- Kiedy dotarliśmy na miejsce, to był właśnie nasz hotel (slajd). Jak widać, w środku było właśnie tak, właśnie tego oczekiwaliśmy (slajd). Właśnie wtedy jednak okazało się, że to był właśnie główny problem: za takie luksusu musieliśmy właśnie dopłacić, a my właśnie pieniędzy aż tak dużo nie mieliśmy (slajd). Właśnie wtedy pomyśleliśmy, że chyba dobrym pomysłem będzie spać właśnie pod gołym niebem (slajd), najbiedniejsi mieszkańcy Delhi właśnie tak robią, może to właśnie są prawdzie Indie, może tak właśnie powinniśmy zrobić? (slajd)
I WŁAŚNIE tyle zapamiętałam z jego dwugodzinnej relacji :)
Abyśmy się dobrze rozumieli: pan opowiadał ciekawie, miał dużo do powiedzenia, ale to jego "właśnie", ta maniera językowa sprawiła, że w którymś momencie przestałam słuchać CO mówi, a zaczęłam liczyć, ile razy użył swojego ulubionego słówka. Biorąc pod uwagę, że z zawodu był nauczycielem geografii oraz przewodnikiem wycieczek... współczuję jego uczniom i osobom, które oprowadzał. Jeśli mówił tak za każdym razem, to jestem pewna, że uczniowie i turyści musieli mieć z niego niezły ubaw... i pewnie niewiele z jego wywodów rozumieli.
Słówko uzupełnienia: z wykształcenia jestem polonistką, ale nigdy nie miałam obsesji językowej, nigdy też nie poprawiałam kogoś, nawet jeśli ta osoba "włanczała" lub "wyłanczała" telefon. Historia z Panem Właśnie skłoniła mnie jednak do tego, że zaczęłam uważniej słuchać samej siebie.
I wiecie co? Wcale nie jestem lepsza! Oto, co zaobserwowałam:
- bardzo często kończę zdanie słowem "nie". Wiecie, o co mi chodzi, nie?;
- kiedy się zdenerwuję/coś mi nie wyjdzie, używam słówka "osz!". Osz kurde, no!;
- kurde to w ogóle chwast, który muszę koniecznie wyplenić!;
- Łoo matko! O rany! Ja pierdzielę - no ja pierdzielę, jak można tak mówić?
- bardzo często zaczynam zdanie... i nie kończę. Bo po co?
Pamiętam, że na studiach moja przyjaciółka przez jakiś czas nadużywała słowa "masakra". Jedna z osób z mojej rodziny kończy zdania zwrotem "co nie?". Jedna z moich koleżanek, gdy coś jej nie pasuje, macha ręką i mówi "a weeeeeeź". Mam ochotę napisać jeszcze coś o moim narzeczonym, ale nie mam cywilnej odwagi bo wiem, że to przeczyta :)
A dlaczego o tym piszę? Otóż uwielbiam rozmawiać z moją koleżanką, która mówi... przepięknie. Karolina nie zaśmieca swojego języka zbędnymi słowami, które wymieniłam wyżej. Używa pięknej, poprawnej polszczyzny, a przy tym robi to tak naturalnie, z takim wdziękiem, że nie wyobrażam sobie, że mogłaby wysławiać się inaczej. Z pewną nutką zazdrości stwierdzam, że jest to jedna z jej cech, które pozytywnie zaskakują i od razu rzucają się w oczy.
Okazuje się bowiem, że większość, w tym ja, zupełnie nie zwraca uwagi na to jak mówi i jeśli ktoś robi to poprawnie i dba o to.... och, to jest to ogromnie miła odmiana od tego, z czym mamy do czynienia na co dzień!
Ja od pewnego czasu staram się słuchać tego, jak mówię i zwracam uwagę na to, żeby brzmiało to dobrze, mam nadzieję, że z coraz lepszym efektem.
