Miałam kiedyś pomysł, żeby założyć bloga z recenzjami filmów, jednak ostatecznie stwierdziłam, że mimo iż lubię je oglądać, to jednak nie oglądam ich na tyle dużo, żeby mieć regularnie o czym pisać. Inna sprawa, że jak się mieszka w małym mieście, to dostęp do nowości jest mocno ograniczony... ale teraz na szczęście ta sytuacja uległa zmianie i nie jest z tym tak źle, jak było.
"Nie w sufit" - tak ów blog miał się nazywać. Nie wyszło, ale sama idea pozostała i postanowiłam realizować ją właśnie tu, oczywiście nie ograniczając się tylko do nowości i filmów "pozytywnych". Parę razy już o tym na blogu wspominałam, ale mam spore zaległości w klasyce kina i chcę to nadrobić. W tym roku postanowiłam także chodzić do kina minimum 2 razy w miesiącu i oglądać minimum jeden film tygodniowo - także takie blogowe wsparcie mi się przyda :)
Filmy oglądam rozmaite, rzadko jednak są to horrory: nie lubię się bać i nie zamierzam na siłę uszczęśliwiać się obrazami, po których nie mogę zasnąć.
Nie deklaruję się, że będę pisać regularnie, ale kiedy uzbiera mi się kilka filmów wartych uwagi, wpis na pewno się pojawi. Na początek: trzy propozycje.
Miłej lektury i miłego oglądania! :)
Polecanka nr 1
Źródło: filmweb.pl
Hobbit. Niezwykła podróż. Reż. Peter Jackson
Nie wiem, czy jest ktoś, to jeszcze tego filmu nie widział, ale jeśli ktoś taki się uchował, niech czym prędzej maszeruje do kina! Hobbit jest dla mnie filmem wspaniałym pod każdym względem: fabuła, gra aktorów, efekty specjalne, kostiumy, charakteryzacja, dialogi - wszystko! Film trwa prawie trzy godziny i początkowo trochę się tego obawiałam ("Jak ja wysiedzę?"), ale czas ten minął mi błyskawicznie. Z gór zaznaczam, że nie zaliczam się do jakiś wielkich fanek Tolkiena, Władcę Pierścieni obejrzałam na pół gwizdka, bez większego przekonania.
Dlaczego jeszcze podobał mi się ten film?
Otóż główny bohater, Bilbo Baggins, wcale nie ma ochoty opuszczać swojego przytulnego domku. Tym bardziej opuszczać go po to, aby zmierzyć się ze SMOKIEM.
Daje się jednak przekonać, wszak w jego żyłach płynie nie tylko krew Bagginsów, czyli domatorów i piecuchów, lecz także walecznych Tuków.
Jak odniosłam to do siebie?
Ano tak, że nie należy bać się przeciwności losu i tego, co nieznane.
Okej, to, co mam teraz zrobić wydaje mi się straszne, ale przecież:
- zdałam prawo jazdy za pierwszym razem (naprawdę! A szykowałam się co najmniej na kilka poprawek! Inna kwestia, że teraz za kółko nie siadam... ale to nie należy do tematu :));
- zdałam egzamin ze staro-cerkiwno-słowiańskiego! Mało tego: zdałam na cztery!
- co tam scs! Pokonałam teorię literatury!,
- prowadziłam szkolenie dla ok. 50 dość... hem, hem, specyficznych osób. Sprzęt padł, wszystko padło... Dałam radę, żyję, mam się dobrze :).
I tak dalej. Czemu więc ta rzecz, o której myślę, miałaby się nie udać?
Jeszcze jedno. Bilno na wyprawę przeciwko SMOKOWI nie wyruszył sam. Miał wsparcie. Warto o nim pomyśleć, zanim rozpoczniemy coś ważnego: zebrać informacje, przygotować się, porozmawiać z tymi, którzy się odważyli. To na pewno pomaga!
Polecanka nr 2
Źródło: filmweb.pl
Lekcja marzeń, reż. Sebastian Grobler
Pewnie nie trafiłabym na ten film, gdyby nie bardzo lubiany przez mnie Daniel Bruhl, który gra w nim główną rolę.
