Od dzieciństwa chciałam wiedzieć, co dzieje się poza granicami Francji. To zadecydowało o kierunku mojej edukacji i moim życiu zawodowym. Mając dziewiętnaście lat, byłam nauczycielką języka francuskiego w gimnazjum w Anglii, a mając dwadzieścia cztery lata - na uniwersytecie amerykańskim w Missouri. Dzięki temu poznałam Kanadę, Meksyk, kraje Ameryki Środkowej i większą część Stanów Zjednoczonych. Ale kiedy odwiedziłam ogród zen w San Francisco, doświadczyłam nieodpartej potrzeby odkrycia źródła tak niezwykłego piękna. Wyjechałam więc do Japonii. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego pociągała mnie ona, odkąd pamiętam. Mieszkam tu do dziś.
Podróżowanie po tak wielu krajach zachęciło mnie do nieustannego zadawania sobie pytań o to, jaki jest idealny styl życia. I do poszukiwania tego stylu. Z czasem zrozumiałam, że najwłaściwszy, wygodny i odpowiadający mojej osobowości styl to prostota.
Od tych słów zaczyna się książka Dominique Loreau Sztuka prostoty. Czytałam ją nieco ponad rok temu (recenzja TUTAJ), całkiem niedawno jednak do niej powróciłam. Dlaczego?
Bo poczułam, że tracę kontrolę. Zbyt wiele opcji... to fatalna opcja.
Bo zauważyłam, że właściwie w każdą dziedzinę życia wkrada mi się chaos. Zaczynam, ale nie doprowadzam do końca, szybko się zapalam, a jeszcze szybciej gasnę. Chcę... ale działam po omacku, bez planu i właściwie bez konkretnego celu - rozwiązaniem na to ma być m.in. prowadzenie tego bloga.
Bo mam za dużo. Po prostu. Za dużo myśli, planów, pomysłów, inspiracji. Za dużo... rzeczy. Stosy książek, które leżą, a których nie czytam. Stosy ubrań, których nie noszę. Stosy kosmetyków, których użyłam raz. Notatki, zeszyty, pudełeczka, durnostojki, kubeczki, kasety, których ostatni raz słuchałam w liceum (10 lat temu!), breloczki, bransoletki, które spadają mi z ręki, pojedyncze kolczyki, korale, w których miałam naprawić zapięcie, ale tego nie zrobiłam...
Mam naturę chomika, nie lubię się rozstawać z rzeczami... dlatego miesiąc temu postanowiłam nie kupować (pisałam o tym TUTAJ). Skoro szkoda mi wyrzucać/oddać, to przynajmniej nie kupowałam nowych rzeczy - akcja zakończyła się pełnym sukcesem.
W październiku:
- nie kupiłam ani jednej sukienki, sweterka, czapki - zero zakupów ubraniowych!
- nie kupiłam ani jednego kosmetyku: ani pielęgnacyjnego, ani kolorowego!
- ani razu nie zrobiłam zakupów przez internet;
- przestałam obsesyjnie zaglądać do punktu z tanią prasą i znosić gazety, których potem i tak nie czytałam;
- nie kupiłam ani jednej książki (okej: jedną. Ale nie dla mnie :))
- zużyłam trzy żele pod prysznic, wykończyłam balsam, pozbyłam się kilku "upiększaczy", które od dawna zalegały mi na półce - powoli odzyskuję przestrzeń!
- zdarzyło mi się jeść na mieście - ale na tym popracuję w listopadzie :)
I teraz najlepsze: odliczając pieniądze, które wydałam na szkołę i dojazdy do pracy, w listopadzie wydałam niecałe 200 zł... porównując do miesięcy wcześniejszych... DUMA MNIE ROZPIERA! :)
A w listopadzie:
- zrobię porządek w szafkach z ubraniami. I bez sentymentów rozstanę się z tym i owym :)
- posprzątam w szufladach dwóch biurek. Co zbędne - do kosza!
