Lubię planować.
Lubię wiedzieć, że za dwa dni o godzinie tej i tej będę robiła to i to.
Kiedyś wydawało mi się, że planują tylko osoby pozbawione fantazji, których nie stać na spontaniczność. Planowanie kojarzyło mi się ze swojego rodzaju kajdanami, które sami sobie narzucamy.
Teraz jednak moje myślenie zmieniło się o 180 stopni.
Planuję, żeby ogarnąć chaos.
Planuję, żeby nie umknęły mi rzeczy ważne.
Planuję, żeby mieć czas na rzeczy, które robię tylko dla przyjemności, a nie z poczucia obowiązku.
Wreszcie: planuję, bo wykreślenie kolejnych punków z listy rzeczy do zrobienia sprawia, że czuję, iż mam władzę nad swoim życiem, daje mi to satysfakcję, czuję się silniejsza i wiem, że mogę wszystko - wystarczy to tylko sensownie rozplanować.
Jak już pisałam, od jutra zaczynam nową pracę. To nie tylko osiem godzin za biurkiem, ale też prawie półtorej godziny dojazdów w jedną stronę i półtorej godziny w drugą - czasu więc zostaje niewiele. Dlatego na ten tydzień narzucam sobie kolejny plan minimum, gdyż potrzebuję tych kilku dni, żeby przyzwyczaić się do wczesnego wstawania (o 5 - ale to mnie akurat cieszy) i ogólnie do zmiany.
Dlatego też postanowiłam iż:
- nie ma spania w czasie dojazdów! Zamiast tego będę czytać albo uczyć się słówek. I tak: do następnej niedzieli przeczytam trzy książki oraz solidnie powtórzę słówka z niemieckiego, których nauczyłam się w ubiegłym tygodniu;
- poniedziałek: 50 brzuszków (różne kombinacje)
- wtorek: 50 przysiadów
-środa: 50 brzuszków... itd., do piątku.
Do tego skaczę na skakance! Co najmniej co drugi dzień.
- Dieta. No właśnie... na temat tycia w pracy mogłabym napisać książkę...
Dlatego:
- jedzenie zabieram z domu i nie jem nic ponad to, co zabrałam;
- piję kawę bezkofeinową - kolejny etap ograniczenia picia kawy;
TEN TYDZIEŃ OGŁASZAM TYGODNIEM BEZ CZEKOLADY!
O ile bułka z jabłkiem, którą sama upiekłam jest dozwolona, tak Twix już nie!
Dam radę? No pewnie! :)
Jedno słowo przychodzi mi na myśl, jeśli miałabym opisać Madonnę w tym teledysku" BUŃCZUCZNA! :)
Trzymam kciuki! Ostatnio też przesiadłam się z auta na autobus i oprócz książki w torebce mam też audiobooka:-)
OdpowiedzUsuńP.S. Dasz radę wyłączyć weryfikację komentarzy?:-)
O właśnie, muszę się przeprosić się z audiobookami :) Dzięki, za zwrócenie uwagi na weryfikację, myślałam, że jest wyłączona. Sama też jej bardzo nie lubię.
UsuńPowodzenia w nowej pracy:) Ja zapisuje sobie wszystko. Raz, zeby ogarnac wszystkie sprawy a dwa bo wtedy sie bardzo uspokajam, jak mam zapisane.. Rodzi sie wtedy we mnie poczucie, ze nad wszystkim panuje. Ja mam czworke dzieci i sobie nie wyobrazam nie zapisywac i nie planowac !! I naprawde uwielbiam uczucie jak moge wykreslic cos z listy:)
OdpowiedzUsuńPrzy czwórce dzieci to dopiero jest wyzwanie, żeby wszystko ogarnąć :) Ale i satysfakcja pewnie większa! :)
UsuńKurczeę ten post to tak ja bym go napisała :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam wszystko palnować i zapisywać :)
Ja również podczas dojazdów zabraniam sobie spania i ostro czytam ksiązki w języku angielskim (narazie są to proste ksiązki które najpierw spodobały mi się w naszym ojczystym języku), zaznaczam niezrozumiałe słówka i potem sobie tłumaczę :)
do pracy również zabieram jedzonko z domu i tyle :)
szlaban na automat ze słodyczami w pracy :)
który kusi niemiłosiernie.....
Ufff... u mnie nie ma automatu :) Ale pracuję na ulicy, gdzie jest mnóstwo kawiarni, cukierni, piekaranek, pizzerii... stąd to postanowienie :) To jest niewątpliwy plus dojazdów: nie ma zmiłuj! W moim przypadku to prawie trzy godziny dziennie na czytanie i naukę! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Życzę wytrwałości :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuń