Strony

wtorek, 5 marca 2013

Nie wyleć za burtę! - czyli o pułapkach pozytywnego myślenia.

Alternatywny tytuł dla tego wpisu mógłby brzmieć:

OPTYMIZM - nie pomyl z głupotą!

W Potyczkach z Freudem, książce, którą właśnie czytam, znajduje się świetna anegdota, którą znałam już wcześniej, a która kolejny raz kazała mi nieco zrewidować moją życiową postawę, jaką jest optymizm właśnie. 

Anegdota ta brzmi tak:

Na uszkodzonym i zagubionym statku, wśród marynarzy znalazł się jeden optymista. Dni spędzonych na statku przybywało, zapasy żywności topniały, nastroje się pogarszały - optymista jednak pozostał optymistą i uparcie twierdził, że wszystko będzie dobrze. Że nie ma się co przejmować, nie ma co wydzielać jedzenia i oszczędzać wody. Śledzenie map i kierunku wiatru też jest głupie, bo przecież zaraz na horyzoncie pojawi się jakiś statek, który wszystkich uratuje. 
- Nie martwcie się. Nic nam nie grozi. Nie ma sensu zachowywać środków ostrożności. Wszystko będzie dobrze - tymi tekstami wkurzał swoich towarzyszy. 

I towarzysze ci w końcu nie wytrzymali i wyrzucili go za burtę. A wcześniej w wodzie wylądował pesymista, która dla odmiany zakładał, że nie ma sensu nic robić, bo i tak wszyscy zginą.

Do czego w tym przypadku prowadzi niezachwiany optymizm? Według Tomasza Stawiszyńskiego, autora Potyczek z Freudem, przede wszystkim do utraty kontaktu z rzeczywistością.

Z jednej strony cieszy mnie, kiedy ktoś patrzy na mnie i stwierdza, że podoba mu się moje optymistyczne podejście do wielu spraw i to, że nie snuję czarnych wizji.

Zdjęcie pochodzi z TEJ strony. 

Z drugiej jednak strony są takie sytuacje, kiedy jestem twardą realistką i ściągam z nosa różowe okulary. Oto kilka z nich:

- nigdy przenigdy nie pójdę nieprzygotowana na rozmowę o pracę, zakładając, że "jakoś to będzie" i że wystarczy mój urok osobisty. Analogiczną sytuacją jest np. egzamin, prezentacja itd.;

- nigdy przenigdy nie wydaję pieniędzy do ostatniej złotówki, licząc... na sama nie wiem co. Nigdy nie poniosło mnie zakupach do tego stopnia, że wydałam wszystko... a potem kombinowałam, za co zapłacić rachunek;

- nie jestem optymistką, jeśli chodzi o np. odchudzanie. Sorry, ale wiem, że cudów nie ma. Nie schudnę i nie będę dobrze wyglądać, jeśli odpuszczę 10 treningów pod rząd i najem sie w tym czasie czekolady - chociaż to kuszące;

- idąc dalej tym tropem: nie jestem optymistką, jeśli chodzi o mijający czas. Nie wierzę w deklaracje aktorek, które twierdzą, że one to tylko "woda, mydło, bieganie boso po trawie, świeże owoce i warzywa" - i to ich sekret piękna. Wklepuję kremy, wklepuję balsamy, staram się ruszać, nie podtruwać kawą, staram się wysypiać i nie stresować - i wierzę, że to zadziała. Na razie. Potem zobaczymy :),

- nie jestem optymistką, jeśli chodzi o odniesienie sukcesu - w jakiejkolwiek dziedzinie. Fakt, wierzę, że mogę go osiągnąć, ale na pewno nie dzięki pozytywnemu myśleniu, afirmacjom i "prawu przyciągania". Powtórzę: cudów nie ma. Ciężka praca - oto recepta.

Kiedy natomiast optymizm się przydaje?

W moim przypadku zawsze wtedy, kiedy rozpoczynam coś nowego. Chcę, mogę, zrobię to, uda się!

Zawsze wtedy, gdy niespodziewanie coś idzie nie po mojej myśli. Pytam, szukam rozwiązań... i wierzę, że będzie dobrze. Ale nie czekam, aż coś się samo rozwiąże.

Gdy spotykam nowych ludzi. Wiele razy się na tym przejechałam, ale do każdej nowej osoby podchodzę z ogromnym kredytem zaufania, traktuję ją jako potencjalnego przyjaciela. I chyba dzięki temu czasem udaje mi się spotkać prawdziwe Perełki na mojej drodze :)

***

O optymizmie, jego wadach i zaletach, można pisać wiele. Moim zdaniem ważne jest jedno, to, co napisałam na początku:

NIE MYLMY OPTYMIZMU Z GŁUPOTĄ! :)


7 komentarzy:

  1. Bardzo słuszne podejście:-) Choć w moim przypadku gdy zbliża się egzamin, albo rozmowa kwalifikacyjna, to optymizm idzie obok przygotowania - bo o wiele mniej się stresuję, wierząc, że pójdzie dobrze.

    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to oczywiste :) Przygotowuję się z myślą, że dam radę, kto, jak nie ja, kiedy, jak nie teraz :)? Ale nie pomijam samego etapu przygotować wierząc, że "jakoś to będzie" :)

      pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ja mam problem z pesymizmem, chociaż całym serce wieżę w złoty środek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, pesymizm jest mi zdecydowanie obcy, o wiele bardziej przemawia do mnie "życiowy realizm" - lub złoty środek, jak kto woli :)

      Usuń
  3. Chyba jestem ukrytą optymistką, z której wychodzi pesymizm;) Wolę namarudzić, nagadać niż przejechać się po tym, jak coś nie wyjdzie;/ Ostatnie nasze przeboje z mieszkaniem nauczyły nas powściągliwości;) ale .... jednak optymistka - wierzę, że się wszystko ułoży:)
    Uśmiechu Skarletko!:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Bo niestety tzw. życie często próbuje leczyć nas z optymizmu... ale ja się nie daję :) Chociaż teoretycznie powodów do narzekań mam mnóstwo :P

      Usuń
    2. Też się staram. Obiecuję sobie co wieczór - być jeszcze lepszą:)

      Usuń