- nadal nie kupuję kosmetyków pielęgnacyjnych - mam zapasy na dwa lata :) Za kolorowe nie ręczę, bo kilka rzeczy kusi mnie tak... że ulegnę :)
- nie kupuję książek!
- gazety - Twój Styl, Zwierciadło, może Shape i tradycyjnie Moje Gotowanie i Kuchnia - wystarczy!
- ograniczam jedzenie na mieści - i tak zawsze kończy się na pizzy, która oprócz tego, że ją uwielbiam, nie ma żadnych zalet;
- zrobię porządek w cieniach, szminkach i innych malowidłach. Pożegnam się z tymi, których nie używam.
Reasumując: akcja NO SHOPING trwa nadal!
I jeszcze raz przeczytam Sztukę prostoty - co by pewne rzeczy sobie przypomnieć :)
Ależ Ciebie podziwiam, za wytrwałość przede wszystkim :) Ja również jestem typem chomika, trochę dręczą mnie wyrzuty sumienia, bo ledwo co się przeprowadziłam, a już w moim nowym lokum jest pełno rzeczy. Obiecałam sobie, że niedługo wystawię kilkanaście książkowych aukcji, a co do zakupów, bardzo bym chciała się tego trzymać, ale muszę w tym miesiącu pilnie kupić buty, a nie wiem czy udałoby mi się kupić tylko je i nic więcej. Powinnam jednak się postarać:<
OdpowiedzUsuńDomi, ja w tym miesiącu muszę kupić kurtkę - a muszę, bo jej potrzebuję, bo nie mam :P I jeszcze czapkę (też nie mam, wiosną pozbyłam się wszystkich, na które nie mogłam patrzeć) i spodnie - bo spódnic mam za dużo, a spodni... autentycznie jedną parę, w której chodzę :P No i może jeszcze sweter, bo również ochoczo się pozbyłam się starszych egzemplarzy - ale tutaj lumpeks powinien przyjść mi z pomocą :P I tylko to! Tej listy się trzymam! W sobotę próba generalna silnej woli :)
UsuńA co do gromadzenia przedmiotów... walczę z tym, walczę! Bo to nic przyjemnego, jak z rana wywala Ci się coś na głowę, gdy otwierasz szafkę :P Powodzenia w staraniach! :)
Sztuka Prostoty ze wszystkich trzech jest zdecydowanie najlepsza i w 100% rozumiem, dlaczego się do niej wraca. Dzięki za inspirujące posty, Aniu! Lubię do Ciebie zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się :) Ja równocześnie podczytuję sobie "Sztukę planowania" i także mocno trafiają do mnie zawarte w niej koncepcje :)
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham twojego bloga! A hasło "za dużo" też mnie dotyczy. Postanowiłam do końca roku szkolnego dociągnąć parę spraw- następnie zaczynam przemyślenia:)))
OdpowiedzUsuńMiło mi :) I oczywiście powodzenia :)
UsuńGodne podziwu :)). Zastanawiam się, z czego ja bym mogła zrezygnować. Książek prawie nie kupuję. Kosmetyki tylko pielęgnacyjne i tylko te, których potrzebuję. Raczej mi nie zalegają. Kolorówki praktycznie nie posiadam. Ubrań też wiele nie... Oj, czyżbym była minimalistką? ;). A jednak cały czas mam wrażenie, że czegoś mam za dużo...
OdpowiedzUsuńMoże po prostu nie jesteś typem chomika - zbieracza :)? A za dużo można mieć jeszcze np. myśli w głowie :P Przeszkadza mi też np. to, że robię mnóstwo rzeczy jednocześnie, ale niedokładnie, w nic tak do końca się nie angażując... Jakość nad ilość - kolejne życiowe motto :)
UsuńOj, jestem, jestem. A raczej byłam. Wielu lat trzeba było, bym wyrzuciła choćby kartkę papieru. Wielu za i przeciw. I wielu wyrzutów sumienia, gdy już to zrobiłam... Ciężko było. Myśli faktycznie za dużo, jak je wyrzucić? :D.
