Strony

wtorek, 28 sierpnia 2012

Ćwiczenia? No jasne! (Post o tym... jak nie ćwiczyłam:) )

Ćwiczenia?

Przez całe życie unikałam ich jak mogłam.

Moja fobia zaczęła się już w podstawówce. Powiem to: NIENAWIDZIŁAM mojej nauczycielki od w-fu. Nienawidziłam tego, jak faworyzowała bardziej wysportowane dziewczyny. Ja wysportowana nie byłam, mało tego: potrafiłam potknąć się o własne nogi, co raczej mi nie ułatwiało gry w kosza. Więcej: byłam wtedy wyższa o pół głowy od rówieśników, więc czułam się pokraczna, niezgrabna i w ogóle do niczego. Mamo, jak ja się cieszyłam, gdy dostałam okres! Przez jeden tydzień w miesiącu przysługiwał mi status świętej krowy - nie ćwiczyłam i koniec!

W liceum zorientowałam się, że istnieje coś takiego, jak zwolnienie lekarskie. Niestety, wcale nie tak łatwo je było zdobyć. To właśnie wtedy zraziłam się do biegania i pływania. Na basenie należałam do grupy początkującej, ale moja nauczycielka stwierdziła kiedyś, że powinna dla mnie stworzyć jeszcze jedną grupę... zacofanych!

Pani Beato! Jestem pokojowo nastawiona do świata, ale mogłabym Panią wtedy zabić!

Dalej było już lepiej: z racji operacji, którą przeszłam, przysługiwało mi zwolnienie i po prostu sobie nie ćwiczyłam.

Wszystko powolutku zaczęło zmieniać się na studiach, dzięki świetnej prowadzącej. Gdyby nie to, że w-f miałam w poniedziałki o ósmej rano, chodziłabym na niego z przyjemnością :)

Potem kilka razy próbowałam biegać, ale marnie mi szło. Zaliczyłam kilka zajęć na siłowni i aerobiku, chodziłam na salsę - ale wszystko to bez większego entuzjazmu.

Dlatego nie mam pojęcia, co stało się teraz.
Nie wiem jak i dlaczego... ALE CHCE MI SIĘ ĆWICZYĆ!

Dziś mam dzień przymusowej przerwy, po wczorajszym treningu nabawiłam się solidnych zakwasów i daję sobie czas na regenerację... do jutra. Bo organizm domaga się tego zastrzyku energii, jakie dają ćwiczenia. I to jest niesamowite.


MÓJ ORGANIZM DOMAGA SIĘ ĆWICZEŃ!

JEST MI ŹLE, BO NIE ĆWICZĘ!

Boże, nigdy nie sądziłam, że to napiszę! Chwilo, trwaj! :)

A co ćwiczę najczęściej?

Zaczęłam od tego filmiku, który już kiedyś tutaj wklejałam:


Ale to jeszcze nic, spróbujcie tego! Ból pośladków murowany!



Ogólnie bardzo lubię filmiki z udziałem Mel B, chociaż ostatnio zaczynam ją zdradzać na rzecz Tiffany Rothe, o której pisze Klaudyna. Polecam! Co prawda dopiero się z tą Panią poznaję, ale już czuję, że z tej znajomości może wyniknąć wiele dobrego :)

Mam nadzieję, że nie napisałam tego posta zbyt wcześniej, że zapał mi nie minie... ale myślę, że nie, bo już np. nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ćwiczyć z Ewą Chodakowską, której płytę dziś kupiłam :)

A jakie są Wasze ulubione zestawy ćwiczeń dostępne w sieci?

PS Dziś zasypiać będę z tym zdjęciem przed oczami! :) Czy tak wygląda perfekcja?



PS Na górze utworzyłam nową zakładkę, w której zapisuję co i ile ćwiczyłam. Chcę to mieć przed oczami! :)

26 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tym co napisałaś. Zarówno co do tego ile przyjemności można mieć z systematycznych ćwiczeń, jak i z negatywną opinią na temat zajęć W-F. Ciekawe z czego wynika fakt, że tak wielu nauczycieli oceniamy negatywnie? Nie wszystkich oczywiście, jednak zbyt wielu.










