Na studiach, na tych przedmiotach, które związane były z nauczaniem innych, wielokrotnie mi powtarzano: każdy potrzebuje sukcesu. Jeśli dziecko sobie z czymś nie radzi, tłumacz, pokazuj, wymyślaj kolejne przykłady... ale nie zapomnij o jednym. O CHWALENIU. O wiele lepiej się pracuje i motywacja wzrasta, kiedy odniesiemy sukces. Chociażby najmniejszy, ale ważne, żeby był.
Wiecie, co jest moim małym sukcesem ostatnich dni?
Sama nie dowierzam, że to piszę, ale... odnoszę MAŁE SUKCESY W BIEGANIU.
U mnie nie było tak, że założyłam buty i od razu poczułam wiatr we włosach. Nie od razu powiedziałam "ale czad, chcę to robić częściej". W bieganiu sprawiało mi przyjemność wszystko... z wyjątkiem samego biegania. A jednak. Uparłam się, że polubię bieganie i w końcu mogę powiedzieć, że zaczynam je lubić.
W poniedziałek przebiegłam 30 minut: 15 minut biegu, 1 minuta przerwy na łyk wody (przerwy bardziej potrzebowała głowa niż ciało), 15 minut biegu. Sukces polega na tym, że przebiegłam to 30 minut spokojnie, bez zadyszki, bez kolki i następnego dnia moja kiedyś kontuzjowana kostka nie zawyła dziko z bólu. I następnego dnia miałam ochotę na więcej.
Kolejny mały sukces: wczoraj pokonałam 5 km na przemian maszerując i biegnąc. W doborowym towarzystwie dziewczyn, które biegają w Amatorskiej Szkole Biegania. Kiedy trener powiedział nam, że pokonałyśmy to 5 km... byłyśmy zaskoczone - delikatnie mówiąc :) A co najlepsze: dziś nie czuję zakwasów i... MAM OCHOTĘ NA WIĘCEJ.
Ktoś powie: a czym tu się chwalić? Ano właśnie tym! 30 minut - czas dla mnie jeszcze miesiąc temu zupełnie nieosiągalne. Z zazdrością patrzyłam na innych biegaczy, ale uparcie minutę biegłam, minutę szłam. 5 kilometrów? Matko, kawał drogi. A tu proszę!
Potrzebowałam tego. Naprawdę potrzebowałam tych małych sukcesów i te pozornie niewielkie osiągnięcia dodały mi skrzydeł. Złamałam bariery, które wydawały mi się nie do ruszenia. Mało tego! W mojej głowie pojawiła się śmiała myśl: a może już niedługo przebiegnę te 5 kilometrów bez zatrzymywania się?
Tym samym potwierdzam teorię, że na drodze do czegoś wielkiego, warto stawiać sobie małe wyzwania i cieszyć się z nich!
A póki co... idę otwierać szampana! No dobrze, butelkę wody mineralnej :)
Wiecie, co jest moim małym sukcesem ostatnich dni?
Sama nie dowierzam, że to piszę, ale... odnoszę MAŁE SUKCESY W BIEGANIU.
U mnie nie było tak, że założyłam buty i od razu poczułam wiatr we włosach. Nie od razu powiedziałam "ale czad, chcę to robić częściej". W bieganiu sprawiało mi przyjemność wszystko... z wyjątkiem samego biegania. A jednak. Uparłam się, że polubię bieganie i w końcu mogę powiedzieć, że zaczynam je lubić.
W poniedziałek przebiegłam 30 minut: 15 minut biegu, 1 minuta przerwy na łyk wody (przerwy bardziej potrzebowała głowa niż ciało), 15 minut biegu. Sukces polega na tym, że przebiegłam to 30 minut spokojnie, bez zadyszki, bez kolki i następnego dnia moja kiedyś kontuzjowana kostka nie zawyła dziko z bólu. I następnego dnia miałam ochotę na więcej.
Kolejny mały sukces: wczoraj pokonałam 5 km na przemian maszerując i biegnąc. W doborowym towarzystwie dziewczyn, które biegają w Amatorskiej Szkole Biegania. Kiedy trener powiedział nam, że pokonałyśmy to 5 km... byłyśmy zaskoczone - delikatnie mówiąc :) A co najlepsze: dziś nie czuję zakwasów i... MAM OCHOTĘ NA WIĘCEJ.
Ktoś powie: a czym tu się chwalić? Ano właśnie tym! 30 minut - czas dla mnie jeszcze miesiąc temu zupełnie nieosiągalne. Z zazdrością patrzyłam na innych biegaczy, ale uparcie minutę biegłam, minutę szłam. 5 kilometrów? Matko, kawał drogi. A tu proszę!
Potrzebowałam tego. Naprawdę potrzebowałam tych małych sukcesów i te pozornie niewielkie osiągnięcia dodały mi skrzydeł. Złamałam bariery, które wydawały mi się nie do ruszenia. Mało tego! W mojej głowie pojawiła się śmiała myśl: a może już niedługo przebiegnę te 5 kilometrów bez zatrzymywania się?
Tym samym potwierdzam teorię, że na drodze do czegoś wielkiego, warto stawiać sobie małe wyzwania i cieszyć się z nich!
A póki co... idę otwierać szampana! No dobrze, butelkę wody mineralnej :)
Nawet się nie obejrzysz, kiedy jednym ciągiem przebiegniesz te 5 km :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! :)
Może jeszcze w tym miesiącu...? :)
UsuńMoże jeszcze w tym miesiącu? :)
UsuńKiedyś byłam na tym samym etapie co Ty, teraz startuję na 10 km :)
UsuńWięc wszystko przede mną :)
UsuńJa narazie ''raczkuję'' z marszobiegami i coś się nie polubiliśmy aż tak do tej pory,ale czuję że może taki kroczkami również to polubię:)
OdpowiedzUsuńŁohohoh, u mnie nadal jest to szorstka przyjaźń :P
UsuńGratuluje :) Dla mnie bieg przez 15 minut bez przerwy to jeszcze marzenie :P
OdpowiedzUsuńSpokojnie, dojdziesz do tego :)
Usuńa ja na razie pól stadionu truchtam, pozostałe pół maszeruję, by nie dostać zawału :D i mam ochotę na więcej, za każdym razem, gdy daję radę o kilka metrów dalej jestem z siebie dumna ;)
OdpowiedzUsuńMetoda małych kroków w bieganiu też się sprawdza :)
UsuńTeż chciałabym kiedyś polubić bieganie, ale wyjść z domu bez dziecka to u mnie problem ;)
OdpowiedzUsuńDziecko na szczęście z dnia na dzień jest coraz większe : niedługo będziesz mogła zapakować dziecko na rowerek i ono będzie jechać, a ty biegać :)
UsuńSuper! Gratuluję postępów i życzę kolejnych sukcesów w bieganiu :) Fajnie, że sprawia Ci to radość.
OdpowiedzUsuńCześć, też dodałam do swojej diety ćwiczenia. Załączam dodatkowo link, do zapoznania się z nimi, przynoszą dobre efekty ;)http://www.przykladowediety.info/odchudzanie/cwiczenia-odchudzajace/
OdpowiedzUsuń