Hoho, czego to ja nie zrobię w weekend! Przeczytam wszystkie zaległe wpisy na ulubionych blogach, upiekę ciasto, pobiję rekord kilometrów wykręconych na rowerze, spotkam się ze znajomymi, pójdę na zakupy, obejrzę pięć filmów, a w dodatku wyśpię się za wszystkie czasy. Taa... jasne. Można sobie to wszystko obiecać i na obietnicach na ogół się kończy. Tymczasem o wiele przyjemniej jest weekendy celebrować, wprowadzając do niego stałe, miłe punkty, na które się czeka przez resztę tygodnia.
Po pierwsze: porządki w piątek
O tak, odkąd sama dla siebie ustaliłam zasadę, że dniem odkurzania, polerowania i czyszczenia jest piątek, zyskałam co najmniej jedną dodatkową godzinę w sobotę. Zresztą, co tu ściemniać: w sprzątaniu mąż bije mnie na głową. Patrząc na efekty, łatwo stwierdzić, czy sprzątałam ja czy on.
Po drugie: w sobotę gotuję
Bo lubię, po prostu. Dla mnie pichcenie nie jest przykrym obowiązkiem i o ile w tygodniu poruszam się raczej po utartych torach kulinarnych, tak w sobotę uwielbiam testować nowe przepisy i posiedzieć w kuchni trochę dłużej. Plany na ten weekend? Pierogi orkiszowe ze szpinakiem.
Ostatnio zaniechałam przygotowywania niedzielnych śniadań "na bogato", ale pamiętam, jak specjalnie wstawałam wcześniej, by upiec bułeczki albo usmażyć naleśniki. Planuję do tego wrócić.
Po trzecie: obowiązkowo oglądam chociaż jeden film
O moim oglądaniu filmów mogłabym napisać książkę. Z jednej strony był moment, kiedy miałam w planach studiowanie filmoznawstwa (ba! ja nawet zapłaciłam za egzamin i poszłam na jego pierwszą część!), z drugiej zaś nie pożeram filmów tak, jak kiedyś... a chciałabym! Zawsze jest jednak coś ważniejszego/nie mam nastroju/nie mam szydełka pod ręką, bo bez szydełkowania nie ma oglądania. Summa summarum, w weekend staram się obejrzeć chociaż jeden ambitny film. Dla poprawienia własnego wizerunku we własnych oczach :)
Po czwarte: za miasto/w miasto/aktywność na 100%
Uwielbiam weekendowe wypady. To wcale nie musi być wyprawa gdzieś daleko. Ot, po prostu zmieniamy miejsce... i zmieniamy perspektywę.
Z drugiej strony: od miesiąca mieszkam we Wrocławiu i to właśnie weekendy planuję przeznaczyć na odwiedziny okapi w ZOO, wąchanie kwiatów w ogrodzie botanicznym, zachwycanie się Ostrowem Tumskim.
Weekend jest też świetną okazją na taką aktywność fizyczną, na którą w tygodniu nie ma się albo czasu, albo siły. W weekendy najczęściej wybieram się na rolki, na długą przejażdżkę rowerem czy po prostu dłuższy spacer.
Po piąte: plany planami, ale...
... od czasu do czasu zdarzają mi się weekendy, kiedy najlepszym pomysłem wydaje mi się spędzenie czasu z książką w łóżku. I okej, nie mam z tym żadnego problemu! W końcu weekend ma swoje prawa, a na podobne zachowania w tygodniu pozwolić sobie nie mogę (i bardzo dobrze!).
Czekam na Wasze pomysły na udany weekend - jakie sprawdzone patenty proponujecie?
Opcja z piątkowym sprzątaniem sprawdza się świetnie - sama praktykuję od dawna :) U mnie rytuałem weekendowym jest cotygodniowe spotkanie ze znajomymi: piątki wieczorem to winko, dobra kolacja i planszówki w czteroosobowym gronie :) Poza tym w sobotę i niedzielę pozwalam sobie pospać do oporu - nadrabiam za pozostałe dni kiedy wstaję o 5:30 ;) No i śniadania z mężem - zawsze oglądamy wtedy nowy odcinek Big Bang Theory ;)
OdpowiedzUsuńa może i ja skuszę się na pierogi orkiszowe ze szpinakiem :)
OdpowiedzUsuńA ja myślę w weekend gdzieś wybyć,zapowiadają piękną pogodę ;)Co do sprzątania w piątek to muszę chyba też to zastosować, bo jak na razie to tracę na nie pół soboty :/
OdpowiedzUsuńSuper. Podpisuję się pod każdym punktem. Tylko wiesz co? Słowo "aktywność" okropnie mi się kojarzy. Nie to, co nazywa, bo nie mam nic przeciwko wypadom za miasto, na rolki albo na rower. Może jestem przewrażliwiona, ale wyrazy typu "aktywność", "motywacja" (jak słyszę, że ktoś ma mnie "zmotywować", to budzi się we mnie agresja:), "efektywność", "wynik" itp. za bardzo kojarzą mi się z różnymi szkoleniami. O, i jeszcze to obrzydliwe słowo "szkolenie". Wolę "poznawanie", "ruch na świeżym powietrzu", "wypad w plener", "chęci", "zadowolenie" i "dobrostan". Broń Boże, niczego Ci nie zarzucam. To tylko moje osobiste dziwactwo:) Też sprzątamy w piątki. Uściski!
OdpowiedzUsuńWezmę z Ciebie przykład :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej jestem za piątkowym sprzątaniem. Dzięki temu w sobotę mogę pospać dłużej, nie budzić się wcześnie z myślą, że muszę szybko posprzątać by mieć wolne popołudnie. W weekend staram się nadrobić czytanie książek oraz gdzieś wyjść, choćby na spacer do pobliskiego parku. Natomiast niedziele to śniadanie pod postacią jajecznicy przygotowanej przez mojego chłopaka oraz wspólne spędzanie czasu.
OdpowiedzUsuńPiątkowe sprzątania (chociaż część!) polecam każdemu. Naprawdę ułatwia sprawę. :)
OdpowiedzUsuńCo do spacerów. Stram się znaleźć na nie czas kilka razy w tygodniu - obowiązkowo. Np. jadę tramwajem 3-4 przystanki dalej niż zwykle i wysiadam przy parku. Nawet jeśli nie będę po nim spacerować, to i tak droga powrotna będzie spacerem... Jestem uzależniona od przechadzek i mój umysł i ciało - również. :) Polecam.