    OdpowiedzUsuń
  2. WF w szkole robi krzywdę. W liceum zupełnie mnie zraził do sportu - grałyśmy tylko w dwie dyscypliny : kosza i siatkówkę. To były dwie dyscypliny, w które byłyśmy totalnie żałosne, gimnazjaliści przychodzili się z nas śmiać na naszym wfie. Jak raz babka pozwoliła nam zagrać w dwa ognie entuzjazm był taki, że hej. Większość wfu przegadywała z innym wfistą, nie zwracając na nas uwagi - śmiałyśmy się, że AWF to idealne studia, bo zapewniają super robotę, nic nie robisz. A miałyśmy jeszcze siłownię w szkole, nauczycielka potrafiła przez 45 minut obrabiać tyłek innym nauczycielom, a nawet uczniom! :D To był hardkor!


    Co do zwolnień, doskonale Ciebie rozumiem. Ja sama sobie takie załatwiałam i nie dziwię się, że ławka w szkolnej sali pękała w szwach. Jak nauczyciel miał wylane, my też mieliśmy, taka smutna prawda.

    Podoba Ci się trening na brzuch z Mel B? Bo ja go kiedyś wykonywałam i był super!
    A w ogóle to pozwoliłam sobie podlinkować Twojego bloga w swoim nowym poście, bardzo mi się tu podoba :)
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trening na brzuch też jest świetny, ja uwielbiam wszystkie jej filmiki, jednak najczęściej wykonują właśnie te dwa, może dlatego, że na wyrzeźbieniu pośladków i nóg zależy mi najbardziej :)

      Domi, ja tak naprawdę nie znam osoby, która dobrze wspominałaby w-f z czasów szkolnych. Pewnie są takie osoby, ale ja ich nie znam. U mnie było to samo: ciągle siatkówka, a w podstawówce biegi, których szczerze nie znosiłam. Że właśnie nie wspomnę o zachowaniu nauczycieli, które z perspektywy czasu wydaje mi się skandaliczne.

      Miło mi, że zaglądasz, dzięki! :)

      Usuń
  3. Hmm... to może wynikać z faktu, że jak ma się większą grupę pod opieką, to łatwiej skupić się na tych, którym wychodzi, a machnąć ręką na tych, którzy czegoś nie potrafią. Ja trafiałam na okropnych nauczycieli od w-fu, zero motywowania i zrozumienia, że ktoś może czegoś nie potrafić, natomiast uszczypliwie uwagi przy całej grupie - to było na porządku dziennym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam jedną świetną nauczycielkę wfu, która robiła nam zajęcia na małej sali, często było to ćwiczenia na kręgosłup, z których cała damska część wychodziła z zupełnie inną postawą, potrafiła włączyć nam do tego fajną muzykę, z zajęć wychodziło się z uśmiechem na twarzy. I to mi się podobało, bo cały czas mówiła, że jest to jedyna rzecz, którą może dla nas zrobić, bo jak wf mamy na ósmej godzinie lekcyjnej to przecież nie będzie nas katować siatką. Brakuje nauczycieli z takim podejściem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje zdecydowanie :) Ja nie pamiętam ani jednych zajęć w szkole, podkreślam: ani jednych, z których wyszłabym zadowolona. Na szczęście zaczęło się to zmieniać na studiach, bo pewnie do tej pory nie zmobilizowałabym się do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego :)

      Usuń
  5. Miałam podobne w-fistki i też nie lubiłam ćwiczyć. Czułam się gruba i niezgrabna, czułam, że lubiane są tylko wysportowane dziewczyny chodzące na sks czy jak to się nazywało i wygrywające mecze. Reszta była gnębiona. Na studiach było fajnie na wf, ale czym są studia wobec wieczności?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie :) Ale czymże jest te marne kilka lat szkoły wobec reszty życia :)? Stwierdziłam, że nie ma się co zrażać :)