Film opowiada prościutką historię nauczyciela angielskiego, który pod koniec XIX wieku trafia do niemieckiej szkoły. Przez grono pedagogiczne zostaje przyjęty... tak sobie, uczniowie zaś podchodzą do niego nieufnie. W szkole panuje bowiem przesadna dyscyplina, szacunkiem cieszy się ten pedagog, który bije - i fakt ten jest powszechnie akceptowany, takie czasy.
Konrad Koch, wspomniany nauczyciel, ma jednak własne metody wychowawcze i własną pasję, która próbuję zarazić swoich wychowanków. Jest nią piłka nożna, sport, który może wydawać się barbarzyński, przyzwyczajonym do musztry na lekcjach w-fu chłopcom.
Fanką piłki nożnej absolutnie nie jestem, film tak naprawdę jest raczej "poprawny" niż "dobry", jednak ogromnie spodobał mi się pomysł na pokazanie tego, jak jedna szalona głowa (czyli wspomniany nauczyciel) może zarazić tym, co kocha resztę i wprowadzić naprawdę rewolucyjne zmiany. Bo oto uczniowie, którzy nie pałają do siebie sympatią, stają się drużyną. Mają wspólny cel. W końcu coś ich łączy, a nie tylko dzieli.
Co ciekawe, scenariusz jest oparty na faktach, to nie tylko wyobraźnia twórców!
Poza tym Konrad Koch skojarzył mi się... z naszą Ewą Chodakowską :) Ot, kolejna pozytywna dusza, zakochana w aktywności fizycznej :)
I na koniec... moje odkrycie :)
Jako mała dziewczynka uwielbiałam Ronię, córkę zbójnika Astrid Lindgren. Nie miałam jednak pojęcia, że powieść mojego dzieciństwa ma swoją adaptację filmową! Ach! Jakie to było miłe doświadczenie zobaczyć przepołowiony zamek Mattisa, wietrzydła, Birka, Lewis i samą Ronję! Uwielbiam takie sentymentalne podróże! I uwielbiam takie odważne dziewczynki, które nie chowają za spódnicą mamy, tylko odważnie wyruszają w głąb lasu! :)
Źródło: tanifilm.pl
Przy okazji: jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam na mój profil na Filmweb - KLIK. Nie aktualizowałam go przez jakiś czas, ale nadrabiam zaległości! :)
Jakie pozytywne, inspirujące filmy polecacie?
Świetny pomysł na serię postów :)
OdpowiedzUsuńJa też z klasykami kina jestem do tyłu i chcę to w tym roku nadrobić .
Z przedstawionych filmów widzialam tylko "hobbita" ale moje oczekiwania byly eiększe i film mnie rozczarował. Krasnoludy w książce były małe barczyste, w filmie nie wiele różnią się od ludzi.
Cudownie za to przedstawiona jest natura jak we wszystkich pozostalych filmach o magicznym pierścieniu oraz zjawiskowe wschody i zachody Słońca przedstawione w ekranizacjii.
Ja nie mam za dużego odniesienia do książki, więc nie porównywałam :)
OdpowiedzUsuńOj tak, krajobrazy, lasy, wielkie panoramy robią ogromne wrażenie :)
Chociaż... i tak najbardziej podobały mi włochate stopy hobbita :))))))
Też zwróciłam na nie uwagę :) malutki hobbit i jego ogromne stopy :)
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar nadrobić zaległości w klasyce filmowej. A "Hobbit" rzeczywiście jest cuuudny :) i ten soundtrack: http://www.youtube.com/watch?v=gU8Zt9ZOvRI
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Oj, piękne to jest! Dzięki, za przypomnienie! :)
UsuńMój cel to też oglądać chociaż jeden film tygodniowo. Czuję się filmowym zerem. Dosłownie. Ba! Ja nawet się tak nie czuję. Ja nim jestem. Świetnie, że będziesz pisać o filmach, bo będę mogła podpatrywać. Cmoki :*
OdpowiedzUsuńKochana, witaj w klubie! Dawno, dawno temu, na studiach, nałogowo chodziła do kina, byłam na bieżąco z nowościami, orientowałam się kto co kręci i z kim.