UsuńNo właśnie z wyrzuceniem myśli sprawa nie jest już taka prosta jak z wyrzuceniem kartki papieru. Ale myślę, że i to da się zrobić - jak się dowiem jak, to dam znać :)
UsuńGratuluję wytrwałości i życzę dalszej metamorfozy !
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGratuluję i życzę dalszych sukcesów!!!
OdpowiedzUsuńChomiki-zbieracze, jak miło Was spotkać w takim stadku. A ja myślałam, że jestem jednym z niewielu i czułam się jak aberracja w przyrodzie... Chciałam przekonać, że jest jednak pozytywna cecha zbieractwa. Przykładowo - nie muszę kupować gazet i książek do końca życia, a i tak jestem solidnie zaopatrzona pod tym względem :-) Ale na wszelki wypadek, nie nałożę na nie blokady, bo może przyjdzie mi żyć trochę dłużej, niż się spodziewam?
Kochana, jeśli zabraknie Ci gazet lub książek - przyjdź do mnie, mam ich tony, naprawdę, podzielę się :)
UsuńBardzo chętnie :-)
UsuńMiałam przyłączyć się do Twojej akcji już w październiku, ale oczywiście 1 października była dostawa w sh i nie mogłam na nią nie pójść i nic nie kupić. Później było już z górki dla mojego portfela, co tydzień zakupy w lumpach. Dlatego koniec! od 1 listopada nakładam na siebie dyscyplinę i zero zakupów. Ani kosmetycznych, ani ciuchowych. Mam nadzieję, że wyjdę z tego zwycięsko tak jak Ty wyszłaś z październikiem. Życzę Ci dalszych sukcesów, a tą książkę zażyczę sobie chyba na gwiazdkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka naprawdę bardzo fajna o motywująca - i otwiera rzeczy na pewne sprawy, polecam :) Dla mnie zaprzestanie zakupów w lumpeksach to też wyzwanie... ale one mnie gubią. Przez to, że wszystko jest takie tanie, nagromadziłam dwie szafy ubrań, a i tak ciągle chodzę w kilku tych samych rzeczach. Na szczęście jakoś to okiełznałam: nie pamiętam, kiedy ostatni raz przekroczyłam jego kuszące progi :)
UsuńJa też na pewno sięgnę po książkę :) Przyznaję jednak, że byłam na początku przekonana że to Twoje słowa bo jest tu po raz pierwszy ! Pozdrawiam ciepło
UsuńNiestety, nie moje :) A książka warta polecenia :)
UsuńWszystko co napisałaś w poście to prawda i taka samodyscyplina, przynajmniej jeden miesiąc w rok, to z pewnościa super sprawa! Gratuluję wytrwania i spróbuje tez się przyłączyć:-) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńSatysfakcja gwarantowana, hehe :) Ja spróbuję trochę dłużej, niż jeden miesiąc w tym wytrwać :)
UsuńNie mogę się doczekać, aż dostanę jedną z tych książek w swoje ręce. Może nie jestem takim rasowych maniakalnym chomikiem, ale zdecydowanie mam za dużo rzeczy. Ok. 40-50 ksiażek... ciuchów ze 3 razy tyle jak nie więcej, mase bibelotów i bardzo mało przestrzeni. Potrzebe minimalizmu znalazłam w sobie już jakiś czas temu, od ok. 2 lat walczę z tym wszystkim i planuję, ale z planowania tez wiele nie wychodzi. Marzę o taki swoim idealnym zakątku, ale ciągle mi nie wychodzi. Może to też dlatego, że mieszkam z rodzicami jeszcze i mam taką głupią świadomość, że wyrzucić coś to jak wyrzucić właściwie ich pieniądze, ale potrzeba minimalizmu bardzo już we mnie urosła. Więc proszę trzymajcie za mnie kciuki. Apropos artykułu: Mieszkasz w Japonii? Dobrze rozumiem?
OdpowiedzUsuń