      Usuń
  6. Moja WFistka w liceum raz, pod koniec pierwszego semestru, powiedziała mi z jadem w głosie: Jak ci się nie chce ćwiczyć, załatw sobie zwolnienie!
    Bardzo się nie lubiłyśmy, więc poszłam do lekarza i na następnej lekcji wręczyłam jej zwolnienie do końca roku. Przez dwa i pół roku nie ćwiczyłam :). A potem studia i przymusowy rok... Było już o wiele przyjemniej. Co prawda często była siatka, była też koszykówka, ale czasem uczyliśmy się tańczyć i w sumie większość zajęć była rozgrzewka. Tak, WF ze studiów wspominam z niejaką przyjemnością. Ale i tak mi się nie chciało :).
    Skarletko, motywujesz mnie, chce mi się ćwiczyć, ale moje lenistwo się broni ^^.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, gdyby załatwienie zwolnienia było takie łatwe! :) Ja zawsze trafiałam na lekarzy z misją, którzy owszem, dawali zwolnienie, ale góra na miesiąc. Ja na studiach zapisałam się na... gimnastykę korekcyjną, która tak naprawdę była połączeniem jogi, pilatesu, aerobiku i lekkich ćwiczeń siłowych - sama rozkosz :)

    Heh, z moim Leniem też codziennie toczę walkę, wyhodowałam sobie silnego gada przez te wszystkie lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak swoją drogą... może dla odmiany wypowie się ktoś, kto nie zaliczył "wuefowej" traumy :)?

      Usuń
  8. Skarletko niestety, wypowiem się w podobnym kontekście. W-f to jakiś przeżytek! Mam nadzieję, że w końcu się skończy, że w szkole będzie mówiło się raczej o przyjemności ze sportu, a nie o rywalizacji.
    Dla mnie również te zajęcia były koszmarem, od którego jak tylko mogłam migałam się - oczywiście było to złe dla mnie, dla mojego organizmu, ale nie widziałam przyjemności w dostawaniu piłką, leczeniu nadgarstka po jednym serwowaniu w siatkę, czy odchorowaniu każdego biegu;/ (nie wspomnę o bliznach po kiju do palanta, które mam do dziś i wyhaczonym ramieniu ... przez nauczycielkę;/) Nienawidziłam, jak traktowało się mnie na równi z koleżankami - te same tabelki dla nich, mierzących metr siedemdziesiąt i ważacych 60 kilogramów, podczas gdy ja ledwie odrosłam na metr czterdzieści z wagą 23 kilogramy!! (tak, tak!). Lekcje sportu powinny być przyjemnością, powinny propagować zdrowy i sportowy tryb życia, bez narzucania norm i miar. Nie powinno być przymusu do wszystkich ćwiczeń. Zresztą, po co jakieś durne ćwiczenia - gry zespołowe, zabawa, w której przecież też jest ruch owszem, ale nic na siłę. Pamiętam, jak nauczycielka, podobno pedagog skoro nauczyciel, kazała przechodzić pod ławeczką z sali gimnastycznej naszej chorej, głuchoniemej, strasznie otyłej koleżance, bo takie było ćwiczenie na ocenę. Dziewczyna niestety utknęła pod ławką, a pani, wraz z przygłupami z klasy śmiała się z niej, niezaliczając oczywiście zadania. I to ma być zdrowy tryb życia!!!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrrr... Moni, przerażające rzeczy piszesz. Ale najgorsze jest to, że ja też mam takie historie w zanadrzu. Kiedy czytałam o tej dziewczynce, która miała przejść pod ławką... to jakbym czytała o sobie. Jak pisałam, był okres, że przerastałam rówieśników o głowę (swoją drogą, urosłam "aż" do 165 cm:) ). Wtedy to moja genialna pani wufistka wpadła na pomysł, że jeśli Ania się przez coś przeciśnie... to reszta też da radę. Pamiętam, ze ustawiła kiedyś tunel z krzeseł, przez który należało się przecisnąć... oczywiście utknęłam, reakcja ta sama: śmiech na sali z panią wuefistką na czele. Koszmar.
      Dla mnie w-f nigdy nie był synonimem zdrowego stylu życia czy zdrowej rywalizacji, nienawidziłam testów, z których ocena zależała od tabelek, a nie od włożonego wysiłku, nienawidziłam biegania w kurzu i upale, albo przeciwnie: na dworze pięć stopni, a my w getrach i koszulkach zaliczamy bieg na 60 metrów... Uff, jakie to szczęście, że już niegdy przenigdy nie będę musiała chodzić na w-f :)

      A najgorsze jest to, że w tej kwestii nic się nie zmienia. Patrzę na moją kuzynkę, poszła teraz do liceum. W weekendy śmiga na rolkach, jeździ na rowerze, cały czas jest w ruchu. A z w-fu ma zwolnienie, bo go szczerze nienawidzi.

      Usuń
  9. Niestety ja również nie cierpiałam w-fu, a basen to był (i jest nadal) dla mnie horrorem. Pamiętam słowa Pana instruktora, który tłumacząc jak się pływa żabką powiedział: "ręce jak do modlitwy, nogi jak do grzechu". I uwierzcie, że mimo tak obrazowego instruktażu ;) do tej pory nie umiem tego skoordynować.:)Od dzisiaj ćwiczę z Mel B - obym wytrwała.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basen - brrrr, od czasów liceum nie byłam ani razu :) A tekst instruktora - boski :D Tylko ja też żabką też nie umiem pływać :)

      Smerfetko, Mel B uzależnia, miej świadomość :)

      Usuń
  10. Dla mnie lekcje wuefu były koszmarem - organizowałam strajki przeciwko bieganiu na długie dystanse, uczyłam dziewczyny mdleć na zawołanie i wiecznie zrywałam się grać w piłkę z chłopakami.

    Zarówno w gimnazjum, jak i liceum, bardzo kreatywne nauczycielki kazały nam na okrągło grać w siatkówkę. Bunt był ogromny, strasznie mi ta siatkówka w tamtych latach obrzydła. Ale nie załatwiałam sobie zwolnienia i nawet w okres ćwiczyłam - mimo lenistwa jakoś tak lubiłam ruch.

    Teraz wszyscy mają zwolnienia, znajoma wuefistka z 30-osobowej klasy na zajęciach ma 5 chłopców, 0 dziewczynek. To strasznie przykre, bo czasem mamy mało pomysłowych nauczycieli, ale przede wszystkim całe stado młodzieży, która najchętniej siedziałaby całą dobę przed komputerem. A potem nadwaga, wady kręgosłupa i wszelkie możliwe choroby. To już zresztą bolączka naszego narodu...

    Kiedy likwidowali na moim osiedlu boiska, nikt [poza starszymi pokoleniami] nie płakał - młodzież i tak nie wychodzi tutaj na powietrze. Czasem niektórzy w piłkę pokopią, ale to akurat grupa dzieciaków, zachęcanych przez rodziców i zapisanych do lokalnych klubów futbolowych.

    Fajnie, że dorośli wprowadzają modę na nordic walking czy rowery - widuję ich ostatnio całe mnóstwo. Ludzie biegają, jeżdżą, chadzają na fitnessy i siłownie. Ale to są przede wszystkim osoby 30,40,50+ - młodych wciąż niewiele :(

    Cieszę się, że Tiff przypadła Ci do gustu - jest naprawdę fenomenalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony racja, dzieciaki nie garną się do sportu, ale też nikt im nie pokazał, że ćwiczenia mogą być fajne. Ja się ostatnio szczerze przejęłam tym, że moje dziecko, jeśli nie zmienię swojego podejścia, będzie tak samo "anty-sportowe" jak ja. I właśnie mam nadzieję, ze już niedługo będę mogła powiedzieć o sobie z całą stanowczością, że należę do tych, którzy regularnie ćwiczą :)

      "Bardzo kreatywne nauczycielki" - nie wiem, co takiego jest w ludziach, którzy przecież powinni zarażać sportową pasją, że nie chce im się jeszcze bardziej niż innym. Przecież nauczyciel matmy nie przerabia z klasą cały czas ułamków... dlaczego więc w-fistą wolno cały czas zamęczać siatkówką? Chore.

      Tiff jest świetna - zrobiłam jej ćwiczenia na "boczki" i czuję się po nich wy-koń-czo-na :)

      Usuń
    2. Mnie najbardziej dobijała nauczycielka z liceum - miała takie tipsy, że jak miała nam podać piłkę, próbowała ją złapać samymi opuszkami, a i tak jej nie wyszło ;)

      Btw, jakby moje wuefistki zobaczyły, że prowadzę bloga o aktywnym stylu życia, chyba by się przekręciły. Zawsze się śmieję, że jakby się spotkały - ta z gimnazjum, liceum i studiów - mogłyby na mój temat całą noc przegadać, a i tak byłoby mało. Taki był ze mnie numer, hihih :))

      Usuń
  11. Ja niestety też od zawsze nie lubiłam szkolnych lekcji w-f (lubiłam gimnastykę, ale to trwało zaledwie tydzień w każdym roku, żeby tylko zaliczyć i po sprawie). Nie lubię niestety ćwiczeń grupowych. Ciągle wydaje mi się, że coś robię nie tak, ze ktoś się na mnie patrzy, śmieje się. A jak w gimnazjum trzeba było poprowadzić aerobik dla całej klasy to był horror totalny. Teraz po liceum miałam cichą nadzieję na koniec tej katorgi. Bo to przecież nie możliwe by na studiach był w-f co nie? A teraz ze zgrozą rozważam co wybrać.
    Lubię jeździć na rowerze. Wczoraj po długim okresie odpoczynku (wynikającego z bratu pompki i brata pod ręką, ja niestety jestem w takiej sytuacji bezradna) znów wsiadłam na rower. Jeździłam zaledwie godzinę. Dzisiaj rano ledwo wstałam... :)
    Bieganie tez mi nie przeszkadza. Swego czasu lubiłam sobie truchtać nawet po pół godziny w moim pokoju (wiem dziwne, ale ja tez dziwna jestem). Miałam zamiar zacząć biegać po dworze na dłuższe dystanse. Ale jak zaczęłam szukać informacji i okazało się, ze trzeba iść do lekarza i w ogóle i w szczególe, a jeszcze te specjalne buty co to mniej niż 300 złotych nie kosztują, przeraziły mnie kompletnie. Teraz jednak kiedy w nowym numerze Happy twierdzą, że to całe obuwie z amortyzowaną podeszwą robi więcej szkody niż pożytku, zaczynam się znów zastanawiać nad tą formą aktywności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja, póki co, olałam buty sportowe. Ćwiczę na boso, uważając tylko, żeby nadmiernie nie obciążać kostek. Buty sobie kupię... kiedyś, jak będę miała pewność, że zapał do ćwiczeń mi nie minie :)

      Kurcze, też się muszę przeprosić z rowerem, a raczej odebrać go od pewnej osoby, która strasznie zwleka, żeby mi go w końcu oddać :)

      Usuń
  12. uuuuh napisałam się tyle i mi skasowało;/
    Nic, powtórzę się, może się uda;)
    To smutne, co piszesz, bo świadczy tylko o braku przygotowania pedagogicznego nauczycieli (nie wiem, czy w ogóle, czy tylko wychowania fizycznego). Chciałabym aby podejście do tego przedmiotu zmieniło się na zdrowe, ale myślę też, że na to nie ma funduszy, bo potrzebne by były nowe sale z wyposażeniem, baseny, rowery itp;/
    Smutne, bo od przynajmniej półwiecza ciągną się takie sprawy, a i ciągnąć się jeszcze będą;(

    Pozdrawiam

    p.s. podobno zwolnienia z w-f stają się problemem makro w skali kraju!!?? dziwne, że nic się w tym kierunku nie działa;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no gdzież ten komentarz się ulokował;/ miał być pod odpowiedzią Skarletki;/

      Usuń
    2. Nie wiem, dla mnie nauczyciele w-fu to jakiś specjalny, antypatyczny, podły i chamski gatunek. Sprzęt sprzętem, ale ja uważam, że zmiana powinna nastąpić w mentalności tych ludzi. Nie znam ucznia, który nie chciałaby ćwiczyć dlatego, że sprzęt jest stary. Głównym powodem przeważnie są nauczyciele.

      Usuń
  13. Moja licealna wuefistka zniecheciła mnie do zajęć baardzo skutecznie.

    A każde wyglądały tak samo - bieg dwa kółeczka a potem ona na kawkę, a my 'na sucho' (bez muzyki) miałyśmy układać choreogafię.. Nieważne jaką - miałyśmy zająć się sobą i jej nie przeszkadzać. Koszmar :/ I najgorsze jest to, że takie podejście ma większość nauczycieli wfu. Nie mówię o męskich grupach, bo tam chłopcy zawsze zorganizują się w drużynę i grają w nogę, ale na wf dla dziewczyn nauczycielom zwyczajnie szkoda czasu, zaangażowania i nie daj Boże wysiłku.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne ćwiczenia , właśnie zaczynam czuć pośladki i plecy po tym 10 minutowym treningu. Może uda mi się również jutro poćwiczyć. Dzięki za inspirację :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja już po ćwiczeniach, tylko 10 minut ale padam na twaarz.

    OdpowiedzUsuń