Chcesz rozśmieszyć Pana Boga?
Opowiedz Mu o swoich planach.
Noga w kostce na szczęście nie jest złamana, tylko skręcona. I trzeci raz (!!!) zerwałam torebkę stawową. Ortopeda przedstawił mi dwie wersje: ósmego marca ściągamy szynę i decyzja, co dalej: albo gips na 6 tygodni (nie!!!), albo tylko opaska i chodzenie o kulach. Zostałam też nieźle postraszona: że takie urazy się odnawiają, że teraz gojenie nie będzie tak szybkie, jak za pierwszym i drugim razem, bo porozrywałam stare blizny... bla, bla, bla.
W pierwszej chwili się rozpłakałam. Tyle planów: bieganie od wiosny, na które cieszę się od pół roku, bieg uliczny jesienią, dalsze treningi, które od jakiegoś czasu idą mi świetnie, praca nad kondycją, od marca chciałam zacząć dwumiesięczny trening Insanity... a tymczasem jestem unieruchomiona na dłuższy czas, a potem raczej też nie poszaleję, żeby nie nadwyrężać nogi.
Dziś jednak wstałam z zupełnie innym nastawieniem. Płacz i użalanie się nad sobą jest dla mięczaków. A ja przecież jestem twardzielką! :)
Raz, dwa, trzy ustaliłam sobie nowy plan działania. Bo w końcu mam tylko niesprawną jedną nogę... głowa i ręce zaś mają się dobrze :) I tak:
1. W ramach postanowień na luty, obiecałam zrobić listę książek, które chcę przeczytać w 2013 roku. No to biorę się za czytanie :)
2. Podobnie z filmami: mam listę, zaczynam oglądać. Lepszego momentu nie będzie.
3. Papa treningi, witaj zdrowa dieto! Czego jak czego, ale czasu mi teraz nie brakuje, mogę więc robić sobie ciepłe śniadanka, pilnować pór posiłków, liczyć wypite szklanki wody itd.
4. Angielski - treningi fizyczne zastąpię treningami intelektualnymi :) Witaj, Profesorze Henry! W końcu lepiej się poznamy!
5. Niemiecki - może w końcu uda mi się skończyć tą głupią książkę "Niemiecki nie gryzie"?
6. I na koniec... tak zupełnie nieśmiało... Skoro w tym roku raczej sobie nie pobiegam... to może, w okolicach lata, uda mi się wsiąść na rower? I pobić własny rekord?
I jeszcze: skoro wszelkie ćwiczenia z użyciem nóg odpadają... to popracuję nad brzuchem i ramionami! Przecież co jak co, ale brzuszki i wymachy hantelkami mogę robić :)
Ach, no i ćwiczę optymizm. Bo nie sztuką jest się uśmiechać, gdy jest fajnie... Sztuką jest się uśmiechać, gdy patrzę na ten pieprzony gips i najchętniej bym go sobie zdjęła, no!
Oto moje motto na najbliższe dni:
Bądź silna ;*
OdpowiedzUsuńTrzymaj się:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twój optymizm :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo zaraźliwy.
Szybkiego powrotu do pełnej sprawności.
I niech dobry humor Cię nie opuszcza.
O kurczę, strasznie mi przykro, wiem, że - tak jak ja - poważnie szykowałaś się do wiosny. Mam nadzieję, że za jakiś czas chociaż rower wypali - ja za tą formą aktywności tęsknię najbardziej.
OdpowiedzUsuńMiłej nauki, miłego czytania, oglądania i wszystkiego, co teraz zajmie Ci czas :*
Heh, dzięki :)
UsuńAno "szykowałam się", czas przeszły, buuu. Rower lubię... tak sobie. Zobaczymy :)
Wszystkiego dobrego! :)
OdpowiedzUsuńMiałam raz skręconą kostkę - wiem, jaki to ból. Na szczęście nie miałam takiej sytuacji, żeby uraz się odnawiał. Bardzo współczuję.
OdpowiedzUsuńWspółczuję także dlatego, że wiem, ile miałaś planów z dwiema nogami związanych i entuzjazmu na myśl o nie.
A Pan Bóg? On na pewno się z Ciebie nie śmieje i nie chciał dla Ciebie tych cierpień. Ufaj, że może z tego zła, które Cię spotkało, wyprowadzić wiele dobra (co już widzę - po Twoich zmianach w planach ;)).
Kochana - trzymaj się mocno i dzielnie.
:*
Oleńko, jest jeszcze jedno ładne powiedzenie: Pan Bóg gdy zamyka drzwi, otwiera okno.
UsuńI tego się teraz trzymam :)
;)
UsuńOjej trzymaj się ciepło! Pomyśl właśnie, że być może to znak, żeby nadrobić zaległości w filmach/książkach/nauce języków obcych:) Jesteś dzielna, nie poddawaj się:)
OdpowiedzUsuńNie zamierzam :)
UsuńTylko, mimo wszystko, bardzo mi ta nagła zmiana nie na rękę :(
Ojeeeeeeej jaka straszna szkoda,ale fajnie,że masz plany na wykorzystanie tego czasu.
OdpowiedzUsuńno to jestem szczęściarą skoro raz na pół roku skręcam sobie nogę, jedną i tą samą od ...(liczę)... 9 lat! i wcale nie jakoś delikatnie, bo spuchnąć potrafi poczwórnie; ale nie lubię lekarzy, tak więc do żadnego nigdy nie idę, co chyba sprawiło,że za każdym z tych razów uchroniłam się widocznie przed zagipsowaniem!
OdpowiedzUsuńśledzę Cię po cichu. Zapewne niedawno się wykurowałaś z tych wszystkich chorób które Cię atakowały, a teraz to! Współczuję.
Ale przynajmniej nadrobisz to co chcesz nadrobić no i może jeszcze częściej będziesz tutaj pisać :)
No to jest właśnie ironia losu w tym wszystkim!
UsuńWyleczyłam się, jako tako stanęłam na nogi... a tu masz! Kolejne nieszczęście!
Haha, to Ty jesteś prawdziwa weteranka :) Ja do lekarza dałam się zawieźć od razu i nie wyobrażam sobie inaczej. Chociaż do ludzi w fartuchach też zbytnią sympatią nie pałam :)
Miło mi, że zaglądasz :)
Świetny plan! Oby noga wróciła do zdrowia jak najszybciej :-)
OdpowiedzUsuńInnego na razie nie mam :)
UsuńBiedactwo... Niech noga zdrowieje, a Twoją motywację w tych jakże demotywujących okolicznościach podziwiam :).
OdpowiedzUsuńNie ma co podziwiać Alinko, zgrywam bohaterkę, bo innego wyjścia nie ma :)
UsuńŚwietny plan B :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę: plan jak plan... innego na razie nie mam :)
Usuńto przecież tylko przejściowe, nawet nie będę Cię pocieszać, bo znalazłaś już uśmiech w tej sytuacji i plan B jest. Powodzenia w realizaji i odpoczywaj, bo jak ci to wszystko zdejmą i zrehabilitują, to koniec opieprzania nastąpi :-))
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę :) Ja mam podobnie z kolanami które miałam poskręcane i teraz muszę w swoich planach ruchowych uwzględniać to czy dam radę nie szkodząc sobie.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałaś wyżej Kiedy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno.
P.S. Czyli w najbliższym czasie należy się spodziewać na twoim blogu książkowym wzmożonej aktywności :D