Kiedyś wydawało mi się to śmieszne.
- Nikt nie robi takie rosołu jak moja mama!
- Ach, takiego ciasta drożdżowego, jakie piekła moja babcia, nikt nie potrafi zrobić!
- Nie ma to jak pasztecik od wujka Franka!
Bzdura - tak myślałam jeszcze dwa lata temu. Bo na zdrowy babski rozum: jeśli dwie osoby gotują to samo, z tych samych składników, to różnica w smaku będzie raczej niewielka. Otóż... nie! :)
Moja teoria brzmi: potrawy przygotowane z miłością, specjalnie dla danej osoby albo takie, które robi się razem... smakują po prostu inaczej.
Moje dzieciństwo ma zapach drożdżowego ciasta. Na każdą niedzielę piekła je moja babcia, a ja jadłam je jeszcze ciepłe, czasem wysmarowane masłem, czasem marmoladą. Babcia nie żyje od dwóch lat, a ja ilekroć piekę drożdżowca, myślę o niej. I nie, te moje wypieki, chociaż chwalone, nie smakują tak jak te mojej babci.
Kiedy jeszcze studiowałam i przyjeżdżałam do domu na weekendy (lub rzadziej), w każdą sobotą gotowałam z moim Piotrem. Najpierw było planowanie, potem wspólne zakupy, wreszcie czas spędzony w kuchni i wspólna konsumpcja. Oczywiście nie pamiętam wszystkich potraw, które wtedy przygotowaliśmy, ale zostało we mnie przekonanie, że były one... przepyszne. Zarówno ja, jak i Piotrek byliśmy wtedy laikami kulinarnymi i rurki makaronowe nadziane szpinakiem, zapieczone pod beszamelem wydawały nam się szczytem kuchennego wyrafinowania. Teraz, ponad pięć lat później, żaden szpinak i żaden makaron nie smakują tak dobrze. Serio!
O rodzinnym wymiarze gotowania pięknie pisze Jakub Kuroń w książce Kuroniowie przy stole. Autor podaje mnóstwo przepisów, lecz ważniejsze od nich są anegdotki o poszczególnych członkach rodziny, opowieści o ich popisowych daniach, kulinarnych eksperymentach, tych mniej i bardziej udanych. Autor pisze tak:
Rzadko myślimy o tradycji kulinarnej jako o czymś, co buduje naszą tożsamość. Tę tradycję tworzą niepowtarzalne przepisy przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie, zindywidualizowane sposoby przyrządzania potraw oraz styl wspólnego biesiadowania. Każda rodzina ma tego rodzaju kulinarne sekrety, swoje patenty, których istnienia jej członkowie mogą być zupełnie nieświadomi dopóty, dopóki nie zaczną się zastanawiać nad ich pochodzeniem. Sposób przygotowania posiłków oraz wszystko, co towarzyszy ich jedzeniu, jest najlepszym sposobem cementowania więzi rodzinnych.
Jakub Kuroń ma to szczęście, że w jego rodzinie wszyscy lubili gotować, każdy na swój indywidualny sposób. Zaznacza on również, że jedzenie to sposób na okazywanie miłości... i ja się z nim zgadzam! Piotr do dziś wspomina, jak na początku naszej znajomości upiekłam dla niego ciasto... nie mając zielonego pojęcia o pieczeniu! Moja mama, kiedy byłam chora, przygotowywała mi lane kluski na rosole i podawała do łóżka - bardzo lubię to wspomnienie.
A wracając do samej książki... gorąco polecam zapoznanie się z nią. Cudownie bowiem czyta się o rodzinie, w której pasja gotowania przechodzi z pokolenia na pokolenie. Układanie zaś listy przepisów tak, by oddała ona charakter danego członka rodziny wydaje mi się zabiegiem wręcz genialnym.
W następnym tygodniu podam Wam kilka przepisów z tej książki, które udało mi się wypróbować. Będą zarówno te tradycyjne, jak i bardziej nowoczesne, zaproponowane przez Jakuba Kuronia,
I pytanie: jakie jest Wasze najpiękniejsze wspomnienie kulinarne? U mnie ciepłe ciasto drożdżowe bije wszystkie inne na głowę.
Rzadko myślimy o tradycji kulinarnej jako o czymś, co buduje naszą tożsamość. Tę tradycję tworzą niepowtarzalne przepisy przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie, zindywidualizowane sposoby przyrządzania potraw oraz styl wspólnego biesiadowania. Każda rodzina ma tego rodzaju kulinarne sekrety, swoje patenty, których istnienia jej członkowie mogą być zupełnie nieświadomi dopóty, dopóki nie zaczną się zastanawiać nad ich pochodzeniem. Sposób przygotowania posiłków oraz wszystko, co towarzyszy ich jedzeniu, jest najlepszym sposobem cementowania więzi rodzinnych.
