Strony

wtorek, 3 marca 2015

Chcę czy nie chcę?

Ostatnio pisałam o tym, że aby osiągnąć swój cel wcale nie trzeba być jakoś super zmotywowanym i że sukces jest możliwy również wtedy, gdy do wyznaczonych zadań podejdziemy z umiarkowanym entuzjazmem - KLIK. Pod tekstem Martynika zostawiła świetny komentarz: 

Może to brutalne, ale stwierdziłam ostatnio, że jak człowiek czegoś baaardzzo chce, to żadna motywacja z zewnątrz, żaden coach, ani książka o motywacji mu potrzebna nie jest:). Wiadomo, w trudnych chwilach trzeba się wspomagać, żeby trzymać się w ryzach i nie poddawać, ale tak naprawdę najważniejsze, by nasze ustalone cele były zgodne z nami... tak po prostu:)

Zgadzam się w 100%.



Komentarz ten przypomniał mi o tekście Renaty Mazurowskiej ze styczniowego wydania miesięcznika Sens. Tekst nosi tytuł 12 miesięcy by dogonić marzenia i, z grubsza rzecz ujmując, mówi o tym, jak zaplanować rok, byśmy za 12 miesięcy byli bliżej tego, czego pragniemy. 

Autorka proponuje ćwiczenie polegające na wizualizacji tego, gdzie chcielibyśmy być i proponuje 10 pytań, które sami sobie powinniśmy sobie zadać. 

Załóżmy, że mamy już konkretny cel. A zatem:

- gdybym już dziś mogła robić to, o czym marzę, poczułabym...

- co mnie powstrzymuje?

- co mnie zachęca?

- czego potrzebuję, by to robić?

- czy jest to realne, by to osiągnąć w ciągu najbliższych pięciu lat?

- kto mógłby mi pomóc?

- co zrobię dziś, by być bliżej celu?

- co zrobię jutro?

- co zrobię każdego dnia?

I najlepsze:

JEŚLI NIE MOGĘ NIC ZROBIĆ? TO CZY NAPRAWDĘ TEGO CHCĘ?

No właśnie! Martynika trafiła w samo sedno: jeśli czegoś chcemy, to sami siebie będziemy motywować i popędzać. I nie będziemy mieć dylematów: chce mi się, czy mi się nie chce, zacząć od poniedziałku, za dwa tygodnie, czy może za miesiąc...

Piszę o tym, ponieważ sama już wielokrotnie przekonałam się o tym, że czasem o czymś marzę przez miesiąc... a czasem przez dwa dni. Jeśli to marzenie jest zapisane na jakiejś mojej liście i... po prostu tam jest i nic się z nim nie dzieje, to biorę to marzenie pod lupę.

Kiedy je zapisałam?
Dlaczego je zapisałam?
Dlaczego wydawało mi się fajne?
Dlaczego do tej pory nic z nim nie zrobiłam?

Pamiętam, że w 2012 roku zafascynowałam się makijażem. Najpierw zaczęłam eksperymentować na sobie, potem wpadło mi do głowy, że mogłabym malować innych. I na tym się skończyło. Nie chciało mi się kończyć żadnych kursów, żałowałam pieniędzy na profesjonalne kosmetyki, nie miałam ochoty namawiać koleżanek, żeby oddały się moje ręce. Po prostu. Problemów wynajdowałam mnóstwo, jednak przez długi czas miałam gdzieś z tyłu głowy "makijaż, makijaż, makijaż". Nie pamiętam, kiedy sobie odpuściłam - w którymś momencie po prostu przyszła świadomość, że makijażystki raczej ze mną nie będzie. I spoko! Wcale mnie do tego specjalnie nie ciągnie :)

Warto mieć marzenia, niech ta lista będzie długa, żeby marzeń wystarczyło do końca życia. Ale z drugiej strony... po co wpisywać na nią rzeczy, które przestały być aktualne? Weźcie pod rozwagę, jeśli w postanowieniach noworocznych co roku wpisujecie to samo. Może nieśmiertelne "schudnę" to tylko slogan, który powtarzacie z przyzwyczajenia? 


5 komentarzy:

  1. Coś w tym jest :) Jak czegoś bardzo, bardzo chcemy, to taki mały głosik podpowiada, że dzisiaj musisz coś zrobić, że musisz w coś zainwestować. Jeśli szkoda czasu i pieniędzy, to najwidoczniej wcale to nie jest nasze wielkie marzenie, a raczej tylko zachcianka. Droga do celu nie jest usłana różami, ale jeśli chcemy go osiągnąć, to zgodzimy się na tych kilka "kolców".

    OdpowiedzUsuń
  2. grunt,to złapać dobrą motywację. W moim przypadku jedno na 10 podejść się udaje. Zgadzam się, że jak człowiek się poddaje, to znaczy, że aż tak bardzo mu nie zależało, i dobrze mu z tym jak jest :( smutne, to bo gdy człowiek nie dąży do zmian i rozwoju, to stoi w miejscu, tracąc okazję do lepszego życia!

    koloryzazdrosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezmiernie mi miło, że mój niewinny komentarz stał się inspiracją do dobrego, wartościowego artykułu!:):) Czasem takie myśli na szybko, przelewające się na słowa (bez większych przemyśleń) są bardzo cenne, i co ciekawe zauważamy to dopiero po fakcie...:) Pozdrawiam!!!! Martynika

    OdpowiedzUsuń
  4. No to mnie dobiłaś - moim nieśmiertelnym hasłem jest "będę ćwiczyć". I ćwiczyłam, żeby nie było przez 1,5 roku systematycznie. Jednak ciąża, a teraz małe dziecko zmusiły mnie do zaprzestania - heheh, albo raczej popadłam w błogie lenistwo.
    Ciężko się zmotywować. Czyżby mi już nie zależało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem :)
      Ale granica miedzy "nie chce mi się" a "nie zależy mi" jest cienka :)

      Usuń