Piętnaście lat temu miałam lat trzynaście... i od września czekałam na wakacje. Lubiłam się uczyć, nie powiem, ale jeszcze bardziej lubiłam wakacje.
Szczerze? Nie pamiętam, jaka pogoda była za oknem w drugiej połowie czerwca 1998 roku. Nie pamiętam, w co się wtedy ubierałam, nie pamiętam, czy wyjechałam z rodzicami nad morze, czy w góry, nie pamiętam, czy miałam włosy długie czy krótkie (chociaż pewnie jest to do sprawdzenia na starych zdjęciach), nie mam zielonego pojęcia, jakiej muzyki wtedy słuchałam i po które książki sięgałam.
Pamiętam za to, że dni były cudownie długie, czas między śniadanie a obiadem rozciągał się jak guma do żucia. Pamiętam, że opalałam nogi na balkonie, wieczorem chodziłam na pobliski plac zabaw posiedzieć na huśtawce, pamiętam, że wstawałam bladym świtem i jechałam rowerem do babci na wieś, na śniadanie, a kiedy wracałam, szłam pograć z koleżanką w badmintona.
Od kilku lat wakacje... wakacje są. I nie jest to dla mnie czas wyjątkowy. Fakt, cieszę się, że jest ciepło, gdzieś tam czasem pojadę, ale generalnie lato jakoś specjalnie nie różni się od pozostałych części roku.
O tym, że chciałabym to zmienić, pisałam już tutaj: KLIK.
Punkty z tej listy z przyjemnością realizuję, jem truskawki, kolejny raz na obiad wcinam zupę z botwinki, obserwuję, jak w doniczce rośnie bazylia.
Nie jest to jednak jeszcze to, co bym chciała, aby było.
Od kilku dni spisuję w kalendarzu listę rzeczy, które mają mi pomóc sprawić, by lato było takie, jak dawniej. Inaczej: kompletuję listę rzeczy, które robiłam kiedyś, a które później zaprzestałam.
Lista jest cały czas otwarta, dlatego wszelkiego pomysły, jak ją uzupełnić, mile widziane :)
Rzeczy które sprawiały, że lato piętnaście lat temu było wyjątkowe:
- I Program Polskiego Radia - Lato z Radiem. U Was w domu też grało?
- Lody! Jadłam co najmniej jednego dziennie i miałam w nosie kalorie! :)
- Kompoty! Boże, jak ja dawno nie piłam kompotu! A moja babcia gotowała je prawie codziennie!
- Książki! Czytane pod drzewem, na kocu, na balkonie. I co za tym idzie...
- Wyprawy do biblioteki! Teraz, kiedy mam ochotę coś przeczytać, po prostu to sobie zamawiam w jakiejś księgarni internetowej. A kilkanaście lat temu wyjście do biblioteki to była cała wyprawa!
- I co z tego? Oj, kiedyś zdecydowanie mniej przejmowałam się tym, jak wyglądam... i to dawało mi sporo luzu. Bo i co z tego, że nie mam umalowanych rzęs? Za okularami i tak nie widać :) A potem wyszła baba z człowieka i bez pełnego "mejk apu" z domu nie wyjdzie :)
- Siedzenie na ławce przed blokiem. Właśnie wyjrzałam przez okno. Przed moją klatką nie ma ławki! Jak to możliwe?
- Chichranie się! Ten pomysł podsunął mi mój tata. Podobno jak byłam młodsza, non stop się z czegoś chichrałam... martwić losami świata zaczęłam się ciut później. Więc może w tym roku też się trochę pochichram :)?
- Spacery! Ja naprawdę sporo wtedy chodziłam, głównie z moim nieodżałowanym psem Bąblem. I nie po betonie: po trawie i łąkowych ścieżkach. Oj, trzeba sobie te dawne ścieżki przypomnieć! :)
- Bez czapki nie wyjdziesz z domu! Ten tekst słyszałam nie tylko zimą, latem chyba nawet częściej, gdyż moja mama bała się, że dostanę udaru :) A potem dorosłam, nikt mnie nie pilnuję i chodzę latem z gołą głową :) Może chociaż o jakimś kapelusiki słomkowym pomyślę? :)
- Klapki! Dlaczego przestałam chodzić w klapakach? Ot, zagadka :)
- A co tam! Na szczęście z filozofii "Acotam!" jeszcze trochę mi zostało i czasem tak właśnie sobie myślę... i wspinam się na najwyższy snopek siana i pozuję z głupią miną. A kiedy się wygłupiać, jak nie teraz? Zdjęcie celowo niepoprawione :)
Dodajcie coś od siebie: co robiliście latem kiedyś, a nie robicie teraz? :)