Jakub Kuroń ma to szczęście, że w jego rodzinie wszyscy lubili gotować, każdy na swój indywidualny sposób. Zaznacza on również, że jedzenie to sposób na okazywanie miłości... i ja się z nim zgadzam! Piotr do dziś wspomina, jak na początku naszej znajomości upiekłam dla niego ciasto... nie mając zielonego pojęcia o pieczeniu! Moja mama, kiedy byłam chora, przygotowywała mi lane kluski na rosole i podawała do łóżka - bardzo lubię to wspomnienie.
A wracając do samej książki... gorąco polecam zapoznanie się z nią. Cudownie bowiem czyta się o rodzinie, w której pasja gotowania przechodzi z pokolenia na pokolenie. Układanie zaś listy przepisów tak, by oddała ona charakter danego członka rodziny wydaje mi się zabiegiem wręcz genialnym.
W następnym tygodniu podam Wam kilka przepisów z tej książki, które udało mi się wypróbować. Będą zarówno te tradycyjne, jak i bardziej nowoczesne, zaproponowane przez Jakuba Kuronia,
I pytanie: jakie jest Wasze najpiękniejsze wspomnienie kulinarne? U mnie ciepłe ciasto drożdżowe bije wszystkie inne na głowę.
U mnie babcine pączki, smażone w sobotni wieczór. Zawsze siadaliśmy z dwójką mojego rodzeństwa na schodach, wystawialiśmy głowy przez szczeble i czekaliśmy na pierwsze, jeszcze gorące pączki. Smak niezapomniany :):):)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie :)
UsuńPlacuszki ziemniaczane pieczone każdej soboty. Pamiętam jak przybiegałam z podwórka na obiad i zajadałam się pysznymi placuszkami, moi rodzice piekli ich bardzo dużo, więc nawet jak wieczorem wpadałam do domu to zimne zajadałam- cudowne, beztroskie czasy. Wspomnienie ciast też mam- moja mama piekła najlepsze ciasta na świecie :-)
OdpowiedzUsuńAle co mnie cieszy teraz- że wszyscy zmienili swój sposób jedzenia na taki jak prezentuje na blogu, jedynie zostały placuszki- jemy je raz na jakiś czas i uwielbiamy :-)
Jak tego dokonałaś, że ktoś dzięki Tobie zmienił sposób jedzenia? Mój przyszły mąż jest w tej kwestii niereformowalny, jedyne, do czego go przekonałam, to kasza jaglana na śniadanie :)
UsuńCo do placków ziemniaczanych... nienawidziłam ich przez większość życia, bo u mnie w domu posypywano je cukrem. A cukier i ziemniaki zupełnie mi nie pasują w duecie. Za to polane jogurtem z czosnkiem... mniam! :)
U mnie raczej domownicy też nie odejdą zupełnie od swoich upodobań jednak ciesze się że dzięki mojemu uświadamianiu ich o zdrowym odżywianiu coraz częściej wprowadzają dobre patenty. Lepsze to niż nic:) Mam nadzieję że niebawem wszyscy z nich przejdą na moją dobrą stronę mocy:D
UsuńA placki ziemniaczane zrobione w piekarniku,lub na oliwie to nic złego. Do tego jogurt naturalny i pychota:)
Wspólne receptury, wspólne tradycje przy stole, wspólne smaki - to jak więzy krwi :))
OdpowiedzUsuńDokładnie! :)
UsuńCzasem śmieszne jest to, że jakieś danie wybitnie nam się z kimś kojarzy, a ta osoba... zupełnie tego dania nie pamięta! Moja ciocia piekła pyszne ciasto budyniowe, do dziś je wspominam... a ona zupełnie tego faktu nie kojarzy! :)
Kluski na mleku,placki na zsiadłym mleku,drożdżowce to to co głównie pamiętam z dań dzieciństwa:)
OdpowiedzUsuńPan Kuroń nawet niedawno gościł w moich okolicach więc jestem ciekawa jakie przepisy są w jego książce:)
Przepisy bardziej podobają się mojej mamie niż mi, ale coś dla siebie też znalazłam :)
UsuńZapewne jeśli są robione w ''tradycyjny'' sposób to i mi raczej nie przypadną do gustu,ale może znajdzie się coś ciekawego co można zmodyfikować do zdrowszej wersji :)
UsuńJak byłam małą dziewczynką (wczesne lata 80-te) to z moim bratem mieszaliśmy w kubeczkach śmietanę z cukrem i kakao i tak jedliśmy. Pewnego razu ganialiśmy się po domu, ktoś przewrocił kubek i "potrawa" wylądowała na ścianie. Od tego czasu nikt w rodzinie jej nie nazywał inaczej niż "Na ścianie":-) Dziś już tego nie jemy ale wspomnienia pozostały:-)
OdpowiedzUsuńTeż jadłam śmietanę z cukrem, ale nie z kakaem a z chlebem:) dokładniej to chleb maczałam w śmietanie ;) albo jagody z cukrem...
OdpowiedzUsuńMasz rację z tym, że zawsze coś smakuje inaczej, zgadzam się w 100%:)