Jak odpuszczę sobie jedno... to poleci wszystko.
Odpuściłam sobie codzienne ćwiczenia (zamysł był taki, że będę ćwiczyć trzy razy w tygodniu po 45 minut - nie wyszło), żeby mieć więcej czasu na inne rzeczy: naukę, gotowanie, czytanie i dwa miliony innych spraw.
Wyszło na to, że nie robię nic: nie ćwiczę, nie uczę się, przestałam prowadzić dziennik diety, boję się wejść na wagę... A jakby tego było mało, to brak mi energii, czuję się ciężka i wiem, że marnuję czas. Wygląda to tak:
A tymczasem...
I najlepsze:
Jeszcze dziś rozpiszę te rzeczy na mniejsze kroczki.
Jeszcze dziś będę ćwiczyć minimum pół godziny.
Jeszcze dziś ułożę sobie zestaw ćwiczeń na następny tydzień.
TAK WŁAŚNIE! :)
Powodzenia, trzymam kciuki, żebyś wyszła z letargu i weszła z powrotem na drogę systematyczności! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie level 3 30 day shred zaliczony na dziś.
Powodzenia!
Mags, wysłałam Ci maila. Zerknij proszę, w wolnej chwili :)
UsuńSkąd ja to znam... co tydzień obiecuję sobie że od przyszłego tygodnia już naprawdę będę chodzic do klubu 5 razy w tygodniu, po czym już we wtorek zwykle się łamię... W środę pójdę bardziej przez wyrzuty sumienia i na tym zwykle koniec... A najbardziej wkurza mnie to, że jak człowiek tam pójdzie to naprawdę świetnie się czuje, jakby mógł przenosić góry... a mimo to odpuszcza...
OdpowiedzUsuńNo właśnie to jest chore: dobrze się po ćwiczeniach czuję, uwielbiam patrzeć na postępy, które robię lubię ćwiczyć... Lubię się uczyć, jestem mistrzem w teorii zdrowego odżywiania... i co? I co to ma być, kurde :)?
UsuńMoże trochę zwolnij? Wyznacz bardziej realne cele?
OdpowiedzUsuńA poza tym dobrze zacząć z czystą kartką.Zapomnij o niepowodzeniach i zacznij o dziś z nowymi siłami.
Moje cele są realne :) I wszystko jest dobrze, dopóki mam je ładnie wypisane na kartce i jestem systematyczna. Jedno małe odstępstwo - i sypie się wszystko. Albo działam jak robot, hehe, albo nie działam wcale :)
UsuńDokładnie: zaczynam od nowa. Co było, a nie jest... :) Pozdrawiam! :)
A może narzuciłaś na siebie zbyt dużo i po prostu doba się kurczy? Może warto pomyśleć o skupieniu się na początek na kilku najważniejszych rzeczach by ograniczyć ryzyko niepowodzenia? I nie mieć żalu jak coś nie wyjdzie. To też ważne. :) ślę dużo pozytywnej energii z Mariki "Rewe" na czele :)
OdpowiedzUsuńCzasu mam faktycznie niewiele - wstaję o 5:30 żeby dotrzeć do pracy na ósmą, około 18 jestem w domu. Plus wolne weekendy. Wiem jednak z doświadczenia, że chcieć to móc, a podstawą sukcesu jest dobra organizacja :)
UsuńDlatego też, tak jak pisałam: spisuję rzeczy, które chce zrobić i rozpisuje je na mniejsze kroczki do wykonania każdego dnia. Realne, żebym dała rada wszystko zrealizować.
Za Marikową energię dziękuję i odsyłam tyle samo - mam nadzieję, że dotrze :)
No właśnie. Zaczynać dzień o 5.20 i być w domu o 18.00 to jest naprawdę męczące. Ja również wierzę, że odpowiednia organizacja to rzecz ważna i pozwala zaoszczędzić wiele czasu. Tylko jak Cię czytam czasem to się zastanawiam "Skąd ta dziewczyna ma czas na to wszystko?" Poważnie. Uważam, że idzie Ci świetnie. A poza tym to "Optymistka, której szklanka jest zawsze do połowy pełna" i tego się trzymaj :)
UsuńP.S. Energia dotarła. :)
Im więcej masz do zrobienia, tym więcej masz czasu - i to jest prawda! :)Ale zaniedbałam się ostatnio, takie fakty. Jednak jak na optymistkę przystało, rąk nie załamuję, zaczynam od nowa! :)
UsuńTrzymam kciukasy :)
UsuńPodziwiam Cię, jeśli musisz wstawać o 5.30 żeby dotrzeć do pracy i wracasz o 18, a dodatkowo ćwiczysz i piszesz bloga(to jednak zajmuje trochę czasu) to jesteś niesamowita!
UsuńMam koleżankę, która wstaje o 5, wraca o 19 i nie robi nic poza tym, je kolacje i idzie spać.
Nie dołuj się ;)
Można i tak :) Ja przez ostatni miesiąc robiłam podobnie: wracałam, jadłam kolację, poprawiłam batonikiem i bach z książkę na kanapę :P Tylko zdecydowanie zmęczyło mnie to bardziej, niż robienie czegoś konstruktywnego, nawet jeśli to coś wymagało wysiłku :)
UsuńJa od kilku dni odstawiłam słodycze i smutno mi z tego powodu, ale się nie poddaję i póki co jakoś mi idzie z tym. Gorzej z moją głową, bo podczas kimy śni mi się, że zajadam herbatniki w czekoladzie :P Ale ulga po przebudzeniu, kiedy okazuje się, że jednak się nie złamałam ;)
OdpowiedzUsuńU mnie z ćwiczeniami to średnio ostatnio, ale biorąc z Ciebie przykład 30min. na nie wygospodaruję ;) i plany też jakieś zrobię :)
Pozdrawiam :)
Słodycze to kolejna porażka, z mojej akcji "Nie jem słodyczy" do Wigilii niewiele wyszło :) No cóż... dzisiaj zaczynam od nowa :)
Usuń30 min. to naprawdę niewiele :) Ja czasem tyle czasu spędzam przeglądając głupie stronki w necie i malowanie paznokci, hehe :P
Szczerze trzymam kciuki!! :)
OdpowiedzUsuńja się też ostatnio trochę posypałam z systematycznością i treningami. dobrze, że chociaż do niezdrowego jedzenia mnie nie ciągnie, bo wtedy byłaby porażka na całej linii. ja z książką/laptopem na kanapie plus paczka czipsów, hrhrh - odsuwam od siebie tę wizję co jakiś czas. powodzenia, obyśmy się wzięły w garść : )
OdpowiedzUsuńNaturą kobiety jest zmienność... Zatem wytrwanie w postanowieniach można uznać za sprzeczne z naturą? ;-)
OdpowiedzUsuńNawet tak nie mów :) Bo jeszcze przywiążę się do takiego myślenie i bycie niekonsekwentną uznam za objaw zupełnie normalny :)))
Usuń