Przywiązujecie uwagę do tego, jak mówicie? Czy jest Wam to zupełnie obojętne? :)
eh, ja czasami mam taki moment że nie umiem się wysłowić kompletnie. wiem co chce powiedzieć, a gadam głupoty :D
OdpowiedzUsuńAle ja też to miewam notorycznie! :D Zamiast ubrać myśli w słowa i jasno powiedzieć, o co mi chodzi, wypowiadam szereg zupełnie niepotrzebnych zdań, by na końcu dodać: Yyyyyy, wiesz o co mi chodzi, nie? :D
UsuńTylko ja dziś nie o tym, ja dziś o niepotrzebnym zaśmiecaniu języka :)
Ja czasami się boje pisać ci wiadomość, albo komentarz, ponieważ ty zawsze piszesz tak pięknie i tak dobrze się to czyta. Za to ja- no cóż informatyk do potęgi entej, nie ważne jak, ważne, że działa :D Choć na prawdę od kiedy piszę bloga to się bardzo staram :)
OdpowiedzUsuńAniu, nigdy nie zauważyłam, żebyś miała jakiekolwiek problemy ze słowem pisanym, w ogóle daleka jestem od tego, żeby kogokolwiek w kwestii językowej pouczać czy poprawiać :)
UsuńSens mojego tekstu miał być taki, że czasem warto posłuchać samych siebie, jestem prawie pewna, że Pan Właśnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki jest zabawny, a ja też nie wiedziałam, jakie głupie maniery językowe mi się przyplątały :)
wiem, wiem.. tak tylko dorzuciłam :)) Ja tak samo jak ty dorzucam często "nie" na końcu zdania :) Kiedyś miałam okres, że mówiłam "masakra", albo "żal" - istna MASAKRA, no NIE? :D haha
UsuńZabiłaś mnie tym ostatnim zdaniem.
UsuńJa to się w ogóle nie wypowiem na temat swojej mowy, bo bardzo się zmieniła od kiedy mieszkam za granicą i nie używam polskiego poza blogiem. ;)
Łiiiiii tam! - moja mama do tej pory mi to wypomina, miałam taki okres, dość długi, w podstawówce, kiedy kwitowałam tak co drugie zdanie :D
OdpowiedzUsuńJa powinnam być nazywana Pani Właśnie :D Staram się z tym walczyć, ale nie zawsze mi to wychodzi :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo denerwuje jeżeli ktoś każde zdanie kończy "tak?". Od kilku lat się, to rozpowszechnia i coraz więcej osób tak mówi.
OdpowiedzUsuńOj, jak mnie to wkurza! Łączę się w bólu:-)
UsuńMnie zawsze bawi, jak mój Pan Narzeczony każdą rozmowę przez telefon z obcą osobą zaczyna od "Dzień dobry, imię i nazwisko, wie Pan/i co? ...". Próby zwracania mu uwagi oczywiście kończą się marnym skutkiem. Sama pewnie nie jestem lepsza i zakładam, że znalazłoby się parę chwastów do wyplenienia, gdybym posłuchała się z boku ;) Niedbalstwo językowe generalnie mnie razi.
OdpowiedzUsuńTeż mam kilka słów, które powinnam wyeliminować:) np. "masakra"
OdpowiedzUsuńJa też bardzo często tak mam, że nie kończę zdań! Strasznie mnie to irytuje i wstyd mi za siebie. Ostatnio zauważyłam, że jak się strasznie rozgaduję to nadużywam słowa "jakby". Swego czasu nadużywałam "masakry", ale pod tym względem jest już ciut lepiej ;).
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie powinnam posłuchać siebie ;) może jeszcze coś wyłapię.