UsuńA teraz? Szkoda gadać! Teraz nadrabiam i przypominam sobie, jak to jest być kinomaniakiem :)
Buziaki! :)
Także kocham filmy. Mam swoją czołówkę, którą mogę oglądać notorycznie i nigdy mi się nie znudzą. Przede wszystkim "Kogel Mogel" i wszystkie filmy z Audrey Hepburn i dla przeciwwagi Larsa von Triera. "Hobbita" widziałam w kinie z mężem i tatą. Było to dla mnie pierwsze spotkanie z tego typu ekranizacją, bo nigdy nie widziałam Władcy Pierścienia. Dopiero teraz nadrabiam zaległości:)
OdpowiedzUsuńWiem, że kochasz kino :) Często zaglądam do Ciebie w poszukiwaniu filmowych inspiracji, bo dużo u Ciebie filmów starszych, a takie bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuń...też zdałam prawo jazdy za pierwszym razem. Szłam z nastawieniem, na ile jeszcze dodatkowych godzin lekcji mnie stać, no bo nie zdam. Zdałam, cóż...
OdpowiedzUsuńInna kwestia, że teraz za kółko nie siadam... :-)))
Ech.... skąd ja to znam! o_o
Podobnie jak Ty odebrałam "Hobbita". Był dla mnie tym bardziej sugestywny, że jestem straszliwym domatorem i, jak Hobbici, lubię mieszkać.
Pozdrawiam! :)
PS: Lubię tu zaglądać. Mimochodem zaczęłam mobilizować siebie na podobne sposoby. Nie tam mocno i wytrwale, jak Ty, ale mały postępik jest. Trzeba w końcu trochę uporządkować swoje życie.
Haha, uwielbiam historie o zdawaniu prawka: jedni zdawali sto razy i teraz jeżdżą świetnie, inni od razu - i co? :)
UsuńCieszę się, że motywuję :)
"tak mocno"*
OdpowiedzUsuńwczoraj oglądaliśmy życie PI
OdpowiedzUsuńpolecam
naprawdę
zrozumiesz, kiedy obejrzysz i może za dużo nie będę się rozpisywała
Wybieram się na ten film od czasu, kiedy dowiedziałam się, że będzie ekranizacja książki :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Twoja ocena jest pozytywna: pierwsze, co zrobię, jak się doleczę, to idę do kina :)
Life Of Pi, również polecam. Właśnie wróciłam z kina, a jutro idę do księgarni.
UsuńPamiętam twoje filmowe środy na blogu książkowym. Cieszę się że wróciłaś do tego :). Niestety nie widziąłam żadnego z tych filmów... jeszcze. Ja za żadko chodzę do kina chć lubię filmy. Ostatnio jednak mam faze na seriale hihihihihi (bynajmniej nie te tzw kobiece czy typu Klan). Ostatnio duże wrażenie zrobił na mnie serial Dawno, dawno temu. Gorąco polecam
OdpowiedzUsuńhttp://www.filmweb.pl/serial/Dawno,+dawno+temu-2011-603904
sorki za rzadko. Taki byk że aż się rumienie
OdpowiedzUsuńByły filmowe środy, były i mile je wspominam :) Teraz jednak nie ma szans, na taką regularność w pisaniu o filmach, więc nieregularnie będę o nich pisać tutaj :)
UsuńJa uparcie oglądam "Dextera", ale zdecydowanie bardziej ciągnie mnie do filmów - jednak :)
PS Ja ostatnio napisałam "pszczoła" przez "rz"... bywa :P
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńZ "Lekcją marzeń" kojarzy mi się "Pan od muzyki". Piękny film, widziałam go dwa razy, muszę sobie odświeżyć :)
OdpowiedzUsuńZaglądam tutaj od pewnego czasu, zaczęło się od filmiku Tiffany na boczki :) dużo fajnej energii, zapału, pomysłów, ale czasami też leniuszka i wyrzucania sobie, że się czegoś nie zrobiło. Myślałam o tym wczoraj wieczorem po tym jak wypiłam piwo ze znajomymi i zjadlam kilka czekoladek i bardzo nie chciało mi się ćwiczyć ;)
Twój blog pokazuje, że my, normalne dziewczyny/kobiety, jesteśmy pod wieloma względami do siebie podobne, zmagamy się z tym samym na co dzień :)
Trzymaj tak dalej Aniu! Pozdrawiam! :)