje? :( meczy mnie to/./
OdpowiedzUsuń