Cztery świetne sposoby, aby się doskonale zorganizować - część pierwsza

Jak to zrobić, żeby się ze wszystkim wyrobić? Podejrzewam, że gdyby ktoś znalazł jednoznaczną i w stu procentach skuteczną odpowiedź na to pytanie, jak nic dostałby Nagrodę Nobla, a w pakiecie dozgonną wdzięczność ludzkości. Obawiam się jednak, że taka odpowiedź po prostu nie istnieje, u każdego sprawdza się coś innego, a jedyne, co nam pozostaje to szukać, próbować i nie tracić nadziei, że doba przestanie być kiedyś za krótka i znajdziemy czas na wszystko.

Na co mi brakuje czasu? Przede wszystkim: na czytanie. Mam ogromny apetyt na nowe książki i nowych autorów, a jednocześnie bardzo ciągnie mnie w stronę odstawionych na boczny tor klasyków. Do tego dochodzą książki do przeczytania na studia, a tych, po pierwsze, jest sporo, po drugie: to nie są lektury do przeczytania w jeden wieczór i jednak chciałabym, żeby coś mi z nich zostało w głowie.

Brakuje mi czasu na oglądanie filmów i seriali, chciałabym więcej gotować i piec, więcej ćwiczyć, wrócić na siłownię i jogę, chciałabym nauczyć się kaligrafii, kolejny raz zabrać się za odświeżanie angielskiego... i tak dalej.

Czasem zastanawiam się, co jest przyczyną, że nie robię tego wszystkiego. Czy tak naprawdę chodzi o lenistwo, brak czasu czy też może o to, że jest w trakcie przeprowadzki (od półtora miesiąca!) i nie mam własnego konta?

OK, po tym jak zwykle przydługim wstępie przechodzę do sedna, czyli pierwszego sposobu, który może pomóc lepiej się zorganizować i sprawić, że doba chociaż nieznacznie się wydłuży, a my będziemy ciut bardziej zadowoleni z faktu, że czas nie przeciekł nam przez palce.

Małe zmiany mogą się złożyć na duże osiągnięcia

Do filozofii kaizen powracam regularnie. Pisałam o niej TUTAJ i TUTAJ.

Chodzi o to, że jeśli codziennie będziemy robić malutki kroczek w stronę tego, co chcemy osiągnąć, to nawet jeśli nasze działania nie będą spektakularne, to zebrane razem, mogą przynieść spore rezultaty.

I dalej: nawet jeśli mała zmiana nie przyniesie widocznych efektów, to już dziesięć takich małych zmian da efekty niesamowite.

Przykład? Proszę bardzo! Załóżmy, że chcemy podreperować swoje zdrowie i kondycję. I o ile np. samo picie wody z cytryną od rana niewiele zmieni, tak już dołożenie do tego jednego koktajlu dziennie, witaminy D, ograniczenie słodyczy do trzech dni w tygodniu, 30 minut spaceru... i co Wam tam jeszcze przyjdzie do głowy, może zmienić naprawdę dużo.

Ron Fry, autor książki Jak się uczyć, pisze tak:

Ta zasada powinna stać się nieodłączną częścią twojego myślenia i działania. Pomoże ci ona zrozumieć, skąd się biorą często niewielkie różnice pomiędzy sukcesem a porażką, wydajnością a frustracją, szczęściem a rozpacza. Może ci się wydawać, że poszczególne zmiany nie pociągają za sobą żadnych skutków, ale kiedy będzie ich mnóstwo, mogą cię doprowadzić do dużych sukcesów.

Jak to się ma do tego, że będę więcej czytać i oglądać więcej filmów?

A tak na przykład, że nawet w najbardziej zapchanym dniu, 30 minut przed snem to... święte pół godziny, kiedy nie ma to tamto: czytam dla przyjemności. I chociaż 30 minut to niedużo, pomnóżmy to razy siedem, tyle, ile dni w tygodniu, a potem razy trzydzieści. W skali miesiąca okazuje się, że znalazłam naprawdę sporo czasu na czytanie i nie mam wyrzutów sumienia, że nie robię tego, co chcę robić.

A przykłady można mnożyć.

Trafia do Was idea takich mini-nawyków? Do mnie bardzo, głównie dlatego, że po zsumowaniu, przestają być one "mini" :)