U mnie niekiedy zdania są rzeczywiście bez ładu,czasem nie wiem jak coś obrać w słowa,ale staram się coraz częściej przykładać do słów pisanych jak i wypowiadanych:) A pisząc u Ciebie to już szczególnie:D
OdpowiedzUsuńZwracam uwagę na to jak mówię i jakich słów używam, ale czy mówię poprawie to trzeba by było sprawdzić :P
OdpowiedzUsuńPrzybij piątkę! Studiuję filologię polską.
OdpowiedzUsuńWiesz co Ci powiem... Na studiach brakuje zajęć z poprawnej polszczyzny, retoryki etc. Kładzie się straszny nacisk na wiedzę, i nawet czasem nie na literaturę! Co dla mnie jest absurdem w niektórych sytuacjach.. Uczę się o genezie języka słowiańskiego i genezy samego określenia i nazwy, zamiast poznawać literaturę, uczyć się jak pięknie mówić.. Co to za polonista, który nie umie się dobrze wysłowić? A w naszych czasach niestety jest ich liczna grupa..
A ja miałam i retorykę, i kulturę języka, ale co to jest: półtorej godziny przez jeden semestr? Zresztą: jeśli sami się nie pilnujemy i nie staramy, żadne zajęcia nie pomogą :)
UsuńWiem natomiast, o czym mówisz: program moich studiów również przeładowany był terminologią, "wiedzą o...", niewiele osób natomiast pochylało się nad pięknem języka, nad jego melodyjnością i możliwościami. Swoją drogą, po studiach, przez mniej więcej rok, zupełnie nie ciągnęło mnie do książek :)
Zwracam uwagę na to co i jak mówię. Niejednokrotnie zdarzało mi się denerwować na samą siebie, że wplatam jakieś bezsensowne słowa.
OdpowiedzUsuńMiałam taką nauczycielkę w liceum, która co 2-3 słowa powtarzała "Proszę Państwa". Nie dało się kompletnie skupić na tym co mówi. Nie chciałabym utrudniać rozmówcy odbioru moich słów dlatego staram się mówić ładnie i składnie :)
Ja pracuję nad moim językiem :)
OdpowiedzUsuńosobiście przywiązuję uwagę i staram się eliminować wszelkie językowe chwasty na bieżąco :) wielu już udało mi się pozbyć :)
OdpowiedzUsuńfantastyczny post. Od jakiegos czasu staram sie zwracac uwage na to, jak sie wyrazam, poniewaz musze przyznac, iz odkad zamieszkalam w Anglii, a stalo sie to prawie 7 lat temu, zauwazylam prawidlowosc: wraz ze wzboganceniem zasobu slowek angielskich, ubozeje moj jezyk ojczysty. Lapie sie na tym, ze czesto w rozmowie z Polakami zwyczajnie brakuje mi slow i mowie po prostu byle jak, byle zostac zrozumiana. Czytam mnostwo ksiazek, ale chyba jednak rozmowy w jezyku ojczystym brakuje mi najbardziej
OdpowiedzUsuńZ natury jestem strasznie chaotyczną gadułą, choć są sytuacje, w których staram się mówić sensownie, składnie i precyzyjnie. Jednak obecnie, pracując w zerówce wyrzucam z siebie tyle słów, że po wyjściu z pracy marzę o tym żeby mówić jak najmniej, co chyba ma pozytywny wpływ na mój sposób wysławiania się :)
OdpowiedzUsuńMnie osobiście drażni jak ktoś nadużywa niektórych słów. Systematyczne wciskanie "no" po kilka razy w zdaniu, działa na mnie jak płachta na byka... Ja ostatnio zauważyłam, że zaczęłam przekręcać polskie słowa. Czasami z tego wychodzą nieźle sytuacje pełne śmiechu. Nie wiem czym jest to spowodowane, może tym że mieszkam za granicą. Często też rozmawiając, nie mogę sobie przypomnieć, jak daba rzecz nazywa się po polsku, mimo iż mam ją w głowie to szybciej na język przychodzi słówko angielskie... Myślę jednak, że to problem większości emigrantów.
OdpowiedzUsuń